Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sandomierski dworzec za drogi dla busów?

GOP
Większość busów omija dworzec.  Przewoźnicy prywatni uważają, że opłaty za zatrzymanie się w tym miejscu są za wysokie
Większość busów omija dworzec. Przewoźnicy prywatni uważają, że opłaty za zatrzymanie się w tym miejscu są za wysokie Małgorzata Płaza
Ponad 300 osób podpisało się pod apelem skierowanym do burmistrza o obniżenie opłat dla przewoźników na nowym dworcu autobusowym w Sandomierzu. Marek Bronkowski odpowiada: miasto nie jest stroną w tej sprawie, a opłaty nie są wysokie.

Nowy dworzec jest czynny od 9 sierpnia. Wybudowało go prywatne przedsiębiorstwo. Operatorem została firma DAK z siedzibą w Krakowie, która wprowadziła dla przewoźników nowe stawki za zatrzymanie pojazdu w tym miejscu. Wynoszą one 3,4 zł (brutto).

Pismo do burmistrza, poparte 370 podpisami mieszkańców powiatu, wystosowało Stowarzyszenie „Nowy Sandomierz”. Apeluje ono do Marka Bronkowskiego o podjęcie działań zmierzających do obniżenia stawki do poziomu odpowiadającego realiom Sandomierza. Przewoźnicy, na których powołują się autorzy apelu, proponują stawkę 0,61 zł za jedno zatrzymanie.

- Jeśli stawka zostanie utrzymana na dotychczasowym poziomie, przewoźnicy będą musieli podnieść ceny biletów o około 0,73 zł. Będzie to dodatkowe obciążenie finansowe dla mieszkańców naszego powiatu – mówi Tomasz Ramus, prezes Stowarzyszenia „Nowy Sandomierz”.

Autorzy apelu podkreślają, że stawki mogą być jeszcze wyższe, bowiem zarządca dworca przekazał przewoźnikom informację, że jeśli odpowiednio szybko nie podpiszą umowy, opłata za zatrzymanie się będzie wynosiła 4,92 zł.

Z wyliczeń autorów pisma wynika, że każdego dnia na dworcu będzie 3 tysiące zatrzymań, co przekłada się na kwotę 10.200 złotych dziennie, a miesięcznie 306.000 złotych, według niższej stawki. Stowarzyszenie krytykuje również fakt, że to podmiot prywatny zarządza w pełni obiektem użyteczności publicznej i w związku z tym burmistrz nie ma wpływu na regulowanie obowiązujących tam opłat.

- Teraz prywatny przedsiębiorca może w pełni narzucać swoje warunki cenowe – podkreśla prezes.

Przewoźnicy prywatni obsługujący linie na terenie powiatu nie podpisali umów z operatorem dworca.

- Jeśli podpiszę umowę, stanę przed wyborem: zakończenie działalności albo podwyżka cen biletów o 100 procent. Stawki zaproponowane przez operatora dworca są całkowicie nieadekwatne do wielkości miasta i tutejszych realiów. Być może są do przyjęcia przez przewoźników dalekobieżnych, którzy mają jedno lub dwa zatrzymania na dworcu dziennie. Moje busy musiałyby wjeżdżać tam około 80 razy dziennie. Łatwo policzyć, jakie to koszty - mówi Piotr Drypa, jeden z prywatnych przewoźników.
Na razie busiarze omijają dworzec. Sprawa skomplikuje się, gdy nie będą mogli zatrzymywać się na przystanku przy Bramie Opatowskiej, kluczowym dla nich miejscu. Z przystanku tego, po wygaśnięciu dotychczasowych pozwoleń, będzie mogła korzystać prawdopodobnie tylko komunikacja miejska. Chodzi o to, aby dworzec docelowo był miejskim centrum dla przewoźników pasażerskich.

Dla włodarzy miasta sprawa dworca jest już zamknięta. W odpowiedzi udzielonej przez burmistrza Tomaszowi Ramusowi czytamy, że gmina nie jest stroną umowy zawartej między właścicielem obiektu, w którym znajduje się dworzec a operatorem, w związku z tym nie ma wpływu na liczbę zatrzymań i stawki. „Nieznany tym samym jest gminie proces negocjacji operatora z poszczególnymi przewoźnikami, warunki tychże negocjacji, jak i ostateczne stawki będące tajemnicą handlową stron”.

Burmistrz w sposób kategoryczny dementuje przytoczone w piśmie dane dotyczące liczby zatrzymań na dworcu. Zarzuca prezesowi Ramusowi, że „w sposób świadomy i bezwzględny” wprowadził w błąd mieszkańców, którzy podpisali się pod apelem, jak i innych członków stowarzyszenia. Rzeczywista liczba zatrzymań, według danych burmistrza, wynosi obecnie 55 dziennie i obejmuje wszystkich przewoźników korzystających ze starego dworca. Jak podkreśla Marek Bronkowski, żaden z przewoźników po wprowadzeniu nowych stawek nie podniósł cen biletów.

Odnosząc się do zarzutu dotyczącego prowadzenia dworca przez podmiot prywatny, burmistrz zaznacza, że podobnie jest w wielu innych polskich miastach, także tych w naszym regionie, między innymi w Tarnobrzegu, Opatowie i Ostrowcu Świętokrzyskim.
- Wcześniej koszt utrzymania dworca wynosił 60 tysięcy złotych miesięcznie. Pieniądze te pochodziły z budżetu miasta, Standard obsługi był przedmiotem wielu skarg ze strony mieszkańców i podróżnych. Teraz funkcjonowanie obiektu nic nas nie kosztuje - dodaje burmistrz.

Marek Bronkowski powtórzył, że stawka dla przewoźników obowiązująca na sandomierskim dworcu jest jedną z najniższych w Polsce.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na sandomierz.naszemiasto.pl Nasze Miasto