Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przyspieszenie rozpadu czy konsolidacja? Polityczne scenariusze dla sejmiku województwa po nieudanym odwołaniu przewodniczącego [ANALIZA]

Paweł Więcek
Paweł Więcek
Przyspieszenie rozpadu Zjednoczonej Prawicy czy konsolidacja obozu władzy? Polityczne scenariusze dla sejmiku województwa po nieudanej próbie odwołania Andrzeja Prusia (Prawo i Sprawiedliwość) z funkcji przewodniczącego.

W poniedziałek podczas sesji sejmiku z inicjatywy radnych Polskiego Stronnictwa Ludowego oraz Jana Maćkowiaka z Koalicji Obywatelskiej doszło do głosowania w sprawie odwołania Andrzeja Prusia z Prawa i Sprawiedliwości z funkcji przewodniczącego.

Aby tak się, stało przy frekwencji na poziomie 28 radnych (nieobecni byli Grzegorz Gałuszka oraz Sławomir Gierada - obaj niezrzeszeni) za usunięciem Andrzeja Prusia "z urzędu" musiałoby się opowiedzieć co najmniej 15 radnych. Po przeliczeniu kart do głosowania okazało się, iż opcję odsunięcia przewodniczącego od obowiązków wybrało 14 radnych, 12 ustawiło się w kontrze do tego pomysłu, natomiast dwóch się wstrzymało od głosu. W związku z brakiem wymaganej większości sejmik nie odwołał Andrzeja Prusia z funkcji przewodniczącego. Zabrakło jednego głosu.

Najciekawsze jest jednak to, co działo się przed tą polityczną operacją zaaranżowaną przez opozycję, oraz jakie będą długofalowe skutki poniedziałkowych wydarzeń dla układu sił w regionalnym parlamencie, a zwłaszcza dla przyszłości obozu Zjednoczonej Prawicy, którzy rządzi w samorządzie województwa.

Przypomnijmy. W 2018 roku po przejęciu władzy w sejmiku Prawo i Sprawiedliwość dysponowało 16 na 30 mandatów. Obecnie Zjednoczona Prawica dzierży 11 szabel, gdyż w marcu tego roku klub Prawa i Sprawiedliwości opuścił Janusz Koza, a w czerwcu członkostwa w klubie pozbawiono czworga radnych.

Z powodu braku dostatecznych sił przed głosowaniem w sprawie odwołania Andrzeja Prusia z funkcji przewodniczącego w obozie władzy panowała duża "nerwówka". Kierownictwo partii prowadziło szereg rozmów - zarówno z tak zwanymi rebeliantami, czyli wyrzuconymi z klubu Prawa i Sprawiedliwości, jak i z innymi radnymi niezrzeszonymi. Cel był prosty: zbudować większość zdolną do obrony Andrzeja Prusia. W tym samym czasie tych samych ludzi na swoją stronę próbowali przeciągnąć ludowcy. Targi trwały do samego końca, do ostatnich minut przed głosowaniem.

Miarą niepewności i przerażenia w szeregach Prawa i Sprawiedliwości była obecność na sesji posła oraz prezesa ugrupowania w regionie Krzysztofa Lipca, posła Marka Kwitka oraz senatora Jarosława Rusieckiego. Parlamentarzyści pilnowali, by radni zachowali się zgodnie z partyjnymi dyrektywami.

Ostatecznie Andrzej Pruś zachował swoją funkcję i ogłosił sukces. - Dziękując za zaufanie, które większość z państwa dziś pod moim adresem wyartykułowała, liczę na to, że tej kadencji do jej końca będziemy dobrze współpracować nawzajem się szanując - powiedział po ogłoszeniu wyników głosowania.

- To absurdalne przemówienie pana Prusia. O włos włos uniknęli katastrofy, a on mówił, że znów większość go poparła. Pan Pruś nie jest akceptowany prze 60 procent składu sejmiku, bo 12 głosów uzyskał przy najwyższej mobilizacji Prawa i Sprawiedliwości, z czego były to głosy przymuszone - twierdzi były przewodniczący sejmiku Arkadiusz Bąk z Polskiego Stronnictwa Ludowego.

I dodaje, że w tej rozgrywce triumfowała opozycja. - To jest nasza wygrana. Prawo i Sprawiedliwość zaskakująco przegrało głosowanie. Czasem mniejszość składa wniosek, by wyrazić protest, ale okazuje się, że mamy większość w tej sprawie i to skłania nas do zastanowienia się, czy nie warto zacząć motywować dalej władzę. Nic się nie skończyło, wszystko się zaczęło - podkreśla Arkadiusz Bąk.

- Będziemy się domagać reasumpcji głosowania - deklaruje przewodniczący klubu radnych Polskiego Stronnictwa Ludowego Andrzej Swajda. - Zarząd Województwa może liczyć na góra 12 głosów, a więc jest to sprawdzian dla większości rządzącej. Na ten moment większość rządząca jest mniejszością. Swoim wystąpieniem pan przewodniczący zasłużył na szybkie ponowienie wniosku - dodaje Andrzej Swajda.

Czy będą podejmowane kolejne próby zmierzające do odwołania Andrzeja Prusia? - Gdyby zachowanie i sposób prowadzenia sesji przez pana Prusia pokazało, że podjął głęboką refleksję, może takie wnioski byłyby niepotrzebne, ale on niczego nie zrozumiał. Nie zdaje sobie sprawy, że na autorytet trzeba sobie zapracować, że nie dostał go razem z tytułem przewodniczącego sejmiku. To tak nie działa. To tylko kwestia czasu, aż radni w sposób poważniejszy porozumieją się i naprawdę znajdą spośród siebie kogoś, kto sejmik poprowadzi lepiej dla mieszkańców. Jestem skłonny rozmawiać o tym - mówi Jan Maćkowiak z Koalicji Obywatelskiej.

Czyli opozycja będzie dalej grać kartą odwołania Andrzeja Prusia. Czy następne podejście zakończy się sukcesem? Spójrzmy, jak mogły rozłożyć się głosy w tajnej procedurze. Oto symulacja "Echa Dnia".

Za odwołaniem Andrzeja Prusia na pewno opowiedzieli się radni Polskiego Stronnictwa Ludowego (8) plus przedstawiciele Koalicji Obywatelskiej (2) oraz skonfliktowany z Prawem i Sprawiedliwością Janusz Koza (w marcu opuścił klub Prawa i Sprawiedliwości). Z nieoficjalnych informacji wynika, iż za było także troje z czworga radnych niezrzeszonych - tak zwanych rebeliantów, którzy w czerwcu zostali wykluczeni z klubu Prawa i Sprawiedliwości. W obronie Andrzeja Prusia opowiedział się prawdopodobnie cały klub Prawa i Sprawiedliwości (11) oraz jeden z "rebeliantów". W tej sytuacji można postawić tezę, iż wstrzymali się Grzegorz Świercz oraz Henryk Milcarz - obaj związani z prezydentem Kielc Bogdanem Wentą. Włodarz stolicy regionu niedawno podjął współpracę z Prawem i Sprawiedliwością tworząc z partią rządzącą nieformalną większość w Radzie Miasta Kielce przy wsparciu Koalicji Obywatelskiej oraz Nowej Lewicy. Warto podkreślić, iż w tego typu głosowaniach wstrzymanie się jest de facto głosowaniem przeciw.

Kluczowa dla politycznej dynamiki w sejmiku będzie w takiej sytuacji postawa dwóch radnych nieobecnych podczas poniedziałkowego głosowania. Zapytaliśmy Sławomira Gieradę (obóz prezydenta Bogdana Wenty) oraz Grzegorza Gałuszkę (niezrzeszony, wykluczony w czerwcu z klubu Polskiego Stronnictwa Ludowego), jaką podjęliby decyzję w sprawie Andrzeja Prusia, gdy uczestniczyli w obradach.

