Jest kolejna ofiara, która została oszukana przez grupę kobiet działających w Koszalinie. W poniedziałek 76-letnia mieszkanka straciła 26 tys. zł, a we wtorek 74-latka straciła aż 100 tys. złotych!
Mechanizm działania był ten sam. 74-latka odebrała telefon od kobiety, która podawała się za jej córkę. Dała się przekonać do wypłacenia ogromnej sumy oszczędności, które potem przekazała obcej osobie - ta miała pieniądze przekazać córce.
Jak wyłudzili 26 tysięcy złotych?
Jak wyglądał przebieg wydarzeń w poniedziałkowym przypadku wyłudzenia. Szczegółowo opowiedziała nam to ofiara oszustów.
Odjęło mi rozum i myślenie - nasza rozmówczyni ma żal sama do siebie; w krótkiej chwili straciła 26 tys. złotych. W Koszalinie znowu grasuje grupa oszustów działających na "wnuczka".
Sięgają po książkę telefoniczną i wybierają tradycyjne polskie imiona, np. Zenon, Mirosława, Janina, Teresa, Czesław. W ten sposób polują na swoje ofiary. Dzwonią do osób o imionach sugerujących, że właścicielem telefonu może być ktoś starszy. Najczęściej podają się za wnuczka, czasem za syna lub córkę.
To był poniedziałek, około południa. Pani Janina odebrała telefon. - Mamuś, poratuj mnie - usłyszała w słuchawce.
- Nie pamiętam, czy ta kobieta użyła imienia córki, czy ja się do niej zwróciłam po imieniu, ale nie wątpiłam, że to właśnie córka dzwoni. Miała tylko dziwny głos - mówi nasza rozmówczyni. Pani Janina zapytała o ten głos. - Przeziębiłam się. Jestem bardzo chora, mam katar, ale muszę być w pracy. I potrzebuję twojej pomocy - usłyszała.
- Pomyślałam: byłyśmy dzień wcześniej w Mielnie, z wnukiem, mały biegał po wodzie, córka też spacerowała. Ona jest taka wrażliwa, łatwo się przeziębia, więc nie zdziwiło mnie, że złapała przeziębienie - mówi 76-latka. - Mamuś, ulokowałam 30 tysięcy na lokacie w banku Millennium - oszustka brnęła dalej. - I te pieniądze były pożyczone. I dzisiaj o 14 upływa termin, kiedy muszę je oddać.
- Pomyślałam: dlaczego ona nic mi wcześniej nie powiedziała? Przecież wczoraj się widziałyśmy. Ale sama sobie wytłumaczyłam, że pewnie nie chciała mnie martwić. Ale układało mi się to w całość: wiedziałam, że z zięciem mają kredyt, więc pewnie chciała trochę dzięki lokacie zarobić. Powiedziałam, że nie mam 30 tysięcy, że na lokatach mam wszystkiego 26 tysięcy.
- Mamuś, w takim razie do ciebie zgłosi się kobieta z banku i ona ci powie, jak to wszystko załatwić. To kobieta, która pożyczyła mi te pieniądze. Bo ja nie mogę wyjść z pracy - mówiła oszustka. A 76-latka przyjęła to za pewnik: - Ona ma taką pracę, że faktycznie nie może sobie pozwolić, żeby wyskoczyć na chwilę.
Po telefonie od "córki"...
Pani Janina wybrała się do banków, w których miała lokaty. Po ok. 1,5 godziny wróciła do domu z gotówką. Wtedy - jak mówi - zaczęła się lawina telefonów. Najpierw dzwoniła córka: - Mamuś, gdzie byłaś? Ta pani z banku była u ciebie dwa razy, a ciebie nie było...
- Tłumaczyłam, że nie mam samochodu, że musiałam na piechotę do tych banków, że tego nie da się tak od razu załatwić - opowiada poszkodowana. Po chwili kolejny telefon. Dzwoniła "pani z banku": - Byłam u pani, dwa razy. Córka (tu pada autentyczne imię córki pani Janiny - dop. red.) nie może wyjść z pracy, ja przyjadę po pieniądze.
- To brzmiało tak wiarygodnie, ta "pani z banku", wymieniała imię mojej córki, ich wersje się zgadzały... - mówi oszukana. - Gdyby to zadzwonił ktoś, kto podałby się za wnuczka, że miał wypadek i potrzebuje pożyczki, to bym nie uwierzyła. Ale tu... Wszystko układało się w logiczną całość. Jeszcze zaproponowałam tej "pani z banku", że ja jej dostarczę te pieniądze, ale ona powiedziała, że lepiej nie, że będzie miała nieprzyjemności w pracy, że przyjedzie sama. A i jeszcze obiecywała, córka wcześniej zresztą też, że niedługo pieniądze dostanę z powrotem.
Po chwili pani Janina odebrała kolejny telefon; to była znowu "pani z banku": - Nie mogę przyjechać osobiście, ale przyślę moją córkę... - Przyjechała do mnie młoda dziewczyna, wyglądała skromnie, bez makijażu, taka godna zaufania, jej też uwierzyłam i właściwie bez wahania oddałam gotówkę - mówi pani Janina.
- Około 15 zadzwoniłam do córki i powiedziałam: córuś, wszystko załatwione, dałam te pieniądze. I usłyszałam zdrowy, bez chrypki, głos córki: - Mamuś, chyba cię pogięło. Ja nie dzwoniłam do ciebie po żadne pieniądze.
Pani Janina zamarła w sekundzie: - Zawsze wydawało mi się, że nikt mnie w życiu nie oszuka, że coś takiego mi się nie zdarzy. Co bym dziś powiedziała innym? Niech zawsze dzwonią do rodziny i sprawdzają, czy to wszystko prawda.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?