Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Jarosław Pinkas: Zaciekłego antyszczepionkowca nie przekonam, bo to jest sekta

Leszek Rudziński
Leszek Rudziński
Prof. Pinkas: Zaciekłego antyszczepionkowca nie przekonam, bo to jest sekta
Prof. Pinkas: Zaciekłego antyszczepionkowca nie przekonam, bo to jest sekta Fot Arkadiusz Gola / Polskapresse
Czy warto wchodzić w polemikę z antyszczepionkowcami i koronaceptykami? Zdaniem prof. Jarosława Pinkasa taka dyskusja mija się z celem. - Często taka debata jest na korzyść internetowych troli. (…) Zaciekłego antyszczepionkowca nie przekonam, bo to bardzo często, nie bójmy się tego słowa: „sekta” - mówi w rozmowie z Agencją Informacyjną Polska Press członek Rady do spraw Ochrony Zdrowia, były szef Głównego Inspektoratu Sanitarnego.

Panie Profesorze, jeszcze rok przed pandemią COVID-19 Polska była stawiana jako przykład kraju, gdzie jest bardzo wysoka świadomość skuteczności szczepień w walce z wszelkiego rodzaju zakażeniami. Ten obraz w ostatnim czasie radykalnie się zmienił.

W 2019 roku mieliśmy bardzo istotne badanie CBOS, które pokazywało wzrost zaufania do szczepień ochronnych o 7 pkt proc., to dużo. Wtedy mieliśmy już za sobą wątpliwości związane ze skutecznością szczepionek na odrę, gdyż mieliśmy przypadki odry, które do tej pory nie były notowane w Polsce. Był niepokojący trend wzrostowy, widzieliśmy szerzącą się epidemię odry na Ukrainie. Ale, tym nie mniej, my wszyscy profesjonaliści medyczni potrafiliśmy zająć pozycję arbitrów, ekspertów i autorytetów, aby ludzie jednak wrócili do rozsądku.

Ludzie przestali słuchać lekarzy?

Pojawił się COVID, pojawiły się szczepionki, które są stosunkowo od niedawna i pojawiła się kolejna „infekcja” pod tytułem: „Nie wierzę, że coś może być skuteczne, nie wierzę, że ktoś mógł wynaleźć szczepionkę w tak krótkim okresie czasu, to jest niesprawdzone”.

To być może dlatego, że pierwsza zatwierdzona szczepionka pojawiła się już pod koniec 2020 roku, co zdaniem sceptyków spoza środowiska medycznego, było zbyt krótkim okresem na dokładne przebadanie preparatu. Choć to i tak ponad rok od zdiagnozowania pierwszego przypadku w Wuhan.

Trzeba pamiętać o tym, że technologie szczepionkowe są to technologie znane od wielu lat. Poza tym szczepionki muszą zostać dopuszczone do powszechnego stosowania. W tym procesie bada się ich skuteczność i bezpieczeństwo. Dla przykładu Pfizer zanim wszedł do powszechnego obiegu, został zaaplikowany 40 tysiącom osób. A za chwilę będziemy mieli rok szczepień ochronnych na świecie. To już są setki milionów w pełni zaszczepionych. W Polsce mamy zaszczepionych już ponad 19 milionów obywateli.

Przeciwnicy szczepień argumentują, że nie uchroniły nas one dotąd od kolejnych fal koronawirusa.

Ci, którzy się zaszczepili, w większości przeżyli dobre wakacje. Oczywiście mamy już czwartą falę koronawirusa, ale ona prawdopodobnie nie będzie falą, która doprowadzi do tak drastycznego zdewastowania opieki zdrowotnej, braku dostępności do świadczeń. Dostaliśmy narzędzie, które w innych chorobach okazało się niezwykle skuteczne. Dzięki niemu zredukowaliśmy ospę prawdziwą, mamy szansę aby eradykować polio. Nie wiem jak będzie z koronawirusem, nie ma tutaj mądrych, którzy wiedzą na pewno. Będziemy pewnie musieli nauczyć się z tym wirusem jakoś żyć, ale mamy narzędzie, którego do tej pory nie mieliśmy.

Osoby nieprzekonane i koronascepytyczne często same czytają naukowe artykuły, jednak brak specjalistycznej wiedzy nierzadko nie pozwala ich właściwe zinterpretować. Czy nie mamy tutaj do czynienia z pewnym zaniechaniem środowiska naukowego, aby przedstawione tezy były bardziej zrozumiałe dla szerszego grona osób?

To jest niezwykle ważne pytanie. Po pierwsze profesjonaliści opieki zdrowotnej przez cały czas pandemii byli frontmanami, którzy zajmowali się osobiście pacjentami. W większości nie mieli oni czasu na to, żeby w mediach społecznościowych odpowiadać ludziom, żeby prowadzić polemikę. Tym bardziej, że ta polemika bardzo często sprowadzała się do tego, że my medycy mamy argumenty „ad meritum”, a oni adwersarze mają argumenty „ad personam”. My wiemy co się dzieje, wiemy, że mamy dobre intencje, nikt za nami nie stoi - oprócz naszej wiedzy i doświadczenia. Natomiast po drugiej stronie często jest taka mentalność: „Gdybym ja był na jego miejscu, to z całą pewnością byłbym akwizytorem firmy farmaceutycznej, w związku z tym na pewno on jest nieuczciwy, ponieważ ja na jego miejscu byłbym nieuczciwy”. I to jest ta dramatyczna kategoria. Rzeczywiście zbyt mała liczba profesjonalistów medycznych jest obecna w sieci społecznościowej, ale przede wszystkim dlatego, że zajmują się pacjentami i nie mają zwyczajnie czasu. A poza tym mają dość fali hejtu. Ludzie tego nie chcą. Po przyjęciu 40 pacjentów naprawdę trudno jest usiąść do komputera i jeszcze później ścierać się z osobami, które w dużej mierze, gdy tracą pozycję w dyskusji, będą odpowiadać „ad personam”. Dodatkowo agresja słowna przeradza się w agresje fizyczną. Nie można tolerować takiego zjawiska!