Sławomir Gierada: - Ja bym zagłosował za pozostaniem Andrzeja Prusia na stanowisku. Uważam, że złożenie wniosku o odwołanie było zagrywką o charakterze politycznym, by wywołać niepotrzebną awanturę. Nie było w tym żadnej merytoryki. Nie zauważyłem łamania przez przewodniczącego procedur czy standardów określonych w statucie ani zasad demokracji.

Grzegorz Gałuszka: Nie wypowiadam się na ten temat. To mój przywilej jako radnego niezależnego.

Wydaje się zatem, iż w krytycznych momentach Zjednoczona Prawica (11 radnych) może liczyć na pomoc trzech, czterech lub pięciu radnych niezrzeszonych. To jednak nie gwarantuje obozowi rządzącemu żadnej stabilności i czyni zeń zakładnika żądań tych, do których wyciąga rękę o pomoc.

Zdaniem Grzegorza Świercza w Zjednoczonej Prawicy trwa wojna w rodzinie. - Prawo i Sprawiedliwość pokłóciło się między sobą chyba głównie na bazie niespełnionych ambicji i tego, że poszczególni członkowie otrzymali za mało konfitur. Wydarzenia z poniedziałku to próba wykorzystania innych formacji politycznych do zemsty i wyrównywania rachunków. Jedni i drudzy są przegrani. W perspektywie nastąpi pojednanie wewnątrz Zjednoczonej Prawicy - prognozuje Grzegorz Świercz.

I coś na rzeczy chyba jest. - Niewątpliwie sukcesem to głosowanie nie było. W związku z tym trzeba na nowo przemyśleć sposób działania i funkcjonowania kolacji dziś jeszcze rządzącej - podkreśla Grzegorz Banaś z Prawa i Sprawiedliwości.

Jeden z "rebeliantów" Maciej Gawin (dawniej Porozumienie, teraz Republikanie) stawia sprawę jasno: - Wyniki wskazują, że grupa rządząca jest słaba i potrzebuje konsolidacji nawet z grupą, która odeszła. Trzeba wrócić do rozmów. Są szanse, byśmy się dogadali i wtedy będzie więcej osób w koalicji niż opozycji. Jak się odstawi tę grupę całkiem, to kolejnych głosowań lepszych nie będzie. Jedyna szansa na uratowanie władzy dla Prawa i Sprawiedliwości oraz przewodniczącego to dogadanie się z grupą, którą wykluczono z klubu Prawa i Sprawiedliwości. To pokazało, jak słaba jest ta władza bez czterech osób.

Dla Macieja Gawina warunkiem brzegowym powrotu do rozmów z Prawem i Sprawiedliwością jest złożenie przez marszałka Andrzeja Bętkowskiego wniosku o odwołanie Renaty Janik (Porozumienie) z funkcji wicemarszałka województwa. Naciska na to również świętokrzyski poseł oraz minister do spraw rozwoju samorządu i jeden z liderów partii Republikanie Michał Cieślak, który ma już swojego kandydata na miejsce po Renacie Janik.

Ewentualne usunięcie wicemarszałek będzie oznaczać będzie zapewne jej rezygnację z członkostwa w klubie Prawa i Sprawiedliwości. Gdyby jednak wówczas na partyjne łono wrócili "rebelianci", Zjednoczona Prawica uzyska 14 głosów. Obecnie - z Renatą Janik - ma 11. W obu przypadkach, mając na uwadze dobrą współpracę z częścią niezrzeszonych, to wystarczająco dużo, by skutecznie bronić przewodniczącego Andrzeja Prusia przed kolejnymi manewrami opozycji i doczołgać się do końca bieżącej kadencji samorządu.

Wicemarszałek województwa oraz szef klubu Prawa i Sprawiedliwości w sejmiku Marek Bogusławski nie odbiera telefonu. Milczy też komórka Andrzeja Prusia.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie