Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomagają młodszym kolegom bo lubią. Wolontariusze bractwa św. Anny chcą zmieniać świat na lepsze

Marcin JAROSZ [email protected]
To jeden z niewielu momentów w ciągu roku, gdy wszyscy mogą się razem spotkać. To zdjęcie wykonaliśmy podczas spotkania wigilijnego w Szkole Podstawowej numer 2 w Staszowie.
To jeden z niewielu momentów w ciągu roku, gdy wszyscy mogą się razem spotkać. To zdjęcie wykonaliśmy podczas spotkania wigilijnego w Szkole Podstawowej numer 2 w Staszowie. Marcin Jarosz
Robią to bez żadnego interesu. Dzięki nim ich młodsi koledzy poprawiają szkolne stopnie i mają możliwość odetchnięcia od codziennych domowych problemów. Nie jest łatwo, ale owoce tej pracy cieszą podwójnie.

Bractwo świętej Anny działa w Staszowie od siedmiu lat. Wolontariat prowadzi tutaj kilku dorosłych oraz spora grupa wkraczającej w dorosłość młodzieży. Postawili sobie za cel zmieniać świat na lepsze, więc pomagają słabszym w nauce. Przy okazji uczą się siebie nawzajem, bo nie ma dzieci złych. To ważna nauka, która procentuje.

GDY SZKOŁA TO ZA MAŁO, POZOSTAJE WOLONTARIAT

- Gdy przychodzisz na zajęcia jesteś pochłonięty innymi. Nie myślisz o sobie. Chcesz pomóc. Tak po prostu. Mamy z tego ogromną satysfakcję - mówią Ola, Milena, Ula i Patrycja. To tylko część wspaniałej wolontariackiej "ferajny". Na co dzień zdobywają wiedzę w staszowskich szkołach średnich, ale po godzinach sami wcielają się w role nauczycieli, choć bardziej do nich pasuje rola cioci i wujka, który po prostu usiądzie i pomoże w odrobieniu lekcji.

Pomaganie nie zawsze jest słodkie. Podopieczni mają od 7 do 14 lat. Czasem trzeba postawić na swoim, przełamać opór, przekonać i pokazać, że zadanie, które podopieczny ma do wykonania to nie kara lecz zwykła codzienność. Bo dzieci, które przychodzą z zeszytem, na głowie mają znacznie więcej problemów. Z wolontariuszami czują się bezpiecznie, bo jak mówi Renata Łagosz to jest pomost pomiędzy światem dzieci a dorosłych. Czasem jednak praca wymaga cierpliwości i może minąć dużo czasu, zanim dzieci naprawdę się "otworzą".

POMAGAJĄ DZIECIOM I SOBIE. CO Z TEGO MAJĄ?

- Mnie to sprawia ogromną satysfakcję, kiedy przychodzi dziecko i mówi, że dostało piątkę z lekcji, które odrabialiśmy wczoraj. Widzę, że ono jest zadowolone z siebie, a i ja sama jestem zadowolona, bo to, co robię ma sens - mówi Ola Kwietniewska. Jest w klasie maturalnej liceum imienia kardynała Stefana Wyszyńskiego.

W bractwie świętej Anny pomaga od dwóch lat. - Zaraziła mnie moja koleżanka i tak już zostało. Nikt mnie nie zmuszał, sama chciała i podoba mi się to. Sama swoją przyszłość wiążę z pracą z dziećmi. Tutaj mamy niezłą szkołę wychowania. Uczymy się nie tylko jak postępować z dziećmi w różnych sytuacjach, ale też jak sami mamy się zachowywać - dodaje nastolatka.

Nie zawsze jest łatwo i przychodzą chwile zwątpienia. Dzieciaki potrafią czasem dać w kość. - Ale to taki chwilowy stan. Czasem nie wszystko idzie tak, jak sobie planujemy. Uczymy się przełamywać bariery - dodaje Ola Jońca. Wolontariusze pomagają dziś około 30 dzieciom. Spotykają się z nimi w Centrum Integracji Społecznej przy ulicy Parkowej. Zajęcia odbywają się popołudniami w poniedziałki, środy i piątki. Najpierw jest nauka i odrabianie lekcji, choć spotkanie nie ogranicza się tylko do tego. Niektórzy podopieczni dzięki pracy ze specjalistami nadrabiają braki rozwojowe. Nie brakuje czasu na zabawę.

NAJWIĘCEJ ENERGII ZAWSZE DAJE SUKCES, CZYLI WĘDKA ZAMIAST RYBY

- Tym dzieciom najwięcej energii daje ich własny sukces, bo na co dzień nie mają zbyt wielu powodów do uśmiechu. Muszę przyznać, że mam znakomitych wolontariuszy. To są fantastyczne wprost młode osoby. Nie prosiłam ich i nie przekonywałam. Rzuciłam tylko hasło i powiedziałam im na samym początku, że to nie będzie łatwa rzecz. Nie każdy może dać siebie drugiej osobie zupełnie bezinteresownie - mówi Renata Łagosz, pedagog w Zespole Szkół numer 2 w Staszowie, która kieruje grupą. Po siedmiu latach działania w bractwie działają już wolontariusze, którzy na początku korzystali z pomocy innych.

W jaki sposób trafiają do nich podopieczni? - Tutaj jest druga zagadka. Nie typujemy dzieci, ale one same się dowiadują i przychodzą do nas. Każdy z nich chce być przez moment najważniejszy i dla nas właśnie taki jest - najważniejszy - dodaje Łagosz. Młodzieńczy zapał łączy się tutaj z doświadczeniem dojrzałych osób. Jedną z nich jest Marek Poniewierka, nauczyciel informatyki w staszowskiej "dwójce". Z bractwem jest od początku. - Trzeba coś robić. Myślę, że mam im coś do zaoferowania i sprawia mi to satysfakcję. To jest mój skromny wkład w tę pomoc - słyszymy w odpowiedzi na pytanie o motywy swojej pracy w bractwie.

POMAGAJĄ MŁODZI I DOROŚLI. CZASU IM NIE SZKODA

W murach remizy strażackiej OSP przy ulicy Parkowej, gdzie mieści się Centrum Integracji Społecznej, prowadzi z podopiecznymi zajęcia informatyczne.

- Do dość ciekawa odskocznia od nauki za którą nie wszyscy przepadają - uśmiecha się pan Marek. Ale dzieciaki przy komputerach też mają co robić. Mają do dyspozycji programy edukacyjne. Tutaj też poznają w jaki sposób bezpiecznie surfować po Internecie. Oprócz niego wolontariuszami są również Jadwiga Skórska, Marlena Rzepa i Edyta Zarzycka.

Bractwo jako Stowarzyszenie walczy o pieniądze na swoje działanie w konkursach organizowanych przez gminę Staszów. Pieniądze, które uda się w ten sposób pozyskać pokrywają połowę wydatków. Resztę wykładają miejscowi sponsorzy. Wszystko to pozwala nie tylko na organizowanie zajęć, ale też na coroczne wspólne wyjazdy na obozy terapeutyczno - wychowawcze. Każdy z uczestników ma wtedy własną "walizkę" w formie kartki papieru. Dzieci mają na niej wypisać, co zabrałyby ze sobą z powrotem do domu, co zobaczyły i czego się nauczyły. Zimą na własny wyjazd jadą wolontariusze. To jest nagroda dla nich za cały trud oraz czas na poznanie siebie nawzajem. Uczą się wtedy jak pracować z dziećmi i jak je prowadzić.

POMOCNA DŁOŃ ZAWSZE JEST POTRZEBNA

Jak są odbierani przez rówieśników? - Chyba najczęściej spotkamy się z pytaniem "co my z tego mamy?". Wiele osób chciało zostać wolontariuszem tylko dlatego, że są fajne wyjazdy, ale nie wytrzymali - mówią dziewczyny.

Ale anioły od świętej Anny nadal potrzebują nowych rąk do pomocy. - Wielu martwi się, że nie da rady, ale trzeba chcieć spróbować. Zachęcam wszystkich do udziału w wolontariacie, bez względu na to gdzie chcecie pomagać. Wszędzie są potrzebni ludzie, którym chce się zrobić coś dla innych. Pomaganie jest wielką sztuką i musi wynikać z potrzeby serca. Pomagać należy, bo tak trzeba. Trzeba też mieć dużo cierpliwości i wytrwałości. Owoców pomocy nie widać od razu, czasem trzeba na nie poczekać - dodaje Renata Łagosz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie