Z rekolekcji najbardziej cieszą się dzieci. Bo mają trzy dni wolnego od szkoły. Za to są zobowiązane do kościoła przyjść po dwakroć dziennie. Rano i po południu. Zachodzę w głowę - dlaczego?! Czy nie można by zebrać owieczek raz na dwie godziny, na przykład rano, a potem niech się uczą tego, co mają w planie lekcji? Czy duchowe nauki stoją w sprzeczności z tym, czego uczą w szkole? Zdaje mi się - a może się mylę - że Pan Jezus by się nie pogniewał, gdyby po kazaniu i Mszy Świętej uczniowie poszli na matematykę czy historię i pograli w piłkę na wuefie. Dla rodziców byłoby to duże ułatwienie. Niech ich pociechy spełnią religijny obowiązek, a potem się uczą. A tak - zawieź rano, przywieź. Zawieź po południu - znów zabierz do domu. Jaki w tym sens? Mamy do czynienia z przerażającą biurokratyzacją wiary, której nie sposób zmierzyć „szkiełkiem i okiem”. Kandydaci do komunii, a potem bierzmowania muszą „zaliczać” pytania, podbijać kartki z obecności na mszy i drodze krzyżowej, jak robotnicy w zakładzie pracy. Sam już nie wiem, czy bardziej to śmieszne, czy straszne. Tym bardziej, że sami księża z sarkazmem mawiają, że sakrament bierzmowania stanowi „oficjalny rozwód z Kościołem”. Bo po nim można wziąć kościelny ślub i dla wielu na tym kończy się łączność z nim. Czy tędy droga? Chyba nie. Jak mawiał klasyk „verba docent, exempla trahunt”. Niech przykład, a nie przymus wskazuje, jaką drogą powinien podążać człowiek, szczególnie młody. Na wieki wieków - Amen!
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?