Przeklinanie staje się coraz bardziej powszechne. Często zwracamy uwagę innym, ale nam samym nieraz wyrywają się niecenzuralne słowa na "k" czy "p".
Coraz częściej w wielu miejscach publicznych możemy usłyszeć niecenzuralne słowa. Nieważne czy jesteśmy na plaży, na spacerze w parku czy na zakupach w sklepie. Wszędzie możemy spodziewać się wiązanki soczystych wyrazów od których "więdną uszy". Postanowiliśmy sprawdzić skalę oraz przyczyny tego zjawiska.
Nawet 1500 grzywny za przeklinanie
Za karanie osób nadużywających wulgaryzmów w miejscach publicznych odpowiada miedzy innymi Straż Miejska. Podstawą do karania jest tu artykuł 141 kodeksu wykroczeń. Brzmi on następująco: "Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1500 złotych albo karze nagany".
- Osobie, która wyraża się w niecenzuralny sposób, strażnik może udzielić pouczenia, albo wlepić mandat - informuje Władysław Kozieł, komendant Straży Miejskiej w Kielcach. - W tym roku jak na razie wręczyliśmy 73 mandaty za używanie niecenzuralnych słów. W ubiegłym roku tego typu mandaty otrzymało prawie 300 osób - dodaje.
Jak mówi Władysław Kozieł wysokość mandatu zależy od wielu czynników miedzy innymi od miejsca gdzie padały niecenzuralne wyrazy oraz od liczby osób znajdujących się w pobliżu. W przypadku odmowy przyjęcia mandatu sprawa kierowana jest do sądu a ten maże nałożyć grzywnę wynoszącą nawet 1500 złotych. Dlatego większość osób decyduje się na przyjcie mandatu, który często okazuje się mniejszym wymiarem kary.
- Według naszego taryfikatora mandaty za używanie niecenzuralnych słów wynoszą od 50 do 100 złotych - informuje Marcin Gruszka zastępca komendanta Straży Miejskiej w Ostrowcu Świętokrzyskim - Często jednak strażnicy mogą się posiłkować artykułem 51 kodeksu wykroczeń, który dotyczy zakłócania spokoju i porządku poprzez krzyki i hałasowanie co bardzo często łączy się właśnie z używaniem wulgarnych słów. W przypadku naruszenia artykułu 51 mandat może wynieść nawet do 500 złotych.
Winne media?
Niestety jak się okazuje nie przeklinamy tylko w miejscach publicznych. Coraz częściej zdarza nam się też używać niecenzuralnych wyrazów w pracy. W ankiecie przeprowadzonej przez portal Praca.pl aż 41 procent badanych stwierdza, że przeklinanie w ich miejscu pracy to norma. Z kolei 34 procent stwierdziło, że niecenzuralne słowa w ich firmie zdarzają się od czasu do czasu. Z drugiej strony widać, że Polacy zdają sobie sprawę z istnienia problemu. W badaniach przeprowadzonych przez TNS Ośrodek Badania Opinii Publicznej w 2011 roku aż 58 procent osób wskazuje przeklinanie za jeden z naszych głównych grzechów. Dlaczego więc mimo wszystko coraz częściej używamy wulgaryzmów?
- Problem używania niecenzuralnych określeń i wyrazów istnieje od zawsze. Jednak teraz jest większy niż choćby dziesięć lat temu - opowiada doktor Janusz Wróblewski, językoznawca z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach i wyjaśnia. - Dawniej język spod budki z piwem nie przebijał się do mediów a przed kamerami stali ludzie wykształceni i reprezentujący odpowiedni poziom. Od kiedy środki masowego przekazu dopuszczają do głosu ludzi o niskim poziomie niecezuralne słownictwo się niestety rozpowszechnia.
Według doktora Wróblewskiego jedynym sposobem na rozwiązanie tego problemu jest napiętnowanie tych, którzy przeklinają, spychanie ich na margines oraz niedopuszczanie do głosu w mediach.
- Wszystkim zdarza się używać niecenzuralnych wyrazów, ale powinniśmy pamiętać, że to właśnie język jest oznaką naszej kultury, świadczy o naszej inteligencji i wychowaniu - kończy Janusz Wróblewski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?