Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ruszył proces w sprawie zabójstwa handlarza dewocjonaliami

Monika Wojniak
Mężczyzna został oskarżony o zabójstwo połączone z rozbojem. Najniższy wymiar kary, jaka mu grozi, to 25 lat więzienia.
Mężczyzna został oskarżony o zabójstwo połączone z rozbojem. Najniższy wymiar kary, jaka mu grozi, to 25 lat więzienia.
37-letni Krzysztof stanął przed sądem oskarżony o zamordowanie swojego chlebodawcy.

Tragedia rozegrała się pod Kazimierzą.

Człowieka, który chciał mu pomóc, wyrwać z nałogu, wyprowadzić na ludzi. Przyznaje, że zadał śmiertelne ciosy, bo… spieszył się do dziewczyny.

Handel dewocjonaliami był w rodzinie Stanisława - można powiedzieć - rodzinnym interesem. Handlował on i jego żona, tym samym biznesem zajęli się też synowie. Na stałe mieszkali w Warszawie, ale właściwie przez cały rok wędrowali po kraju ze swoim towarem. Wiosną tego roku sytuacja rodzinna się skomplikowała. Zachorowała teściowa Stanisława. Żona musiała ją pielęgnować, więc 67-letni Stanisław potrzebował pomocnika. I tak poznał Krzysztofa.

Z OGŁOSZENIA

Krzysztof był młodszy o 30 lat. Tułał się po Polsce za pracą. Zajęcie u Stanisława znalazł przez ogłoszenie, w kwietniu. Miał rozkładać stoiska, być kierowcą. Kiedyś miał już kłopoty z prawem. Ale na Stanisławie zrobił podobno dobre wrażenie. - Mąż był z niego bardzo zadowolony - zeznawała później w sadzie żona Stanisława. - A Krzysztof rzeczywiście potrafił być miły. Dzwonił do mnie, pytał o zdrowie matki, wykazywał współczucie. Ale wiedziałam, że nadużywał alkoholu. Dlatego mówiłam mężowi, żeby go zwolnił. Bałam się, że Krzysztof zrobi wypadek i ich pozabija. Ale mąż chciał mu pomóc, twierdził, że wyprowadzi go na ludzi.

- Ojciec dał mu nawet pieniądze na wszycie esperalu - opowiadał syn Stanisława. - Bo oprócz problemów alkoholowych Krzysztof wyglądał na dobrego i uczciwego człowieka.

ULTIMATUM OD DZIEWCZYNY

W połowie kwietnia Stanisław z pomocnikiem zamieszkali w małym hoteliku w Paśmiechach, w powiecie kazimierskim. Bo właśnie tu po parafiach wędrowała kopia obrazu Matki Boskiej i chętnych na ich towary było sporo. W tym samym zajeździe pokój wynajęli też ich znajomi, którzy także handlowali dewocjonaliami. Wiadomo, w grupie raźniej. Niestety, tu dotarła do nich smutna nowina - zmarła teściowa Stanisława. Umówili się, że wczesnym rankiem w niedzielę 11 maja wspólnie wyjadą do Warszawy, bo na poniedziałek zaplanowany był pogrzeb.

Ale zanim przyszła niedziela, to w sobotę jeszcze handlowali. Krzysztof przyznał później śledczym, że przez cały dzień po kryjomu popijał alkohol. Skończyli pracę po południu. Mieli się położyć wcześnie spać, bo następnego dnia wyruszali przecież bladym świtem w drogę. Stanisław rzeczywiście usnął. A Krzysztof… - Zacząłem pisać sms-y do swojej dziewczyny. Ona chciała ze mną zerwać - opowiadał potem policjantom. - Dała mi ultimatum, że jeśli jeszcze tego samego wieczoru do niej nie przyjadę, to z nami koniec.

Dziewczyna - która zresztą miała zaledwie 16 lat - mieszkała kolo Krakowa. I Krzysztof postanowił ponoć, że się z nią spotka.
CIOSY TŁUCZKIEM

Krzysztofowi potrzebny był samochód. I - jak to wyznał potem w śledztwie - postanowił zabrać auto swojego chlebodawcy. Nie tylko auto, ale też pieniądze. - Postanowiłem, że zabawię się z dziewczyną za jego pieniądze. Napisałem to jej w sms-ie - opowiadał.

Kluczyki do skody octavii i pieniądze z utargu Stanisław miał ponoć w kieszeni koszuli. Trzeba było mu je jakoś wyjąć. Krzysztof relacjonował, że na stole w pokoju znalazł nóż i tłuczek do mięsa i wziął je. Po co? - Chciałem ogłuszyć Stanisława, gdyby się obudził - tłumaczył. - I chyba się rzeczywiście przebudził, gdy się nad nim pochyliłem. Ale nie zdążył się podnieść.

Uderzyłem go tłuczkiem w głowę. Krzyczał. Tłuczek mi wypadł z ręki, więc próbowałem go dusić, przycisnąłem mu twarz poduszką. Nie pamiętam, jak długo to trwało. Krzysztof nie pamięta też, żeby zadawał ciosy nożem. Ale zdaniem prokuratury tak właśnie było. - Przykryłem Stanisława poduszką lub kołdrą - kontynuował swoją opowieść Krzysztof. - Zabrałem kluczyki i pieniądze. Po drodze kupiłem butelkę wódki i ruszyłem samochodem w stronę Krakowa.

RUSZYLI W MIASTO

Do dziewczyny dotarł ponoć koło północy. - Powiedziałem: wiesz co zrobiłem, aby się z tobą spotkać? Ona zapytała: "Chyba go nie zabiłeś?". A ja powiedziałem, że tak. Specjalnie nie czyniła mi wyrzutów.
Ponoć przeliczyli razem pieniądze, a później ruszyli "w miasto", jeździli po krakowskich lokalach. Aż na jednej z ulic uderzyli autem w latarnię. Wprawdzie Krzysztof uciekł, zostawiając dziewczynę przy rozbitym samochodzie, ale jeszcze tego samego dnia został zatrzymany, w knajpie na peryferiach Krakowa.

Ciało Stanisława w niedzielę rano znaleźli w hotelowym pokoju znajomi. Ci, z którymi umówił się na wspólny wyjazd do Warszawy, na pogrzeb teściowej.
Krzysztof został oskarżony o zabójstwo połączone z rozbojem. Jego proces zaczął się właśnie przed Sądem Okręgowym w Kielcach. Grozi mu 25 lat więzienia albo dożywocie. Przyznał się do winy. Mówi, że nie chciał zabić. - Chciałem okraść Stanisława, nie planowałem zabić - przekonywał śledczych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie