Blisko półtorametrowa sztuka złowiona na wobler Tomka Miernika.
(fot. archiwum prywatne )
Wędkarskie wyniki 26 - letniego inżyniera z Suchedniowa, Krzysztofa Rózgi, budzą podziw. Łowi wieloma metodami i różne gatunki ryb, zawsze z sukcesem.
- Ma do tego talent - mówią koledzy Krzysztofa. Od ubiegłego roku na poważnie zabrał się za "big game", czyli łowienie największych polskich ryb, sumów. Dziś bez wątpienia jest w tej dziedzinie specjalistą. - Nauka polowania na sumy kosztowała mnie wiele pracy. Od sierpnia ubiegłego roku przepływałem po Wiśle 515 godzin, licznik echosondy wskazuje 2200 kilometrów - mówi suchedniowianin.
Wędkuje w Wiśle, wyłącznie na terenie naszego województwa. Sezon na sumy zaczyna się 1 lipca. W tym roku Rózga i kilku wędkarzy, których zaprosił na wspólne wyprawy na swoim pontonie, złowili około 30 ryb tego gatunku. W ostatni weekend - 10! - Większość to średnie sztuki, do 120 centymetrów długości. Ale trafiły się trzy większe - 154, 171 i 171,5 centymetra - opowiada Krzysztof.
Spędzają sen z powiek
Łowca marzy o przekroczeniu magicznej bariery dwóch metrów.
- Niedawno moja narzeczona, Dorota, miała na wędce okaz, którego nie byliśmy w stanie podnieść z dna. Kolega z Kielc, Piotrek Niedzielski miał sztukę, która porozginała groty mocnej kotwicy. Wielkie sumy spędzają mi sen z powiek - przyznaje.
Łowią na spining, jako przynęty używając dużych woblerów, wykonanych z drewna imitacji ryb. Skuteczne są te robione przez innego suchedniowianina, Tomka Miernika.
- Trzeba mieć odpowiedni sprzęt. Taki, żeby móc siłowo odciągnąć rybę od zatopionych drzew. Metrowego suma holuję około minuty - wyjaśnia Krzysztof Rózga. Na wiślane łowy zabiera tylko zaufanych kolegów.
- Proponowano mi wożenie wędkarzy za pieniądze, a nawet... sprzedawanie złowionych sztuk właścicielom łowisk komercyjnych. Na to nie ma szans, to byłby strzał w kolano - twierdzi suchedniowski łowca.
Byłaby atrakcja
Już po ubiegłorocznych wyprawach Krzysztof Rózga stał się obiektem zainteresowania wielu wędkarzy.
- Coraz więcej osób nastawia się na łowienie sumów. Niestety, większość osób schwytane zabija, przecież to mnóstwo mięsa. Ja wszystkie bez wyjątku "wąsacze" wypuszczam. Presja na ten gatunek jest ogromna. Dlatego nie zdradzam dokładnych lokalizacji moich łowisk - twierdzi wędkarz. Jego zdaniem największe szkody w pogłowiu Króla Wisły czynią kłusownicy i pseudowędkarze.
- Zimą sumy gromadzą się, podobnie wiosną, przed tarłem. Wtedy łowić ich nie wolno, ale "specjaliści" potrafią odnaleźć takie miejsca i robią rzeź. To dlatego dużych sumów nie ma tyle, ile być powinno - przekonuje nasz rozmówca. A Wisła, także świętokrzyska, mogłaby stać się wielką turystyczną atrakcja, celem wędkarskich wypraw pasjonatów z całego świata. Tak jest w przypadku hiszpańskiej rzeki Ebro czy włoskiego Padu. Ale tam sumy się uwalnia, podobnie, jak robi to Krzysztof Rózga i jego zaprzyjaźnieni sumiarze.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?