Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces kasjerki i księgowej ze szpitala w Końskich

/bek/
- Razem z koleżankami ustaliłyśmy, że w kasie brakuje ponad 400 tysięcy złotych - opowiadała w piątek w sądzie 55-letnia kobieta zeznająca w procesie 52-letniej kasjerki oskarżonej o przywłaszczenie sobie pieniędzy z kasy szpitala w Końskich.

Z ustaleń śledczych wynika, że od stycznia 2005 do listo-pada 2008 roku z kasy szpitala w Końskich zniknęło ponad 400 tysięcy złotych. Spory ubytek wyszedł na jaw dopiero, kiedy na emeryturę odeszła główna księgowa. Śledztwo wykazało, że do braku w kasie przyczyniła się 52-letnia dziś kasjerka. Kobieta straciła pracę, a prokuratura postawiła jej zarzut przywłaszczenia mienia. Według śledczych brała ze szpitalnej kasy pieniądze, które trafiały tu za pobyt pacjentów, badania, rehabilitację oraz z czynszów, które płacili dzierżawcy lokali wynajmowanych od szpitala. Oprócz 52-latki na ławie oskarżonych zasiada także 64-letnia główna księgowa, która została oskarżona o niedopełnienie obowiązków. Obie kobiety nie przyznają się do winy. Proces w tej sprawie toczy się przed Sądem Okręgowym w Kielcach. Wczoraj sąd przesłuchał świadków.

- W grudniu 2008 roku z pierwszą komisją przeprowadzałam inwentaryzację kasy szpitala. Miałyśmy sprawdzić, jaki jest stan kasy na dany dzień - opowiadała 55-letnia pracownica działu księgowości koneckiego szpitala. - Pamiętam, że tego dnia nie było raportu kasowego. Stan kasy po przeliczeniu zgadzał się z dokumentami, ale ze względu na brak tego raportu nie miałyśmy pewności, czy nie ma braku. Druga komisja pracowała dłużej niż tydzień. Naszym celem było sprawdzenie dokumentów i ustalenie niedoboru. Razem z koleżankami ustaliłyśmy, że w kasie brakuje ponad 400 tysięcy złotych. Były to niedobory za czynsze, badania, czy opłaty za parkingi. Oskarżona nie uczestniczyła w pracach komisji, ale nie wiem, dlaczego - zeznawała kobieta.

Podczas przesłuchiwania kobiety oskarżona kasjerka złożyła wyjaśnienia dotyczące przebiegu inwentaryzacji. - Główny księgowy wszedł do mojego pokoju razem z komisją inwentaryzacyjną. Trzy razy powiedział do mnie: "Wie pani o co chodzi", ale to nie było zwykłe mówienie, tylko krzyk. Udostępniłam komisji ostatni sporządzony przeze mnie raport i wszystkie dokumenty kasowe. Nie pozwolono mi w ogóle policzyć gotówki w kasetce i polecono mi opuścić pomieszczenie kasowe - mówiła rozgoryczona. - Następnego dnia siedziałam w pomieszczeniu przed kasą. W kasie była jedna z pracownic z komisji i wertowała dokumenty. Prosiłam ją, żeby tego nie robiła, bo jeszcze nie przekazałam dokumentów. Kolejnego dnia do kasy weszła komisja. Panie wyciągały wszystkie dokumenty, a mnie nie pozwolono nawet zabrać rzeczy prywatnych. Zostały tam też moje zapiski, kto i ile pieniędzy pożyczył z kasy, ale nie wiem, co się z nimi stało - dodawała oskarżona.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie