Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świętokrzyscy żeglarze na pokładzie Generała Zaruskiego (DUŻO ZDJĘĆ)

Mateusz Bolechowski
Mateusz Bolechowski
Żeglarze z naszego regionu wraz z kolegami i koleżankami z różnych stron kraju w dniach od 1 do 7 maja brali udział w pierwszym w roku rejsie na pokładzie słynnego „Generała Zaruskiego”. Nie brakowało przygód, bo na Bałtyku szalał sztorm.

STS „Generał Zaruski” to legenda polskiego żeglarstwa. Drewniany kecz gaflowy wyszedł ze szwedzkiej stoczni w 1939 roku, był pierwszym i jedynym z zaplanowanej serii 10 podobnych jachtów morskich, które miały służyć do szkolenia młodzieży. Inicjatywa „wyprowadzenia Polaków na morze” należała do generała Mariusza Zaruskiego, pioniera żeglarstwa i taternictwa. Okręt długości 29 metrów o powierzchni żagli 327 metrów kwadratowych do Polski trafił już po zakończeniu wojny. Z powodów politycznych na krótko przemianowano go na „Młodą Gwardię” Przez lata morskiego fachu uczyli się na nim młodzi ludzie z całej Polski. W 2003 roku jacht przestał pływać i popadał w ruinę. Dzięki zaangażowaniu kapitana Jerzego Jaszczuka i grupy pasjonatów w ostatniej chwili udało się go uratować. Wrak kupiło miasto Gdańsk i zaczęto remont. W 2012 roku w obecności prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej na odnowionym „Generale Zaruskim” podniesiono banderę. Jego zadanie się nie zmieniło - przez cały rok w ramach Akademii Żeglarskiej Zaruskiego wolontariusze - młodzi ludzie pracują przy konserwacji jachtu, uczą się teorii żeglarstwa, by w końcu ruszyć na morze. Są też szkoły pod żaglami i jednodniowe rejsy "Poznaj Generała".

Biały generał

Piękny „old timer” budzi podziw wszędzie, gdzie wpłynie. Żeby tak było, każdego roku jest remontowany, by 1 maja wyruszyć w pierwszy w sezonie rejs techniczny. Trzeba odmalować burty, zedrzeć lakier i zastąpić go nowym, wymienić zużyte elementy. Roboty jest mnóstwo, nad ich przebiegiem czuwa bosman Mirek Bielecki, który zna jacht jak własną kieszeń. Załogę stanowią ludzie wielu profesji, ale tu nie ma to znaczenia. Grafik komputerowy olei maszt, kardiolog szlifuje burty, licealistka poleruje litery na tablicy z nazwą statku. - Zapraszamy przyjaciół „Generała”, którzy przygotowują go do rejsu, zbroją w żagle i takielunek, przy okazji poznając statek. Kiedy wszystko jest gotowe, wyruszamy w rejs techniczny, by wszystko sprawdzić na morzu. Zwykle pływamy do Szwecji lub na Bornholm. W tym roku, ze względu na epidemię i sztormową pogodę, żeglujemy wzdłuż polskiego wybrzeża – mówi kapitan Jaszczuk, jeden z najsłynniejszych polskich żeglarzy.

Wachta majonezowa

Od kilku lat na „Generale” pływają także świętokrzyscy żeglarze. Pierwszy rejs, zorganizowany przez Towarzystwo Żeglarskie „Sterna” Skarżysko – Kamienna zaowocował przyjaźnią między „scyzorykami” i stałą załogą statku. Od tej pory co roku nasi meldują się na pokładzie. W ubiegłym roku odbył się trzydniowy, rodzinny rejs po Zatoce Gdańskiej. Tym razem pięcioosobowa skarżysko – kielecka ekipa stworzyła wspólną wachtę, kierowaną przez Henryka Miszczyka, a jednym z oficerów był pochodzący z Kielc zawodowy marynarz, Andrzej Zadrzyński. Żeglarze z Gór Świętokrzyskich wyrabiali kolejne morskie godziny i mile, a kadra „Generała Zaruskiego” szybko dała się przekonać, że prawdziwy majonez jest jeden i do kambuza (kuchni) na stałe wprowadzono właśnie kielecki.

Jak przed wiekiem

Na flagowej jednostce Gdańska pływa się tak, jak sto lat temu. Elektronika służy jedynie do nawigacji, cała praca przy żaglach spoczywa w rękach marynarzy. A nie jest lekka. Żeby wciągnąć grota, potrzeba kilku silnych chłopów. Każda z czterech wacht obsługuje swoją część statku, lub zapewnia posiłki, korzystając z książki kucharskiej autorstwa bosmana Bieleckiego. Codziennie o ósmej rano jest apel i słowo od kapitana, podnosi się banderę i wybija szklanki na oryginalnym, przedwojennym dzwonie, który regularnie trzeba polerować ze śniedzi. Każdy członek załogi musi nauczyć się sterować, obsługiwać liny, pełni służbę „na oku”, wypatrując innych okrętów, rybackich sieci i boi, a także tradycyjną metodą obliczać pozycję jachtu i uzupełniać dziennik pokładowy.

Znaczy kapitan

Pojawienie się kapitana Jaszczuka na decku zwykle oznacza, że coś się dzieje. Trzeba będzie robić zwrot, zmieniać żagle, albo poprawiać trym, czyli ustawienie żagli. Bo kapitan nawet odpoczywając w swojej kajucie jakoś potrafi wyczuć, że coś jest nie w porządku. - Ktoś te żagle zaprojektował, ktoś je uszył, żeby ładnie wyglądały i pracowały, a wy płyniecie na takim flaku. Nie wstyd wam, marynarze? - Wstyd, panie kapitanie – odpowiadamy. - No to wybrać mi tego bezana! - mówi Jerzy Jaszczuk, lekko się uśmiecha i znów znika pod pokładem, a my bierzemy się do lin. W porcie, w kubryku, kapitan przychodzi do załogi. Zagra w szachy, przez godzinę będzie opowiadał nastoletniemu Szymkowi o rejsach i statku. Po generale jest drugim ojcem tego jachtu.

8 w skali Beauforta

Początek maja nie rozpieszcza pogodą. Kiedy wypływamy z Siennej Grobli, wali grad, potem już tylko pada. Zimno. W dodatku na Bałtyku zbiera się na sztorm, ma być 11 stopni w skali Beauforta. Kapitan umiejętnie wyszukuje pogodowych okien, dzięki czemu żegluga jest bezpieczna. - Dżentelmeni w sztormie i pod wiatr nie pływają – mawia Jerzy Jaszczuk i trzyma się tej zasady. „Generał Zaruski” odwiedza porty w Helu, Jastarni, Władysławowie i Gdyni, gdzie przeczekuje najgorszą zawieruchę. 6 maja, w drodze do niej rozwiewa się do 40 węzłów, czyli ponad 74 kilometrów na godzinę. To już prawie 9 stopni w skali Beauforta. A statek idzie pod pełnymi żaglami, jedną burtą dotykając linii wody. - Chciałem sprawdzić, jak poradzi sobie statek i załoga. Wyszło nieźle – mówi Jerzy Jaszczuk. Potem wiatr cichnie, a na gdyńskiej redzie stoi fregata „Dar Młodzieży”. Żaglowce pozdrawiają się sygnałami syren.

Morze kształtuje charaktery

Na koniec rejsu, po przebyciu 230 mil morskich, czyli ponad 420 kilometrów „Generał Zaruski” cumuje pod Muzeum Morskim, na Starówce. Każdy uczestnik dostaje opinię z rejsu i wpis do żeglarskiej książeczki. Za kilka dni na statek wsiądzie kolejna załoga i tak będzie do późnej jesieni. - Zwykle pływamy z młodzieżą, uczymy szacunku do pracy i morza, które samo kształtuje charaktery. I statek i załoga są tak silne, jak ich najsłabsze ogniwo. Dlatego tak ważna jest umiejętność współpracy – wyjaśnia kapitan. - Lubimy to, co robimy i ludzie chyba nas lubią, bo często wracają na pokład – dodaje. Świętokrzyscy żeglarze pojawią się na nim jeszcze w tym roku.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie