Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzuciła dzieckiem jak szmacianą lalką

Michał Nosal
Oskarżona 21-latka nie przyznaje się, by próbowała zabić dziecko. Twierdzi, że malec wypadł jej z rąk.
Oskarżona 21-latka nie przyznaje się, by próbowała zabić dziecko. Twierdzi, że malec wypadł jej z rąk. D. Łukasik
Rozpoczął się proces 21-latki kielczanki oskarżonej o próbę zabójstwa półtoramiesięcznego chłopca.

O to, że próbowała zabić półtoramiesięcznego chłopczyka rzucając nim o chodnik, oskarżona jest 21-letnia kielczanka. Kobieta się nie przyznaje. Jej proces zaczął się we wtorek przed Sądem Okręgowym w Kielcach.

Oskarżona 21-latka latem ubiegłego roku poznała swego pierwszego chłopaka i zaszła w ciążę. Przed sądem przyznaje, że jej nie akceptowała. Że była "wściekła na swoją ciążę".

Wkurzona

- Moja mama mówiła, że trzeba "pozbyć się bachora". Zabrała mnie do lekarza, on przepisał zastrzyki. Dostałam dwa. Dostawałam też leki na przeczyszczenie i antybiotyki na przeziębienie - relacjonowała wczoraj niewysoka, ciemnowłosa dziewczyna z włosami spiętymi w dwa kucyki.
W dzień, gdy rozegrała się tragedia - 21 kwietnia, dziewczyna była w szkole. Uczyła się w liceum.

- Koleżanki mi dokuczały, pani mówiła, że nie będę mogła się dalej uczyć, tylko będę musiała zajmować dzieckiem. Do domu wróciłam wkurzona - opowiadała dodając, że na czas nauki należy jej się renta po tacie.
Tego dnia po lekcjach, 21-latka miała zrobić sobie zdjęcie u fotografa. Chciała elegancko się ubrać.
- Nie mogłam się zmieścić w ulubione spodnie. Myślałam, że nigdy po ciąży nie wrócę do normalnej wagi. Kiedy poszłyśmy z mamą i babcią do fotografa przy ul. Wojewódzkiej, w drzwiach wisiała kartka, że do godziny 14 jest zamknięte. To jeszcze bardziej mnie zdenerwowało - tłumaczyła 21-latka.

Jak szmacianą lalką

Oskarżona z mamą i babcią czekały przed punktem, nieopodal apteki. Tej samej apteki, do której przyszła z wózkiem 31-letnia kielczanka. Była ze swym półtoramiesięcznym synkiem.

- Wcześniej spoglądałam na zegarek. Była 13.50. Miałam za chwilę odebrać starsze dziecko z przedszkola. Synek właśnie zasnął w wózeczku. Pomyślałam, że zajrzę jeszcze do apteki. Przed punktem fotograficznym mijałam trzy kobiety. Nie patrzyłam w ich stronę, bo usłyszałam jak w ich rozmowie padają przekleństwa - wyjaśniała wczoraj przed sądem matka pokrzywdzonego dziecka.

Chłopiec był w błękitnym kombinezonie, przykryty kocykiem. Na wierzch głębokiego wózka z budą, założona była osłona z materiału przypinana na napy. Matka zablokowała koła hamulcem i weszła do apteki.

- Do przeszklonego przedsionka, a potem krok za drugie drzwi - opowiadała matka dziecka. - Zobaczyłam długą kolejkę i zdecydowałam, że nie będę czekać. Odwróciłam się i zobaczyłam jak kobieta w ciemnym ubraniu biegnie do wózka, wsadza do niego ręce i wyszarpuje moje dziecko. To były ułamki sekundy. Ja zrobiłam dwa kroki, a ona w tym czasie rzuciła dzieckiem na chodnik z wysokości swojej klatki piersiowej. To wyglądało jak rzucenie szmacianą lalką. Synek upadł niedaleko mnie. Twarzyczką do chodnika. Gdy go podniosłam, nie płakał. Robił się siny. Dopiero, kiedy zaczęłam do niego krzyczeć, zaczął płakać.

Od przerażonej matki dziecko wzięła pracownica apteki, obawiająca się, że malec może mieć uszkodzony kręgosłup. Kobiety przeszły z dzieckiem na zaplecze. Wezwały pogotowie i policję. Potem okazało się, że chłopczyk ma krwiaka, stłuczenia mózgu, złamania kości czaszki. Był w stanie, który zagrażał jego życiu. Teraz ma się już dobrze.

Dziecko na chodniku

Oskarżona 21-latka od początku śledztwa zaprzecza, by chciała zabić chłopca. Jak opowiadała wczoraj, gdy 21 kwietnia przed punktem fotograficznym mijała je kobieta z wózkiem, matka powiedziała, że to ładny wózek i przydałby się.

- Pomyślałam, że można by go ukraść. Porozmawiałam o tym z mamą. Ja miałam podejść i przejechać kawałek, a potem przekazać go mamie - wyjaśniała wczoraj. - Kiedy zorientowałam się, że w środku jest dziecko, chciałam je wyjąć i położyć na chodniku. Jak miałam dziecko na rękach, wszyscy zaczęli się drzeć i to dziecko mi wypadło. Wystraszyłam się. Przeszłam na drugą stronę ulicy. Pamiętam, że kłóciłam się jeszcze z jakąś panią.

Ta pani - 68-letnia emerytka - także zeznawała wczoraj przed sądem. W kwietniu do apteki przyszła o kulach, niedawno miała operację. Była ostatnia w kolejce, gdy do punktu zajrzała mama chłopczyka.
- Zobaczyłyśmy kobietę wyszarpującą dziecko z wózka. Matka chłopca wybiegła na zewnątrz, ja zaczęłam krzyczeć, że kradną dziecko i poszłam za nią. Tamta kobieta z całym impetem rzuciła dziecko na bruk - wspominała wczoraj emerytka.

"To zabrzmiało jak groźba"

68-latka wspomina, że gdy matka zajęła się dzieckiem, ona patrzyła za kobietą, która sięgnęła do wózka.
- Ona stała po drugiej stronie ulicy i z ironią się uśmiechała. Zirytowało mnie to. Nie wiem, co jej powiedziałam. Być może jej ubliżyłam. Po moich słowach zaczęła krzyczeć, tupać, potem powiedziała, że ze wszystkimi bękartami tak będzie robić. To zabrzmiało jak groźba. Jak gdyby za chwilę miała wziąć kolejne dziecko - opowiadała kobieta.

Oskarżoną straciła z oczu, gdy na miejsce przyjechały karetka i radiowóz. Tego popołudnia 21-latka pojechała jeszcze z babcią do centrum miasta, zrobiła zdjęcie u fotografa i wróciła do domu. Wieczorem została zatrzymana.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie