Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć mężczyzny w Kielcach. Sąsiedzi wzywali pomocy, ale służby ratunkowe nie przyjechały

Iza BEDNARZ [email protected]
Ewelina Wodecka i Magdalena Szewczyk dzwoniły na pogotowie i policję prosząc o pomoc, bo w tej kamienicy na drugim piętrze starszy samotny mężczyzna przez dwie godziny wzywał pomocy.
Ewelina Wodecka i Magdalena Szewczyk dzwoniły na pogotowie i policję prosząc o pomoc, bo w tej kamienicy na drugim piętrze starszy samotny mężczyzna przez dwie godziny wzywał pomocy. Aleksander Piekarski
Samotnie mieszkający mężczyzna wzywał pomocy. Mimo alarmujących telefonów nikt z odpowiedzialnych służb do jego mieszkania w Kielcach nie wszedł sprawdzić, co się dzieje. Mężczyzna zmarł

Starszy samotny mężczyzna przez dwie godziny wzywał pomocy w niedzielę w nocy w kamienicy w centrum Kielc. Sąsiedzi zaalarmowali pogotowie i policję. Żadna ze służb nie pofatygowała się do mieszkania. Człowiek zmarł.

Ewelinę Wodecką obudziły w niedzielę w nocy krzyki dochodzące z kamienicy na rogu ulicy Silnicznej i Koziej w Kielcach. Męski głos krzyczał "ratunku, pomocy, wezwijcie pogotowie". Zorientowała się, że krzyki dobiegają z mieszkania na drugim piętrze, gdzie mieszka samotny starszy pan. O 2.12 zadzwoniła na numer alarmowy 112. Dyżurny połączył ją z dyspozytorką pogotowia ratunkowego. - Powtórzyłam jej, że od 20 minut człowiek woła o pomoc, ona dopytywała o adres. Powiedziałam, że nie znam numeru mieszkania, ale wytłumaczyłam, która kamienica, które mieszkanie. Dyspozytorka zapytała, czy do nich zejdę, ale ja byłam sama z małym dzieckiem - relacjonuje Ewelina Wodecka. - Dyspozytorka stwierdziła, że nie wiadomo, czy uda im się tam wejść, zastanawiała się, czy nie lepiej zadzwonić do Straży Miejskiej albo na policję. Wyjaśniłam, że skierowano mnie do niej z numeru 112. Dyspozytorka nie powiedziała, że wysyła karetkę, ale też nie powiedziała, że jej nie wyśle i rozłączyła się, więc myślałam, że przyjęła zgłoszenie - tłumaczy kobieta.

Krzyki powtarzały się w odstępach kilkudziesięciominutowych.

Patrol przyjechał i odjechał

O 3.48 druga sąsiadka z kamienicy zadzwoniła na policyjny telefon 997.

- Zgłosiłam, że słyszę, jak ktoś woła "ludzie, ratunku, wezwijcie pogotowie". Dyżurny zapisał adres, powiedział "dobrze, wyślemy tam patrol" - opowiada Magdalena Szewczyk. Po 10 minutach pojawił się radiowóz. - Przejechał w obie strony i pojechał. Ale krzyki już ustały, więc pewnie uznali, że nie ma sprawy. My też poszliśmy spać.

Marta Solnica, dyrektor Wojewódzkiego Centrum Ratownictwa Medycznego i Transportu Sanitarnego w Kielcach potwierdza: - O godzinie 2.12 dyspozytorka przyjęła zgłoszenie i o 2.17 przekazała je dyżurnemu w Wojewódzkim Centrum Powiadamiania Ratunkowego, żeby wysłał patrol policyjny pod ten adres, sprawdził co się tam dzieje, i czy nasza pomoc jest potrzebna.

Nie stwierdzili żadnych krzyków

Jak ustalił Grzegorz Dudek, rzecznik prasowy świętokrzyskiej policji, o godzinie 2.27 dyżurny WCPR przekazał komisariatowi w śródmieściu prośbę od pogotowia, żeby sprawdzić, co się dzieje na Silnicznej róg Koziej.

- Patrol pojechał pod ten adres, ale nie stwierdził żadnych krzyków - informuje.
Potwierdza, że o godzinie 3.49 na numer alarmowy 997 zadzwoniła kobieta prosząc o interwencję pod tym samym adresem. Patrol udał się w to miejsce drugi raz, ale nikt nie krzyczał, więc policjanci nie wchodzili do kamienicy.

Sąsiadki zauważyły, że przez całą niedzielę okna w mieszkaniu na drugim piętrze były otwarte, ale starszy pan się w nich nie pojawiał. Zaniepokoiło je, że w łazience cały czas świeciło się światło. Przez okno widać było psa, którym opiekował się starszy pan. W poniedziałek sąsiadki zawiadomiły policję. Policjanci weszli do mieszkania z pomocą straży pożarnej. Wezwany przez nich lekarz pogotowia stwierdził, że lokator nie żyje co najmniej od kilku godzin.

Nie wiedziała, czy to nie awantura rodzinna

Marta Solnica, uważa, że dyspozytorka pogotowia zachowała się prawidłowo.

- Nie wiedziała, czy to awantura rodzinna, czy prawdziwe wezwanie, dlatego poprosiła policję o sprawdzenie sygnału. Nawet gdybyśmy tam wysłali zespół, ale drzwi byłyby zamknięte, nie moglibyśmy wejść do mieszkania.

Informuje, że tamtej nocy pogotowie przyjęło 154 wezwania, z czego dwie trzecie z samych Kielc.

- Nie nadążaliśmy z wysyłaniem zespołów - mówi. - Prawie 30 procent wyjazdów okazuje się nieuzasadnionych, więc jeśli nie było informacji z WCPR, że nasza pomoc jest potrzebna, zaufaliśmy, że nic się tam nie dzieje.

Obie kobiety nie mogą się pogodzić ze śmiercią sąsiada: - Wezwałyśmy pomoc, co jeszcze mogłyśmy zrobić? - zastanawiają się. - Jak się zachować w takiej sytuacji? Jak czuć się bezpiecznie, skoro nawet jeśli zawiadamia się służby, ich reakcja jest opieszała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie