Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powodzianie ze Staszowa skarżą władze

Marcin JAROSZ
Kilka dni po powodzi rozpoczęło się wielkie sprzątanie po powodzi i szacowanie strat w zalanym gospodarstwie Piotra Zawadzkiego z Maśnika.
Kilka dni po powodzi rozpoczęło się wielkie sprzątanie po powodzi i szacowanie strat w zalanym gospodarstwie Piotra Zawadzkiego z Maśnika. Marcin Jarosz
Czy akcja ratowania przerwanego wału na kanale Strumień w Rejterówce była spóźniona? A może nic więcej nie dało się zrobić? Odpowie na to prokuratura. A chodzi o dwa trudne dni...

- Naszym zdaniem przerwany wał na kanale Strumień w Rejterówce można było załatać dużo wcześniej niż to zrobiono. Przez dwa dni nie zrobiono nic, albo bardzo niewiele - mówią poszkodowani w majowej powodzi mieszkańcy Maśnika w gminie Połaniec i Budzisk w gminie Łubnice. - Mieszkańcy mają prawo do zdenerwowania, ale w tej kwestii nie mają racji - odpowiada starosta staszowski. Sprawa trafiła do prokuratury.
- Mam ogromny żal do tych, którzy odpowiadali za całą akcję w sztabie kryzysowym. Wody nic nie było w stanie zatrzymać, ale nie denerwuje mnie to, że zalała mnie woda. Denerwuje mnie to, w jaki sposób się to stało - mówi Piotr Zawadzki z Maśnika w gminie Połaniec. Jego gospodarstwo zniszczyła powódź z przerwanego wału w Rybitwach na kanale Strumień. Od prawie dwóch miesięcy stara się wrócić do normalności.

MORDERCZA WALKA O NORMALNOŚĆ

Piotr Zawadzki mieszka w Maśniku. Od 22 lat zajmuje się profesjonalną uprawą ogórków. Jego plantacja jest jedną z najnowocześniejszych w województwie. Wszystko sterowane komputerowo, specjalne piece mazutowe, pompy, specjalne sterowniki odpowiedzialne za mikroklimat. W normalnych warunkach przed wejściem do ogromnej szklanej hali zmienia się obuwie, przechodzi przez specjalną matę. Zbiór odbywa się w rękawiczkach. Dwa dni po przerwaniu wału na kanale Strumień w Rejterówce wszystko zamieniło się w bagno.
Dopiero dziś, po niemal dwóch miesiącach od powodzi można mówić o względnej normalności. Normalności okupionej morderczą pracą kilku osób, i dziesiątkami tysięcy złotych wydanych na naprawy i czyszczenie. - Jeszcze nie miałem czasu, aby wszystko podliczać. Na razie musze walczyć o powrót do produkcji. Pół miliona złotych straciłem już na starcie. Komisji nie było żadnej. Córka pojechała na wakacje. Przynajmniej ona trochę odpocznie - mówi pan Piotr.

MIELI POMÓC WSZYSCY. ODWAŻYLI SIĘ NIELICZNI

Obok niego stoi małżonka. - Teraz jest już lepiej, już nie śmierdzi, już nie widać tej tragedii. Wkrótce ruszymy z produkcją, jeszcze trafimy w zimowy sezon - mówi kobieta.
Produkcja trwała tutaj cały rok. Specjalnie sprowadzone z zagranicy maszyny, odpowiedni program uprawy. Każda z 10 tysięcy sadzonek była zakorzeniona w specjalnej wełnianej macie. Tuż po zejściu wody kilku pracowników przerzuciło kilkadziesiąt ton takich mat. - Wszystko trzeba było wyrzucić, aż do spodu. Nie mogło nic tutaj zostać. Nikt się nie zapytał, czy mi czegoś nie potrzeba. Gdyby nie pomoc z zewnątrz, byłbym w tym samym miejscu, co przed miesiącem - mówi mężczyzna.

Wedle wcześniejszych zapowiedzi pomocy dla powodzian kontrahenci w większości przypadków skorzystali z okazji i skasowali pieniądze za usługę. Tak było między innymi u Zawadzkich, ale tu pojawiły się wyjątki. Dostawca nasion dał 2 tysiące sztuk, a producent pomp obiegowych zregenerował je za darmo. - Jedynym kosztem była tylko wysyłka. Bardzo pomogła też ekipa jednej z firm, która rozkręciła, umyła i skręciła na nowo kilka tysięcy metrów kwadratowych szklanych ścian tylko za nocleg i jedzenie - mówi Piotr Zawadzki.

