Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polska Rzeczpospolita Łyżwiarska

Przemysław Franczak, Soczi
Nasi panczeniści wyjadą z Soczi z trzema medalami. Na olimpijskim lodzie lepsza była od nas tylko holenderska potęga

Jak Polacy to robią? Dobre pytanie. Bez krytego toru, bez zaplecza, bez wielkich pieniędzy.
- Kiedyś już mówiłem, że czuję się jak bobsleista z Jamajki. Nie oszukujmy się, że jest inaczej. Przed wyjazdem na igrzyska trenowaliśmy na Stegnach. Minus 20 stopni, straszny wiatr. Na świecie nikt nie jeździ w takich warunkach. To jest aż śmieszne, ale co zrobić. Jesteśmy na tyle mocni, że udało nam się te przeciwności pokonać - opowiadał Jan Szymański, od soboty brązowy medalista olimpijski w wyścigu drużynowym.

Być może słowo-klucz to motywacja.
- Nasi zawodnicy znają swoją wartość, wiedzą, że mogą rywalizować z najlepszymi. To ich nakręca, żeby osiągać takie wyniki, bez względu na wszystko. Zwłaszcza bez względu na brak infrastruktury, o którym cały czas tu mówimy - podkreślał Krzysztof Niedźwiedzki, od soboty trener srebrnych medalistek olimpijskich w wyścigu drużynowym.
Typowe dla nas - znów stworzyliśmy wybitnych sportowców chałupniczym sposobem.
Po złotym medalu Zbigniewa Bródki w biegu na 1500 metrów posypały się deklaracje budowy profesjonalnego toru. Na wszelki wypadek - tak, żeby nikt o składanych obietnicach nie zapomniał - polscy panczeniści rzucili na stół kolejne argumenty.
Zaczęły kobiety. Adler Arena, półfinał. Z jednej strony Rosjanki, z drugiej Katarzyna Bachleda-Curuś, Luiza Złotkowska i Natalia Czerwonka. Trzy Polki, jedna myśl. Jedziemy na sto procent mocy.

- Miałam w nocy taki sen. Śnił mi się finał polsko-holenderski - opowiadała potem Złotkowska.
Sprawdziło się co do joty. Polki awansowały, w kieszeni miały już srebrny medal. To był ich cel, na wygraną z Holenderkami nie robiły sobie wielkich nadziei.

- Po półfinale emocje już opadły. Finał mogłyśmy pojechać na totalnym luzie - przyznawała Bachleda-Curuś.
Cztery lata temu w Vancouver, gdy Polki niespodziewanie zdobyły brązowy medal, trzeba było podejmować trudne personalne decyzje. W efekcie bez medalu została Czerwonka, która wtedy była rezerwową i nie wystartowała w żadnym biegu. W sobotę w identycznej sytuacji mogła się znaleźć Katarzyna Woźniak, ale decyzja drużyny i trenera była taka: Kaśka jedzie w finale.
- Holandia byłą poza zasięgiem na tych igrzyskach. A dziewczyny już od ośmiu lat ciężko razem pracują, byłoby nieelegancko, gdyby Kasia nie wystartowała. Co mogła zrobić, zrobiła. Nie liczyliśmy na wiele w finale, chodziło o to, żeby przejechać czysto, bez upadku, jakiejś dyskwalifikacji - tłumaczył Niedźwiedzki.

Polki przegrały, ale w sumie... wygrały. Na podium wskoczyły w czwórkę. Wszystkie szczęśliwe.
- Dziękuję dziewczynom. Cieszę się, że mam ten medal. Ciężko na to pracowałyśmy - podkreślała Woźniak.
Czerwonka: - Zrobiłyśmy wszystko, tak jak sobie zaplanowałyśmy. Mamy srebro i jest pięknie.
Bachleda-Curuś: - W Vancouver były niestety tylko trzy medale, teraz mamy cztery. Każda ma swój kawałek. Do kompletu brakuje nam jeszcze jednego krążka - złotego. O to, czy pojadę do Pyeongchang, proszę mnie jednak teraz pytać. Skąd ja ma wiedzieć czy dożyję? Teraz przede wszystkim chcę odpocząć - uśmiechała się łyżwiarka z Zakopanego.

Sukcesu nie świętowały same. Na lodzie dołączyli do nich koledzy z reprezentacji: Bródka, Szymański i Konrad Niedźwiecki. W walce o brązowy medal pokonali Kanadyjczyków, choć na półmetku tracili do rywali blisko 2,5 sekundy.
- Nie denerwowałem się. Stałem jak posąg. Wiadomo, było, że Kanadyjczykom musi spaść tempo, pytanie było tylko takie, czy my utrzymamy swoje. Udało się, wynik na poziomie 3.40 na tym torze to rewelacja. Niewiele zabrakło do rekordu Polski - chwalił podopiecznych trener Wiesław Kmiecik. - Już rano widziałem, że jest dobrze. Chłopcy tryskali humorem. To była bardzo dobra taktyka, że dzień wcześniej w półfinale z Holendrami nie walczyliśmy jak w Powstaniu Warszawskim, tylko racjonalnie. W najważniejszym biegu była energia.

Rzeczywiście, na Holendrów w Soczi nie było mocnych. Zdobyli aż 23 z 36 medali, o które rywalizowano w Adler Arenie.
- My też jesteśmy potęgą, ale w kategorii krajów, które nie mają hali - śmiał się Bródka.
Od niego w biegu drużynowym bardzo wiele zależało. To on miał pociągnąć kolegów, tym bardziej że Niedźwiedzki wcześniej nabawił się tutaj kontuzji pachwiny.

- Stałem na dosyć kruchym lodzie, naprawdę ogromne szczęście, że to zdążyłem wyleczyć. Nie chciałem zawieść chłopaków - przyznawał 29-letni panczenista z Warszawy. - A Zbyszek? Przed igrzyskami mówiłem tak: mam nadzieję, że jak któryś z nas zdobędzie medal indywidualnie to będzie w stanie potem skupić się na "drużynówce". I on to zrobił. Bardzo podobała mi się jego postawa. Ja byłem trochę podłamany urazem, a on cały czas nas motywował. Mówił: mamy jeszcze coś do zrobienia, mamy jeszcze jedną blachę do zdobycia. Wywiązał się świetnie ze swojej roli.

Z medalami na szyi wszyscy planują teraz wakacje, czas dla rodzin.
- Chciałbym gdzieś w spokoju odetchnąć. A potem zobaczymy, co się będzie działo. Albo ruszam z kopyta, albo jeszcze dam sobie trochę czasu. Choć w sumie nie wiem, po co. Jestem superszczęśliwy jeżdżąc na łyżwach, nie czuję, żebym był wypalony - mówił Niedźwiecki.
- Ale najpierw czeka nas świętowanie - zapowiedział ze śmiechem Szymański. - Podobno wszystkie pokoje są już w wiosce sprzedane, trzeba więc przechrzcić te baseny z lodowatą wodą, które tam są. Ochroniarze będą raczej niechętni, ale damy radę - puszczał oko.

Dziś wszyscy wracają do kraju. Wymarzonej hali z torem jeszcze nie zdążyli w Polsce wybudować, ale...
- Mam nadzieję, że po tych igrzyskach wszystko się zmieni - podkreślił Bródka.
Hale, sponsorzy. Może się uda.

- My mamy sponsora, ale nie powiem jakie to są pieniądze - wzdychał ciężko trener Kmiecik. - To trzy procent budżetu, a budżet nie jest wcale wygórowany. Kupić coś dodatkowego? Nie ma mowy. Jest oczywiście "Klub Polska", ale tu pieniądze idą na nazwisko, na konkretnego zawodnika. Nie można tych środków przerzucić na inne cele. Liczę jednak, że teraz znajdzie się sponsor strategiczny i może uda się stworzyć system szkolenia, taki jak w skokach narciarskich. Zainwestować w młodzież, w obiekty. Piękną halę można wybudować za 30 mln złotych i nie tylko dla łyżwiarzy, ale taką dla siedmiu-ośmiu dyscyplin. W Polsce ludzie chcą jeździć na łyżwach, na Stegnach kolejki się ustawiają po bilety. Teraz mamy wspaniały sukces, wykorzystajmy to.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie