Czy to prawda, że pokonał Pan pustynie na rowerze? Jak możliwa jest w ogóle jazda po piasku? Jak długo trwała Pan przygoda?
Tak, przejechałem rowerem pustynię, ale proszę pamiętać, że pustynia to nie tylko piasek, to przede wszystkim miejsce bez wody. Fragmentów piaszczystych, takich jak na Saharze w zasadzie nie było. Cała wyprawa zajęła mi tydzień, w tym prawie pięć dni po pustyni.
Skąd pomysł wzięcia udziału w wyprawie?
Na Bliski Wschód ciągnęło mnie od dawna. To był mój trzeci wyjazd do Izraela. Skąd wziął się pomysł? Szare lata osiemdziesiąte to okres mojego dzieciństwa. Zaczytywałem się wtedy książkami Alfreda Szklarskiego i Arkady Fidlera. Gdy koledzy grali w piłkę, ja wolałem snuć plany wypraw w nieznane. Ale później przyszła dorosłość i lektury poszły w zapomnienie, choć nadal lubiłem podróżnicze programy czy później blogi i kanały na YouTube.
Dlaczego ostatecznie podjął Pan decyzję, że jednak wcieli Pan marzenia w życie?
Na co dzień zajmuję się sprzedażą odzieży i wyposażenia mundurowego oraz survivalowego. Pewnego dnia poznałem kieleckiego podróżnika Jacka Słowaka, który będąc u mnie w sklepie zaproponował mi, żebym z nimi jechał. Odmówiłem wtedy, ale zacząłem myśleć o rowerowej wyprawie. Gdy kolega z naszej morsowej grupy objechał rowerem Polskę dookoła, postanowiłem, że i ja jadę. Chciałem przejechać Israel Bike Trial. Jest to rowerowy odpowiednik Israel National Trial, czyli szlaku pieszego. Jednak w przeciwieństwie do szlaku pieszego, który ciągnie się przez cały Izrael jest on „zrobiony” tylko w niewielkim fragmencie, na około 300 kilometrach i właśnie ten fragment chciałem przeciachać.
Dlaczego rower?
Na rowerze jeżdżę od dziecka i zawsze to lubiłem. Postanowiłem jednak poprawić kondycję i dwa razy w tygodniu trenowałem spinning, czyli jazdę na rowerze stacjonarnym. Początkowo planowałem wyruszyć wiosną ale „trafił” się tani bilet na grudzień więc przyśpieszyłem termin wyjazdu.
Jak wyglądały przygotowania?
Musiałem mieć ze sobą minimum bagażu. Najważniejsze było tak opracować plan wyprawy, aby w ciągu dnia dojechać od źródła wody do źródła wody. Dzienne dystanse na samej pustyni wbrew pozorom nie były długie i wynosiły od 40 do 70 kilometrów. Trzeba wiedzieć, że noc na pustyni robi się bardzo szybko. Po około pół godziny od zajścia słońca jest już całkowicie ciemno.
Miał Pan przy sobie telefon jeżeli konieczna byłaby pomoc?
Miałem, chociaż część szlaku jest poza zasięgiem sieci komórkowej. Pustynia Negew to najczęściej malownicze wąwozy, są tam rewelacyjne szlaki do szybkich zjazdów. Byłem jednak sam i bałem się że w przypadku wywrotki może mi się nie udać wezwać pomocy, dlatego jechałem raczej asekuracyjnie.
Jak udało się Panu przetrwać? Co było najtrudniejsze?
To, co było dla mnie najtrudniejsze to różnica temperatur. W dzień było prawie 26. stopni, w nocy około 6. Liczyłem, że odzież, którą miałem zapewni mi dobrą termoregulację, w dzień jednak było mi gorąco, no chyba że wiał wiatr, a w nocy było faktycznie chłodno. Jeśli chodzi o jedzenie to było dość monotonne, głównie spożywałem żywność liofilizowaną, bo najważniejsze było, aby dostarczyć odpowiednią liczbę kalorii.
Jak radził sobie Pan z samotnością?
Teraz wiem, że nie mógłbym być samotnym podróżnikiem. To, że nie było z kim pogadać było właśnie najtrudniejsze z trudnych. Niby wiedziałam, że tak będzie, ale nie zdawałem sobie sprawy, że to dla mnie aż takie trudne. Wszystko dlatego, że o godzinie 17 byłem już w namiocie i do świtu, czyli do godziny 6-7 nie było, co robić. Jedynym moim „ratunkiem” była książka Kazimierza Nowaka "Rowerem i pieszo przez Czarny ląd". To niesamowita historia polskiego podróżnika z lat 30 dwudziestego wieku.
Co wspomina Pan najlepiej? Przeżył Pan jakieś ciekawe przygody?
Najfajniejsi w całej wyprawie poza widokami byli ludzie. Wszyscy bardzo przyjaźnie nastawieni, począwszy od kobiety na lotnisku, która po tym jak dowiedziała się, że przyjechałem pojeździć po Izraelu na rowerze, od razu dała mi wizę (co nie jest takie oczywiste, gdy się ma pieczątki z arabskich krajów). Podczas wyprawy spotkałem Chińczyka z Szanghaju, maklera który też jechał rowerem ale pożyczył go w Tel Awiwie i miał w planach objechać Izrael, a potem wrócić przez Jordanię aby później święta spędzić w Jerozolimie. Ciekawą historię przeżyłem z Czechem, którego spotkałem na pustyni. Mężczyzna myślał, że zgubił telefon i prosił mnie o pomoc. Ostatecznie okazało się, że miał go w plecaku. Dziwić może to, jak wiele poznanych przeze mnie osób miało polskie korzenie, a losy części z nich były bardzo „pokrętne”. Poznałem na przykład Koreańczyka mieszkającego w Stanach Zjednoczonych, który jak się okazało był Żydem po matce, a jego babcia mieszkała przed wojną gdzieś pod Lwowem, na ziemiach należących wtedy do Polski.
Jak na Pana wyprawę zareagowała rodzina?
Żona była przeciwna, zwłaszcza, że postawiłem ją przed faktem dokonanym (śmiech). Trzynastoletnia córka zaraz wyczytała, że na tej pustyni są skorpiony i węże, czego nie wiedziałem. Dziewiętnastoletni syn natomiast stwierdził natomiast, że z moim angielskim to nawet pomocy nie wezwę. Okazało się jednak, że chyba nie jest tak źle, bo dyskusję z Chińczykiem zakończyłem dopiero jak weszliśmy na ich system emerytalny (śmiech).
Zrobiłby Pan to jeszcze raz?
Zrobiłbym, ale nie sam.
POLECAMY:
- Po ilu latach pracy nabywa się prawo do emerytury za granicą
- Tego nie wiesz o urlopie. Zmień życie w nieustające wakacje
- Które niedziele handlowe w grudniu 2019?
- "Szklane tarasy". Nowe mieszkania w Jędrzejowie (ZDJĘCIA)
- Nowy właściciel Specjalnej Strefy Ekonomicznej Starachowice
- Centrum Sekunda w Jędrzejowie. Mamy listę sklepów (WIDEO)
Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?