KOSZMAR SETEK LUDZI PRZEZ DWA DNI ZWŁOKI?

Razem z kilkoma innymi osobami chce wyjaśnić, dlaczego nie udało się zatamować wcześniej przerwanego wału na kanale Strumień. Jedni stracili domy i zabudowania gospodarcze, inni sady i uprawy. - Sprowadziłem do sadu jabłonie z Węgier. To była specjalna odmiana. Wszystko jest do wyrwania. Nie mam, ani drzew ani jabłek - mówi Władysław Jurkowski z Budzisk.
Powodzianie są zdania, że ludzie odpowiedzialni za działania przeciwpowodziowe na terenie powiatu staszowskiego nie dopełnili swoich obowiązków.
- Po pierwsze, dlatego, że nie podjęto skutecznych działań po przerwaniu wału w Rejterówce. Wicestarosta zamiast pojechać na wyrwę i zobaczyć, jaki efekt daje zrzut worków, przyglądał się, jak helikopter zabiera worki z ciężarówek. Miotano się pomiędzy amfibią a helikopterem. Przywieziono na miejsce amfibię, ale powiedziano, że nie ma możliwości technicznych. Akcja z helikoptera była za dwa dni. Wtedy się okazało, że amfibia też da radę brać udział w akcji. Naszym zdaniem zaniechano podjęcia należytych działań na czas, zarówno przez gminę Łubnice, Połaniec, jak i Starostwo Powiatowe w Staszowie - mówią ludzie.
URZĘDNICY: ZARZUTY BEZZASADNE I NIESŁUSZNE

Z tymi zarzutami nie zgadzają się jednak urzędnicy odpowiedzialni za akcję powodziową. - To jest absolutnie nieprawdą, że nic nie robiono w tej kwestii. Były próby i działania podejmowanie przez sztab kryzysowy natychmiast po informacji o przerwaniu wału. Natychmiast staraliśmy się też o uzyskanie pomocy helikoptera, ale wiadomo, że takiej maszyny nie można sprowadzić na miejsce w ciągu godziny, wykonując jeden telefon. Moim zdaniem mieszkańcy mają niepełną wiedzę, co do działań, jakie podejmowaliśmy i ten wniosek jest niesłuszny - mówi Anna Grajko, wójt Łubnic.
Z oskarżeniami pod adresem powiatowego zarządzania kryzysowego nie zgadza się również Romuald Garczewski, starosta staszowski. - Ludzie mają prawo być rozgoryczeni, ale nie chodzi o to, aby szukać teraz winowajcy na siłę. Przypuszczam, że poszkodowani nie mają racji formułując zarzuty w stronę wójtów, burmistrzów czy starostwa powiatowego. Trzeba mieć wiedzę, kto jest zarządcą wałów i jak wykonuje swoje obowiązki w tym zakresie - dodaje starosta.

POWODZIANIE: NIECH SPRAWDZI PROKURATURA

Ale poszkodowanym takie tłumaczenia nie wystarczają. Dlatego złożyli do prokuratury rejonowej w Staszowie zawiadomienie, w którym zarzucają władzom gmin Łubnice, Połaniec oraz Starostwa Powiatowego w Staszowie niedopełnienie obowiązków wynikających między innymi z ustawy o samorządach gminnym i powiatowym oraz ustawy o zarządzaniu kryzysowym.
- Przeżywam ten koszmar już drugi raz. Trzynaście lat temu woda z Wisły była u nas błyskawicznie, teraz wlewała się powoli. Gdyby od razu podjęto działania w celu zatamowania wyrwy, być może wody w ogóle by u nas nie było. Dlatego chcę, aby sprawdzono, czy zrobiono wszystko, co możliwe i we właściwym czasie, aby zatkać wyrwę w Rejterówce - mówi Zawadzki.

Zawiadomienie trafiło na biurko prokuratora rejonowego w Staszowie. Potwierdził to w rozmowie z nami Piotr Okarski, wiceszef Prokuratury Rejonowej w Staszowie. - Poprosiliśmy o wyłączenie nas z prowadzenia tej sprawy, trafiła ona do Prokuratury Rejonowej w Busku Zdroju - mówi Okarski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie