Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rafał Obliński wróci do Kielc?

Iwona ROJEK [email protected]
Światowej sławy artysta mówi o swojej tęsknocie za Polską i rodzinnymi Kielcami, o kobietach i czasach w jakich przyszło nam żyć. Rozmowa z kielczaninem Rafałem Olbińskim, światowej sławy grafikiem i plakacistą, mieszkającym w Nowym Jorku.

Iwona Rojek: Lubi Pan Święta Wielkanocne?
Rafał Olbiński:
Wszelkiego rodzaju święta religijne to dla mnie czas do refleksji, zatrzymania, pomyślenia co dalej zrobić z własnym życiem. Jak każdy artysta mam chyba dość mocno rozbudowaną sferę duchową i sprawy egzystencjalne po co tu żyjemy, co dalej z nami, jak będzie przyszłość ziemi zawsze były przedmiotem moich rozważań.

Mimo, że od tylu lat mieszka Pan i tworzy w Ameryce to zawsze chętnie przyjeżdża do swojego rodzinnego miasta do Kielc?
Oczywiście, bo lata dzieciństwa są dla każdego człowieka najważniejsze, a ja wychowałem, się w Kielcach. Wtedy kształtuje się osobowość człowieka, pewien potencjał na całe życie. Od tego ile miłości wówczas dostanie, zależy to jak każdy z nas będzie potem radził sobie w życiu. Pochodzę z rodziny wielodzietnej urodziłem się jako najstarszy z siedmiorga rodzeństwa, mamie nie było łatwo, ale dała radę. Wyszliśmy na ludzi, ja skończyłem liceum imienia Żeromskiego w Kielcach, potem wydział architektury na Uniwersytecie Warszawskim, później zająłem się grafiką w czasopiśmie "Jazz Forum". W 1981 roku wyjechałem do Paryża, a po roku wyemigrowałem do Stanów Zjednoczonych. Cztery lata później pracowałem jako wykładowca w nowojorskiej Scool of Visual Arts.

Bywało Panu trudno?
Zaczęło się od tego, że byłem obywatelem trzeciej kategorii. Nieobytym, pełnym ignorancji. Jednak szybko wziąłem się w garść. Nie mam kompleksów, potrafiłem zrobić dobrą pracę w ciągu jednej nocy, ale są ludzie, którzy odczytują to jako arogancję. Ona jednak mi pomaga zwłaszcza jak ktoś zamożny kupuje obraz.

A co teraz sprowadziło Pana do Kielc?
Przyleciałem z okazji otwarcia Biura Wystaw Artystycznych i promowania albumu zatytułowanego "Kalendarz wczorajszych życzeń", w którym są przedstawione moje związki z regionem świętokrzyskim i z Kielecczyzną.

I jak Panu podoba się ta nowa siedziba Biura ?
Trafiłem na moment kiedy pomieszczenia jeszcze są niezagospodarowane i trochę przypominają mi elegancki, amerykański dom pogrzebowy( śmiech). Ale proszę się nie obrażać, na pewno po urządzeniu siedziba będzie prezentować się lepiej.

A czy te Pana częste przyjazdy nie świadczą o tym, że bierze Pan pod uwagę możliwość powrotu do Kielc?
Wszystko może się zdarzyć i powiem szczerze, że specjalnie się bym przed tym nie wzbraniał. Amerykę i wiele innych krajów poznałem już bardzo dobrze, a do korzeni każdego człowieka zawsze ciągnie. Kielce się rozwinęły, wypiękniały, nie są już zaściankowym, zapyziałym miastem, to miasto na poziomie europejskim, podoba mi jego położenie, myślę, że bym się tu odnalazł po latach emigracji. Zawodowo i życiowo.

To prawda, że najbardziej do twórczości inspirowały Pana kobiety?
Pewnie, że tak. W swoim życiu poznałem bardzo piękne i fascynujące kobiety. Nawet ostatnio wydany album to w pewnym sensie moja lista niespełnionych marzeń co do kobiet. To ogólnie znana rzecz, że kobiety najczęściej mieszają w głowach mężczyzn i zawsze inspirowały ich do życia, pracy nad sobą, stawiania sobie wyzwań i tworzenia. Jak silnie oddziałują na nas świadczą nawet wojny, które przez nie wybuchały. Panie mają ogromną moc.

W Stanach łatwo jest się teraz utrzymać ze sztuki?
Nie pobieram zasiłku, nie korzystam z żadnych grantów, żyję z tego co tworzę, to chyba nie jest tak źle. Milionerzy z Chin, Indii często już nie mają na co wydawać pieniędzy, niektórzy kupują stare samochody za zawrotne sumy. A ja uważam, że zamiast kupować siódmy czy ósmy samochód powinni sobie nabyć obraz, powiesić na ścianie, poobcować ze sztuką, coś przemyśleć, czymś się zainspirować.

Ale teraz nastały takie czasy, że ludzie najbardziej emocjonują się zarabianiem pieniędzy, polityką, karierą, a sztuka i artyści chyba zeszli na dalszy plan?
W pewnym sensie zeszli, bo obecnie ludzie żyją bardzo powierzchownie, wszędzie króluje prymitywizm, brak profesjonalizmu, chęć przechytrzenia innych, nie napracowania się, a zdobycia wysokich apanaży nie wiadomo za co. Ludziom wrażliwym, zdolnym jest teraz bardzo ciężko, bo dominują cwaniacy i karierowicze, działający często bez żadnych skrupułów. A w Ameryce też się bardzo pogorszyło, ale przynajmniej panują jeszcze jakieś przyzwoite zasady w wielu miejscach pracy. Współpracownikom, przełożonym zależy na tym, żeby awansował ich kolega czy podwładny, chętnie pomogą mu w tym i nie podkładają sobie świń, a słyszałem, że zdarza się to dość często w Polsce.

Plagiat nazywa się obecnie bardzo często inspiracją ?
Wiele osób uważa, że świat jest jedną wielką galerią kultury, w której znajduje się zaledwie parę oryginałów i miliony kopii. Jest paru liderów tworzących coś oryginalnego, przeciskając się w tłumie. Reszta to tylko naśladowcy. W swojej epoce, co znamienne, zawsze są niezrozumiani. Odkrywają ich dopiero nowe pokolenia.

A czym jest dobre dzieło sztuki ?
Musi spełniać kilka warunków. Jeden z nich dotyczy łatwości zapamiętania. To, co tworzymy, musi być głęboko niepokojące. Zapadające w człowieka. Pożądany jest element niespodzianki. Poza tym to, co tworzymy, musi być wykonane mistrzowsko, najlepiej jak potrafimy. I powinno posiadać przesłanie moralne, zmuszać do refleksji. A refleksja jest wrogiem popkultury, która kokietuje prymitywa. Jest ich niestety coraz więcej.

Coraz więcej osób stwierdza, że ludzkość została złapana w pułapkę konsumpcjonizmu, nie ważne jest to co ma się w głowie, tylko jaki zegarek się nosi?
To prawda zostaliśmy uwikłani w pułapkę rozwoju ekonomicznego, w którym jak szaleni kupujemy zupełnie niepotrzebne nam przedmioty. Sokrates pisał, że uwielbiał łazić po Atenach i oglądać wszystkie wspaniałe przedmioty, bez których można się świetnie obejść. My mamy inaczej, kupujemy. Do tego dochodzi obecny kult marek, chcemy mieć to co najlepsze. Staliśmy się niewolnikami banków. Jeśli chcemy się dowiedzieć, kto rządzi światem, spogląda się na budowle. Kiedyś dominowały kościoły. Obecnie banki. W Ameryce człowiek już od małego jest tak kształtowany, żeby brał kredyt na edukację, potem na studia i dom. Spłaca to do końca życia. Zostaje się złapanym w kajdany. Mój syn płaci 60 tysięcy dolarów za rok studiów, więc ciągle trzeba na to czesne ciężko pracować. Perspektywy czasów, w których ja dorastałem, były zupełnie inne. Edukacja była za darmo. Obecnie stale boimy się czy damy radę spłacić kredyty.

A czego uczy się pan od młodych ludzi?
Entuzjazmu. Patrzenia bez kompleksów na świat. Moja córka nie ma problemu z tym, że jest Amerykanką, a chce być Polką. Nie nosi garba Rzeczypospolitej - bycia gorszym obywatelem. Poza tym, najciekawsze w relacjach z młodymi ludźmi jest to, że mogą być dla nas konkurencją. Uwielbiam konkurować. Odkryłem w Stanach, że konkurencja to najlepsze, co człowieka może spotkać. Dzięki niej, stajemy się lepsi. Nowy Jork był dla mnie taką szkołą. Konkurencja z najlepszymi. Albo się sprosta oczekiwaniom, albo się przegrywa. Umiałem godzić się z porażkami, ale zdarzały mi się także zwycięstwa.
Dziękuję za rozmowę

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie