Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polski młot sparaliżowany strachem

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Paweł Fajdek odpadł już w kwalifikacjach
Paweł Fajdek odpadł już w kwalifikacjach Andrzej Szkocki/Polska Press
Szok? Mało powiedziane. Paweł Fajdek, murowany kandydat do złota w rzucie młotem, odpadł w eliminacjach. Najlepszy w nich był… Wojciech Nowicki.

Scena pierwsza, a zarazem ostatnia. Paweł Fajdek, z czapką z daszkiem mocno nasuniętą czoło, idzie przez strefę dla dziennikarzy. Bez słowa mija telewizję, radiowców, nie zatrzymuje się przy reporterach prasowych. Wypowiada tylko jedno zdanie: - Jadę przebukować bilet do Polski.

W piątek, w wieczornym finale rzutu młotem, miał walczyć o złoty medal, ale ta historia skończyła się zanim na dobre zdążyła się zacząć. Bo Fajdek potknął się w eliminacjach. Znowu. Tak jak cztery lata temu w Londynie. Różniły się szczegóły - wtedy spalił wszystkie trzy próby, teraz dwie zaliczył - ale efekt był ten sam.

- Duży szok, nieprędko dojdzie do siebie. Taki doświadczony zawodnik, mistrz świata. Widać, że nie wszyscy wytrzymują presję - komentował na gorąco Henryk Olszewski, wiceprezes PZLA ds. szkolenia, trener kulomiota Tomasza Majewskiego, który z bliska śledził przedbiegi młociarzy.

- Eliminacje są najgorsze - mówił kilka dni temu Fajdek. Najgorsze, bo kosztują go więcej nerwów niż finały, bo trudniej jest utrzymać koncentrację. Ale błędy z przeszłości, zapowiadał, się nie powtórzą.

Na rozgrzewce nic katastrofy nie zapowiadało. W jednej próbie posłał młot w okolice 77. metra, dalej od kwalifikacyjnego minimum. Potem jednak zaczęły się schody. Spalił pierwszy rzut, dwa następne były słabe. Sklasyfikowany został z wynikiem 72 m - tyle, ile normalnie rzuca z zamkniętymi oczami.

- Był sparaliżowany strachem. Na tym polega stres, że zawodnik zamiast działać jak automat, zaczyna myśleć, analizować. Wtedy od razu ruch jest wolniejszy i dzieją się takie rzeczy - wyjaśnia Olszewski. - To jest trochę jak wypadkiem samochodowym. Najpierw pewnie jedziemy, a jak się zdarzy stłuczka, to wleczemy się 40 na godzinę i uważamy, żeby w coś znowu nie puknąć.

Okoliczności łagodzących nie ma. Upał, który na płycie stadionu jest nieznośny, dawał się we znaki wszystkim, bardzo wczesna pobudka - którą wcześniej Fajdek nazwał „tragedią” - też nie jest wytłumaczeniem.

- Co to za marudzenie, dziećmi przecież nie jesteśmy. Wstaje człowiek o czwartej rano i się rozbudza. Jeśli Paweł to zlekceważył, to ma tego skutek i to jest go wina - zauważa Olszewski.

- Na treningach wyglądał super, wręcz kosmicznie, ale jak widać konkurs robi swoje - mówił drugi z naszych młociarzy Wojciech Nowicki. Akurat jemu olimpijski stres się nie udzielił, bo wygrał eliminacje z wynikiem 77,64. I to mimo tego, że wcale nie był zadowolony ze swoich rzutów.

Wychodzi więc na to, że również jemu Fajdek usunął się z drogi po złoty medal.

- Nie patrzę na to w ten sposób, nie nastawiam się na nic. Chcę przyjść, zrobić swoje najlepiej jak potrafię i zobaczymy, ile młot poleci - przekonuje Nowicki. - Szkoda, że Pawła nie będzie w finale. Dla mnie to większy szok niż cokolwiek innego. Myślałem, że razem powalczymy o medale.

Dla równowagi oprócz rozczarowań mamy też w Rio cudowne oczarowania. W nocy z wtorku na środę 20-letnia Maria Andrejczyk wygrała eliminacje rzutu oszczepem, bijąc przy okazji rekord Polski i wpisując się do tegorocznych tabel z najlepszym wynikiem na świecie (13. w historii) - 67,11 m. Nieźle jak na zawodniczkę, która już planowała, że jeśli nie awansuje do finału, to wybierze się na spacer po Copacabanie.

- Teraz muszę zmienić plany, na plażę wybiorę się później - śmiała się. - Skąd taki rzut? Nie mam pojęcia. Stało się coś magicznego. Po prostu poleciało. O czymś takim nie marzyłam, już sam udział w igrzyskach jest dla mnie niesamowitą sprawą. Teraz jednak nie oczekujcie zbyt wiele. Nie chcę nic obiecywać. Celem będzie miejsce w ósemce - mówiła Andrejczyk.

Finał dzisiaj wieczorem, czyli w nocy polskiego czasu, podobnie jak konkursu pchnięcia kulą mężczyzn. Tomasz Majewski, Konrad Bukowiecki i Michał Haratyk na Stadion Olimpijski muszą przyjechać także rano, na eliminacje.

- Tomek nie przyjechał tu wygrywać. Kończy już karierę, jak wejdzie do ósemki to będzie dobrze - twierdzi Olszewski, trener dwukrotnego mistrza olimpijskiego.

Dla obu to będzie zamknięcie pięknej epoki. - Ale nie zamknięcie naszych relacji. Tomek będzie kandydował do zarządu PZLA i na prezesa okręgowego związku. Chce coś pomóc swoją osobowością. Myślę, że to jest dla niego bardzo dobra droga - uważa Olszewski. - Szkoda tylko, że publicznie ogłosił ten koniec kariery, niepotrzebnie. Jeszcze może by postraszył rywali. Chociaż zdrowia już nie ma, uciekło. To jest cena, którą się płaci w profesjonalnym sporcie. Młode chłopaki? Liczę, że pokażą zęba.

Z obiecujących wiadomości: Angelika Cichocka i Joanna Jóźwik wygrały biegi swoje eliminacyjne na 800 m. Półfinały w czwartek.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Polski młot sparaliżowany strachem - Sportowy24

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie