Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sepsa zabiła!

Agnieszka Wykrota-Przysiwek [email protected]
Rodzina jest wstrząśnięta, bo nawet ksiądz nie chciał wpuścić trumny do kościoła na pogrzebie. Sugestie, aby tak zrobić, otrzymał z prosektorium.
Rodzina jest wstrząśnięta, bo nawet ksiądz nie chciał wpuścić trumny do kościoła na pogrzebie. Sugestie, aby tak zrobić, otrzymał z prosektorium. A. Wykrota-Przysiwek
Patomorfolog: to była sepsa! Rodzina zmarłej o przyczynie śmierci dowiedziała się w zakładzie pogrzebowym.

- Boję się o życie moje, taty, moich bliskich. Nie mogę przełamać tego strachu, od kiedy wyszło na jaw, że moja mama zmarła na sepsę. Dowiedzieliśmy się o tym nie od lekarzy w szpitalu, ale przypadkiem od pracowników zakładu pogrzebowego - opowiada przez łzy Ewelina Pocheć z Ostrowca Świętokrzyskiego.

- Moja mama dwa lata temu miała amputowaną nogę. Od tego czasu walczyła z przewlekłymi chorobami, często leżała w szpitalu. W ubiegły poniedziałek wieczorem, po dwutygodniowej przerwie, znów trafiła do ostrowieckiego szpitala na Oddział Chirurgii. I już stamtąd nie wyszła - Ewelina Pocheć nie może powstrzymać łez. - Kiedy przywieźliśmy bratową do szpitala, była przytomna. Tylko narzekała na ból, miała wysoką temperaturę. Prosiła, bym ją odwiedziła następnego dnia. Zmarła kilka godzin później. Chociaż nawet nie wiadomo dokładnie o której godzinie - mówi bratowa zmarłej 46-letniej Renaty Pocheć.

Nie zgłosili sepsy

Nie zgłosili sepsy

Ten przypadek nie został zgłoszony do Państwowej Powiatowej Inspekcji Sanitarnej w Ostrowcu Świętokrzyskim.
- Szpital jest zobowiązany rejestrować zarażenia szpitalne i zgłaszać do nas przypadki, a nawet podejrzenie zaistnienia przypadków chorób zakaźnych. W szpitalu działa specjalnie do tego powołany Zespół Kontroli Zakażeń Szpitalnych. Jeśli chodzi o sepsę, to każda jest zakaźna, przebieg choroby i na ile jest niebezpieczna zależy w dużej mierze od drogi zakażenia - wyjaśnia Elżbieta Dulny, kierownik oddziału bieżącego nadzoru sanitarnego ostrowieckiego sanepidu.

O SEPSIE DOWIEDZIELI SIĘ PRZYPADKIEM

- Usłyszeliśmy, że trzeba zrobić sekcję zwłok. Nie chcieliśmy tego, bo mama była za życia tyle razy cięta... - młoda dziewczyna próbuje stłumić płacz.

- Tłumaczono, że taka jest procedura, więc się zgodziliśmy. Akt zgonu dostaliśmy dzień po śmierci, wpisano na nim jako przyczynę zgonu reumatoidalne zapalenie stawów, owrzodzenie uda i niewydolność serca. Następnego dnia, dzień przed pogrzebem, przeżyliśmy szok - opowiadają bliscy zmarłej Renaty Pocheć.

- Pojechaliśmy do zakładu pogrzebowego z ubraniami, a tam od oburzonych pracowników usłyszeliśmy pretensje, że powinniśmy im powiedzieć, bo to chodzi o ich zdrowie i życie. Ze zdumieniem zapytałam o co chodzi. A oni, że moja bratowa zmarła na sepsę! Nikt nam o tym nie powiedział, ani lekarze na chirurgii w szpitalu, pielęgniarki, nikt! Dowiedzieliśmy się przypadkiem, w taki sposób! - mówi wyraźnie wzburzona bratowa zmarłej kobiety.

BOJĄ SIĘ O ŻYCIE

- Szpital nas nie powiadomił na co chora zmarła, nawet jak ciało zabieraliśmy. Nikt ze szpitala nie dzwonił. Jak zabieraliśmy ciało z oddziału, to też nikt nie powiedział, że to sepsa. Ciało miało kartę sekcyjną, więc zabraliśmy na sekcję. Ale na oddziale na pewno wiedzieli, że to sepsa, jestem pewny. Dzwoniła do nas do zakładu pielęgniarka z oddziału z pytaniem, czy już przewieźliśmy ciało na sekcję. Odpowiedziałem, że tak, i usłyszałem "aha"... Później okazało się, że faktycznie chodzi o sepsę - potwierdza jeden z pracowników zakładu pogrzebowego w Ostrowcu Świętokrzyskim.

- Nie ma co ukrywać, my też byliśmy przerażeni. Przecież każdy ma rodziny, każdy chce żyć. Z osobą zmarłą na taką chorobę zawsze trzeba się obchodzić ostrożniej, żeby się niczym nie zarazić. A my nie wiedzieliśmy o tym. Moim zdaniem chodzi o zaniedbanie ze strony szpitala, lekarzy, niepowiadomienie i narażenia zdrowia i życia innych osób - ocenia inny pracownik zakładu pogrzebowego.

- Przecież najbliżsi kontaktowali ze zmarłą tuż przed jej śmiercią, może są zagrożeni. Szpital powinien powiadomić rodzinę, że to sepsa, tu chodzi też o zdrowie i życie innych pacjentów, którzy leżeli na oddziale - podkreślają z oburzeniem w głosie pracownicy zakładu.

ROZPOZNANIE - SEPSA

- Otrzymałem zlecenie na wykonanie sekcji z głównym rozpoznaniem "sepsa", ale nie wiem, na jakim etapie stwierdzono, że doszło do zakażenia krwi. Jako drugie wpisane było reumatoidalne zapalenie stawów - lekarz patomorfolog, który przeprowadzał sekcję Renaty Pocheć, wyjmuje dokumenty, jakie przyszły z ostrowieckiego szpitala do zakładu patomorfologii.

- Postępowaliśmy z ciałem jak z jajkiem. Mieliśmy do czynienia z krwią, w momencie kiedy robiliśmy sekcję, to mogło być dla nas zaraźliwe. Kobieta miała śledzionę septyczną, która się już prawie rozleciała, ale to normalne przy sepsie - potwierdza patomorfolog. - Trzeba pamiętać, że sepsa to zakażenie krwi, a krwią i bakteriami z krwi, żeby się zarazić, to trzeba mieć do czynienia ze źródłem zakażenia, czystą krwią.

- Jakby się miało coś z bliskimi dziać, to już by się działo dawno. Po sześciu godzinach można się "przejechać". A tu już tyle upłynęło, że... nie ma niebezpieczeństwa - uspokaja lekarz.

- Powinniśmy wiedzieć, na co zmarła mama. Boimy się o swoje zdrowie, mieliśmy bezpośredni kontakt z mamą i to do ostatnich chwil jej życia. Opatrywałam ją, przemywałam rany, jak tu się nie bać? - pyta rozżalona Ewelina, córka zmarłej.

AKT ZGONU PRZED SEKCJĄ

- Tu nie ma podstaw do obaw, rodzinie i bliskim nic nie grozi. Nie było podejrzeń o zarażenie meningokokami, które są opisywane w mediach jako ta najgorsza sepsa. A czy najbliższa rodzina powinna wiedzieć, na co zmarła chora? Dlaczego ma nie wiedzieć? Mąż zmarłej taką informację uzyskał - odpowiada Jerzy Stanisławek, ordynator Oddziału Chirurgii Szpitala Powiatowego w Ostrowcu Świętokrzyskim, oddziału w którym zmarła Renata Pocheć. - Przecież my też dotykaliśmy chorej, robiliśmy wszystko normalnie - argumentuje doktor Stanisławek. - Chora leżała w sali ogólnej, na odcinku septycznym. Na tym odcinku izoluje się chorych "czystych" od chorych zarażonych różnymi bakteriami.

- O sepsie nie wiedziałam nic ani ja, ani mój tata - powtarza córka zmarłej. - Ja w domu robiłam opatrunki mamie gołymi rękami, przecież wiele osób mogło się zarazić. A w akcie zgonu mieliśmy reumatoidalne zapalenie stawów, owrzodzenie uda i niewydolność serca. Gdzie tu jest mowa o jakiejkolwiek sepsie? To było pierwsze rozpoznanie po niby przeprowadzonej sekcji zwłok, której tak naprawdę jeszcze wtedy nie było. Bo akt zgonu otrzymaliśmy w środę, a sekcja przeprowadzona została, o czym dowiedzieliśmy się później, dopiero w czwartek.

- Dlaczego akt zgonu został wydany przed zrobieniem sekcji? Przecież to niedopuszczalne - pyta z gniewem córka zmarłej 46-letniej mieszkanki Ostrowca.

- Z tego co wiem, sekcja miała być robiona w środę, ale w zakładzie patologii lekarz coś poprzesuwał. Wydaliśmy akt zgonu wcześniej, żeby można było przyspieszyć formalności, starałem się w ten sposób pomóc, by poszło wszystko sprawnie - wyjaśnia Jerzy Stanisławek, ordynator Oddziału Chirurgii ostrowieckiego szpitala. - Nic nie ukrywamy, dlaczego mamy ukrywać - odpowiada na nasze pytanie ordynator Stanisławek. I dodaje, że osoby, które miały styczność z chorą w ostatnich dniach jej życia, nie muszą poddawać się leczeniu antybiotykami.

TRUMNA POZA KOŚCIOŁEM

Okazuje się jednak, że uspokajające słowa nie wszystkich przekonują. Nie przekonały na przykład księdza, który prowadził mszę żałobną Renaty Pocheć.

- Mimo że wcześniej lekarze wyjaśniali, że trumnę można otworzyć, to w dniu pogrzebu okazało się, że nie można jej ani otworzyć, ani nawet do niej dochodzić. Pracownicy zakładu pogrzebowego tłumaczyli, że to decyzja sekcyjnego. Tak jest w przypadku niektórych chorób zakaźnych - opowiada Ewelina Pocheć, córka zmarłej kobiety. - Co gorsza, nie pozwolono nam nawet trumny wnieść do kościoła! Na wyraźne życzenie księdza nabożeństwo żałobne w kościele odbywało się tylko przy wiązankach kwiatów. Trumnę ze zwłokami mamy przywieziono dopiero na cmentarz. Ksiądz nie ukrywał, że do tego stopnia obawia się tej choroby - mówi z żalem młoda dziewczyna.

Nie udało nam się wczoraj skontaktować z proboszczem parafii na osiedlu Rosochy, gdzie odbył się pogrzeb, by zapytać o przyczyny tak drastycznych kroków i decyzji o odprawieniu mszy bez zmarłej. Pomimo wielu prób, nikt w parafii nie odbierał telefonu.

PS. Niektóre imiona i nazwiska zmieniono.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie