Nic nie zapowiadało, że tego dnia wydarzy się taka tragedia. To była zwykła sobota, godzina 14. - Wróciłem do domu po pracy, a brat w tym czasie gotował obiad - opowiada Pan Józef. - Z pracy przyniosłem pranie, więc uruchomiłem pralkę i siedliśmy do jedzenia - mówi.
Ogień pojawił się nagle
W pewnym momencie jeden z braci poczuł zapach dymu. W pierwszej chwili pomyślał, że to ciąg wsteczny i dym wydobywa się z pieca. - Zajrzałem do łazienki i zauważyłem, że pralka przestała działać i zgasło światło. Uznałem, że musiało wybić korki i wyszedłem do przedsionka. Tam już był ogromny dym i uświadomiliśmy sobie, że na górze domu musi się palić - wyjaśniają bracia.
Zaopatrzeni w drabinę, widły i wodę weszli na strych ratować sytuację. - Odsuwaliśmy szybko siano leżące na poddasze, aby pożar się nie rozwinął. Z początku mieliśmy nadzieję, że uda nam się ugasić ogień samodzielnie, ale okazało się, że zbyt szybko się rozprzestrzenia - mówi Pan Bolesław.
W tym czasie mężczyznom pomagał ich kolejny brat - Tadeusz Gil, który mieszka naprzeciwko. Dom został zbudowany po II Wojnie Światowej i wykonany był głównie z drewna, dlatego ogień zajmował kolejne partie dachu.
- Uznaliśmy, że nie ma sensu dłużej walczyć samodzielnie i zadzwoniliśmy pod numer 112. Muszę zaznaczyć, że Straż Pożarna pojawiła się już w niecałe 10 minut. Jesteśmy wdzięczni osobie, która przyjmowała zgłoszenie oraz strażakom za ich błyskawiczną akcję - zaznaczają bracia.
Pod płonący dom podjechała również policja oraz pogotowie ratunkowe.
Ratowali, co tylko się dało
W tym czasie pod posesją braci zebrali się okoliczni mieszkańcy wsi Kuby Młyny. Wszyscy gotowi byli pomóc w ratowaniu dobytku.
Gdy eternit na dachu budynku zaczął głośno pękać postanowiono, że trzeba ratować, co tylko się da. - Razem z sąsiadami zaczęliśmy wynosić z domu wszystkie meble i sprzęty. Jesteśmy bardzo wzruszeni i wdzięczni ludziom, że w nieszczęściu byli gotowi tak nam pomóc. Dzięki nim choć w części uratowaliśmy nasz dobytek - mówią bracia Gil.
Pożar gaszono około dwóch godzin. Okazało się, że przyczyną była wadliwa instalacja elektryczna.
Kątem u sąsiada
Bracia znaleźli tymczasowe schronienie u swojego najbliższego sąsiada. - Udostępniono nam drewniany domek znajdujący się obok domu, w którym sąsiad mieszka ze swoją rodziną - wyjaśniają bracia.
- Warunki są dobre, ponieważ mamy dostęp do bieżącej wody, centralnego ogrzewania, jest łazienka z wanną. Oczywiście chcielibyśmy jak najszybciej wrócić do swojego rodzinnego domu. To tutaj mieszkała nasza mama, my mamy już ponad 60 lat i nie czuliśmy potrzeby budowania nowego budynku. Ten w zupełności nam wystarczał i mamy nadzieję, że uda się go uratować - mówią Józef i Bolesław Gil.
Pomóżmy odbudować dom
W tym momencie bracia czekają na ubezpieczyciela, który wyceni straty. Na miejsce pożaru ma również przyjechać Inspektor Nadzoru Budowlanego, dlatego nie wolno im niczego ruszać. Sprawą Józefa i Bolesława Gilów zainteresowały się również władze Urzędu Miasta i Gminy Morawica oraz Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej. - Gdy wszystkie formalności zostaną dopełnione posprzątamy teren i zrobimy to, co będzie w naszej mocy. chcemy jak najszybciej odzyskać nasz dom i znów się do niego wprowadzić - mówią bracia. - Jednak na odbudowę dachu oraz całego strychu potrzeba sporej kwoty pieniędzy i będziemy wdzięczni za każdą pomoc.
Dowolną kwotę można przelać na numer konta bankowego: 82 1020 2629 0000 9802 0296 8329 w banku PKO BP SA.
POLECAMY RÓWNIEŻ:
Zobacz także: Flesz zakaz handlu w niedzielę - rząd wstrzymuje zmiany
Źródło: vivi24
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?