Inaczej wygląda sprawa z bezpośrednim kontaktem lekarza z pacjentem. Czy medykom udaje się przekonać nieprzekonanych do szczepień?

Myślę, że większość lekarzy w Polsce jednak potrafi rozmawiać z pacjentami. Zresztą ogromna większość lekarzy jest zaszczepiona. Ja znam takich moich kolegów - lekarzy opieki podstawowej, którzy sobie nie wyobrażają, żeby ich pacjent się nie szczepił. Sam jestem zaszczepiony, moja rodzina jest zaczepiona, to moi pacjenci też powinni mi ufać. Szczególnie tacy lekarze, którzy wykonują swoją praktykę od kilkudziesięciu lat i znają babcię, dziadków, ojców i dzieci pacjentów. Tam nie ma tych ludzi wątpiących, bo się ufa swojemu doktorowi. Zresztą w Polsce lekarze opieki podstawowej są bardzo dobrze postrzegani i miażdżąca większość Polaków ufa swojemu lekarzowi.

Lekarze rzadko negują w przestrzeni publicznej słowa swoich kolegów po fachu, także tych którzy do szczepień nie zachęcają. Czy to właściwe podejście?

Ja osobiście nie wchodzę w taką polemikę. Staram się zamieścić od czasu do czasu w moich mediach społecznościowych, jakiś argument, który ja uważam za stosowny i zazwyczaj nie podejmuję się później jakieś dyskusji. Często taka debata jest bowiem na korzyść internetowych troli. Nie świadczy to o tym, że się tego boję. Po prostu uważam, że jest to bezcelowe, ponieważ zaciekłego antyszczepionkowca nie przekonam, bo to bardzo często, nie bójmy się tego słowa: „sekta”. Ale jest to bardzo mała grupa. Natomiast jeżeli ktoś się chce przekonać o mojej wiarygodności to może porozmawiać z moimi pacjentami albo zobaczyć jakie są moje osiągnięcia lekarskie. Myślę, że wówczas większości ludzi mi uwierzy.

Głośnym echem ostatnimi czasy odbijają się wypowiedzi części celebrytów, którzy wpisują się w retorykę antyszczepionkową. Mają oni silny wpływ na opinię publiczną.

Zastanówmy się kim są ci celebryci, którzy wątpią. Czy nie jest czasem tak, że jest to ich jedyny sposób na zaistnienie w przestrzeni publicznej? Może nie mają niczego więcej do pokazania, nie potrafią np. pięknie śpiewać i często ten fałsz w ich głosie zacierany jest tym, że są kontrowersyjni i z tego powodu mogą być sławni? Z drugiej strony są też osoby, publicznie rozpoznawalne, które mówią, że szczepią się bo mają zaufanie do swoich lekarzy, którzy ich do tego przekonali.

Pojawiają się sugestie, że takie osoby powinny być wykluczone z debaty publicznej. Czy to jednak dobry pomysł? A może przeciwnie należy obnażać ich brak wiedzy medycznej?

Zdecydowanie brak wiedzy trzeba obnażać. Ja nie jestem za tym, żeby wykluczać kogokolwiek z debaty publicznej. Natomiast musimy pamiętać, że nawet jeśli my naukowcy, lekarze, używamy argumentów związanych z tym, że mamy doświadczenie i umiejętność czytania danych naukowych, to i tak znajdą się tacy, którzy tego nie przyjmą. Warto natomiast w przestrzeni publicznej taką debatę prowadzić, aczkolwiek niekoniecznie twarzą w twarz. Ja nie wchodzę osobiście w żadną debatę z takimi ludźmi, dlatego że ja ich nie będę legitymizował a poza tym na podstawie własnego doświadczenia mogę potwierdzić, że – ilość zdań wyjmowanych z kontekstu jest nieprawdopodobna. Jestem człowiekiem, który jest krytyczny wobec swojej własnej wiedzy. Wiem, że będę musiał prawdopodobnie zmieniać ją w momencie, kiedy nabiorę większego doświadczenia i pojawią się nowe publikacje naukowe, czy też moje działania związane z badaniami, które prowadzę doprowadzą do sytuacji, w której będę musiał wycofać się z mojego zdania, zmienić je lub zmoderować. Tak działa nauka. To normalne choć dla pewnych osób jest trudne do zaakceptowania. Rozumiem to. Wierzę jednak, że ludzi dobrej woli jest więcej. Wierzę też, że rozsądek zwycięży i ludzie skorzystają z dobrodziejstw jakimi są szczepienia. Każda pandemia kiedyś się kończy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Prof. Jarosław Pinkas: Zaciekłego antyszczepionkowca nie przekonam, bo to jest sekta - Portal i.pl

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie