Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąsiadki 18-latki wykonały reanimację, zanim przyjechało pogotowie. Dzięki nim dziewczyna żyje

Iwona ROJEK
Sąsiadki z klatki schodowej też mają dużą satysfakcję z tego powodu, że ocaliły osiemnastolatkę. Z lewej Tatiana Dorozińska, z prawej Irena Chaba. W środku Karolina.
Sąsiadki z klatki schodowej też mają dużą satysfakcję z tego powodu, że ocaliły osiemnastolatkę. Z lewej Tatiana Dorozińska, z prawej Irena Chaba. W środku Karolina. Iwona Rojek
- Dzięki pomocy dwóch sąsiadek moja 18-letnia wnuczka Karolina, którą sam teraz wychowuję, żyje - mówi bardzo wzruszony kielczanin Jan Sala. - Gdyby nie szybka reakcja tych dwóch kobiet, byłoby już po niej, a ja na pewno tego nie przeżyłbym.

Mężczyzna, mieszkający w bloku przy ulicy Urzędniczej w Kielcach, opowiada, że kilka miesięcy temu umarła nagle jego żona Danusia. - Poszła do szpitala w Końskich tylko na cztery dni na czyszczenie dróg żółciowych i już nie wróciła. Podobno dostała zapalenia trzustki i nic nie dało się zrobić - nie może się z tym pogodzić.

- Razem z żoną wychowywaliśmy naszą jedyną wnuczkę Karolinkę od dziecka. Znalazła się w naszym domu, gdy miała półtora roczku. Stworzyliśmy w trójkę rodzinę, a teraz nagle zabrakło mojej żony Danusi. Ciężko nam jest, odkąd zostaliśmy we dwójkę, musimy sobie ze wszystkim radzić sami, a dorastająca dziewczynka potrzebuje przecież kobiety. Jeszcze oboje z Karolcią nie doszliśmy do siebie po śmierci żony i babci, gdy kilka dni temu wydarzyłaby się kolejna tragedia.

Dziadek wspomina, że po południu we wtorek Karolinka miała pójść po lekcjach na spacer z psem - kupili go, żeby w domu było weselej - i zajrzeć do znajomych, ale wcześniej planowała się wykąpać. - Byłem zajęty czymś w kuchni, ale po pewnym czasie zaniepokoiła mnie cisza panująca w mieszkaniu - wspomina Jan Sala. - Zajrzałem do jednego pokoju, do drugiego, Karolci nigdzie nie było. Nagle zobaczyłem światło w łazience, zacząłem pukać, chwyciłem za klamkę, drzwi były zamknięte, i żadnego odgłosu. W jednej chwili zrobiło mi się potwornie gorąco, jakbym miał dostać wylewu. Usłyszałem rzężenie, w sekundzie chwyciłem za motek i wybiłem szybę. Wsadziłem rękę, przekręciłem zamek i zobaczyłem wnuczkę leżącą w wymiotach, bez oznak życia, na podłodze. Zatruła się czadem - przemknęło mi przez myśl. Błyskawicznie zaniosłem ją do pokoju, położyłem na podłodze i chciałem robić sztuczne oddychanie. Ale nie dałem rady, to mnie przerosło. Wydarzenia rozgrywały się błyskawicznie. Zbiegłem po schodach, skacząc po cztery stopnie naraz, nie wiem, skąd wziąłem tyle siły, i waliłem do drzwi sąsiadek, przypomniało mi się, że mają coś wspólnego ze służbą zdrowia. Bardzo szybko przybiegła najpierw jedna, a potem druga i natychmiast rozpoczęły reanimację.

ZŁAPAŁA ODDECH

- Pamiętam, że Karola załapała oddech przy 22 ucisku w drugiej serii - mówi wzruszona Tatiana Dorozińska, z zawodu rehabilitantka. - Stres był tak potworny, że też wiele szczegółów nie zostało mi w pamięci. Byłam w swoim domu, gdy usłyszałam huk rozbijanej szyby, pomyślałam sobie, że coś się dzieje i może trzeba kogoś ratować, mam to już zakodowane w głowie. Ze swojego mieszkania wybiegłam boso, wpadłam do pokoju i zobaczyłam leżącą, przeraźliwie bladą, nieruchomą, bez oddechu dziewczynę. Wyglądała, jakby nie żyła, do razu zaczęłam ją uciskać.

Druga do pomocy zjawiła się błyskawicznie sąsiadka z piętra niżej, Irena Chaba, która jest emerytowaną pielęgniarką ze Szpitala Dziecięcego i też miała pojęcie o ratowaniu.
- Podzieliłyśmy się pracą, ona robiła wdechy, a ja uciski klatki piersiowej. Karolinka nie dawała oznak życia, wyglądało na to, że wszystko jest stracone, a pogotowie nie nadjeżdżało - opowiada pani Tatiana.
Dodaje, że nagle w drugiej serii usłyszała najpiękniejszy w swoim życiu długi, świszczący wdech, powróciło krążenie. Cały czas przemawiała do dziewczynki, bo nie otwierała oczu i na nic nie reagowała. - Zaczęła majaczyć, wydawała jęki. Mój mąż sprawdzał lampką źrenice. Po 15 minutach przyjechała karetka i zabrała dziewczynkę do szpitala. Spędziła tam pięć dni - opowiada pani Tatiana.

Tatiana, która aktualnie nie pracuje, bo niedawno straciła pracę, podkreśla, że przekonała się, jakie jest to ważne, żeby umieć udzielać pierwszej pomocy, bo można komuś uratować życie. A niestety, bardzo wiele osób nie ma o tym zielonego pojęcia. - Na własnej skórze przekonałam się, że wystarczy niewiele, a poczucie, że zrobiło się coś ważnego, jest niesamowite - przekazuje własne odczucia. - Ale nie czuję się żadnym bohaterem, uczyniłam to, co do mnie należało. Po reanimacji do rana nie zmrużyłam oka, kilka dni to wszystko przeżywałam.

- Ja też ciągle miałam przed oczami woskową twarz dziewczynki i pamiętałam jej lodowate nogi - mówi Irena Chaba. - A pan Jan ciągle dopytywał się nas, czy ona przeżyje.
Przejęty dziadek opowiada, iż lekarz na oddziale w Szpitalu Dziecięcym powiedział mu, że gdyby nie ta reanimacja w domu, wnuczka by nie żyła albo byłaby roślinką. - Dlatego z całego serca dziękuję sąsiadkom za to, co zrobiły, ja tej drugiej śmierci już bym nie przeżył - tego jest pewien.

Cała akcja w domu trwała do dwóch minut, wiedzieli, że po trzech w mózgu zachodzą nieodwracalne zmiany. Karolina, która chodzi do pierwszej klasy Technikum Fryzjerskiego, też jest szczęśliwa, że żyje. Wczoraj wyszła ze szpitala. - Dotykam klatkę piersiową i trochę mnie jeszcze boli po tych uciskach - uśmiecha się. - Nawet nie sądziłam, że tak łatwo można stracić życie. Weszłam do wanny i niczego więcej nie pamiętam, aż do momentu, kiedy obudziłam się w szpitalu.

- Łazienka była w październiku sprawdzana, nie przypuszczałem, że coś jest nie tak - dopowiada dziadek.
Karolina włącza się do rozmowy, że to dobrze, iż ją odratowano, chociaż nie jest jej za bardzo wesoło, bo nie może pogodzić się ze śmiercią babci. - Była dla mnie jak mama, zastąpiła mi ją - podkreśla. - Pomagała mi we wszystkim, zwierzałam się jej, teraz bardzo cierpię. Nie umiemy sobie z dziadkiem miejsca znaleźć, uczymy się gotować, prać pościel, bo tylko babcia wcześniej gotowała, prała. W domu jest bardzo smutno, a ja mam dużą ranę w sercu.

Pan Jan nie może pogodzić się z tym, że jego żona zmarła w szpitalu w Końskich.
(fot. I. Rojek)

ŻONA MOGŁA ŻYĆ

- Żona 10 lat temu miała usunięty woreczek żółciowy i jakiś czas temu zaczął ją boleć brzuch - opowiada mężczyzna. - Poszła do lekarza i okazało się, że ma kamienie w przewodach. Dostała skierowanie do szpitala. Sprawdziliśmy, że w Kielcach do szpitala na Czarnów trzeba czekać na zabieg trzy miesiące, a w Końskich dwa tygodnie. Wybrała Końskie, żeby szybciej mieć tę sprawę z głowy. Mówiła: "Pójdę i wrócę za trzy dni". Teraz wiem, że to był zły wybór. Ten niezbyt skomplikowany zabieg zrobiono jej w dwóch etapach. We wtorek nacięto ciało, a dopiero w następny czwartek wsadzono dren, by wydostać kamienie. Zamiast czuć się lepiej, z każdym dniem było z nią coraz gorzej. Lekarze tłumaczyli, że dostała zapalenia trzustki, ale chyba można było je wyleczyć. Potem powiadomili mnie, że miała krwotok wewnętrzny. Spędzałem w szpitalu całe dnie, codziennie dojeżdżałem z Kielc do Końskich. Żona tak osłabła, że nie miała siły podnieść się. Myłem, pielęgnowałem ją jak dziecko. W międzyczasie zabrano ją też na parę dni na kardiologię, nie wiadomo, po co. Sam lekarz przyznał, że niepotrzebnie, bo to były dolegliwości od brzucha, a nie od serca. Leżała w szpitalu 2,5 miesiąca i zmarła. Przez tak długi czas nawet nie otworzono jej jamy brzusznej, a to mogło przecież uratować jej życie.

Razem z sąsiadkami wspominają ostatnie miesiące i łzy radości przeplatają się ze łzami rozpaczy. - Wspaniale, że Karolinka żyje - mówi Jan Sala. - Chyba trzeba doceniać to życie, które jest, mimo że tak dziwnie się ono układa. - Musimy się z Karolinką jakoś pozbierać do tego życia i nauczyć się sobie radzić. Może w przyszłości zaznamy więcej szczęścia i radości.

Tatiana Dorozińska i Irena Chaba, żegnając się z Karolinką, mówią, że to dobrze, iż choć przy takiej okazji zacieśniły się między nimi sąsiedzkie więzi. Bo teraz jest tak, że nawet ludzie mieszkający w jednej klatce nie mają dla siebie czasu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie