Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świętokrzyską posłankę i jej rodzinę omal nie zabił czad. Tylko u nas wstrząsające wyznania Marzeny Okły-Drewnowicz

Mateusz BOLECHOWSKI [email protected]
Marzena Okła-Drewnowicz z mężem.
Marzena Okła-Drewnowicz z mężem.
Czad omal nie zabił. Świętokrzyska posłanka Marzena Okła-Drewnowicz i jej najbliżsi byli o krok od śmierci we własnym domu. To cud, że alarm podniosła jej mała córeczka. Znamy już przyczyny zaczadzenia.

Andrzej Dembowski, pełniący obowiązki dyrektora szpitala w Skarżysku-Kamiennej:

Andrzej Dembowski, pełniący obowiązki dyrektora szpitala w Skarżysku-Kamiennej:

- Czterdziestoprocentowe stężenie karboksyhemoglobiny, czyli hemoglobiny tlenkowęglowej, jest uznawane za bardzo wysokie. Nieco większe poważnie zagraża życiu. Tlenek węgla blokuje krwinki transportujące tlen. Zamiast niego, przenoszą właśnie tlenek węgla. Wtedy w sercu i mózgu człowieka zaczynają zachodzić procesy beztlenowe, prowadzące do śmierci.

W nocy z soboty na niedzielę znana polityk i jej rodzina ulegli zaczadzeniu tlenkiem węgla. Ich życie uratowała pięcioletnia Weronika, która wszczęła alarm. Jak wykazała ekspertyza, przyczyną zatrucia była pęknięta rura, odprowadzająca spaliny przy piecyku gazowym.

W sobotę wieczorem posłanka Marzena Okła-Drewnowicz wraz z mężem, dwójką dzieci i matką zwyczajnie położyli się spać w mieszkaniu w skarżyskim bloku. Wyjątkowo pięcioletnia córka usnęła w osobnym pokoju, do którego drzwi były zamknięte. W sobotę rano dziecko obudziło się i zaczęło wołać mamę. - Słyszałam to wołanie, ale nie byłam w stanie podnieść się z łóżka. To wszystko było jak sen - wspomina Marzena Okła-Drewnowicz, która w poniedziałek zgodziła się z nami porozmawiać. Dziewczynka zaczęła krzyczeć i tym samym ocaliła rodzinę. Zaalarmowana babcia ocknęła się i powiadomiła pogotowie.

TO STRASZNE PYTANIE

Posłankę znaleziono nieprzytomną, podobnie jak jej męża i syna. Świadomość zaczęła jej wracać w ambulansie, gdzie medycy walczyli o jej życie. Z trudem wracała do siebie. - Kiedy byłam już przytomna, musiałam zadać to najstraszniejsze pytanie - czy moje dzieci żyją - opowiada Marzena Okła-Drewnowicz.

Okazało się, że córeczce i jej babci nic nie grozi. Syn i mąż jechali w kolejnych dwóch karetkach. Wszyscy trafili do skarżyskiego szpitala, gdzie podano im tlen. Badanie wykazało, że stężenie hemoglobiny tlenkowęglowej w organizmie posłanki wynosiło aż 40 procent. Gdy zbliża się ona do pięćdziesięciu procent, człowiek umiera.

OPATRZNOŚĆ BOŻA CZUWAŁA

Po podaniu leków i terapii tlenowej mąż posłanki został wypisany do domu. Pięciolatka i jej babcia zostały w szpitalu. Jak się dowiedzieliśmy, również nic im nie grozi, Cieszą się już dobrym zdrowiem. Marzena Okła-Drewnowicz, która była w najcięższym stanie, wraz z synem została przewieziona do szpitala Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Warszawie, gdzie nadal przebywa. Trwa intensywna kuracja.

Starszy kapitan Michał Ślusarczyk ze skarżyskiej straży pożarnej:

Starszy kapitan Michał Ślusarczyk ze skarżyskiej straży pożarnej:

- Prawdopodobną przyczyną wydostawania się czadu było pęknięcie rury, odprowadzającej z piecyka spaliny. Uszkodzenie nastąpiło na zgięciu rury i nie było widoczne gołym okiem. Mogło do niego dojść ze względu na wiek materiału. Drugą możliwą przyczyną było wypalenie dziury. Co jakiś czas piecyk sam spala nagromadzone spaliny. Za którymś razem materiał mógł nie wytrzymać temperatury. Wykrycie nieszczelności utrudniał fakt, że część przewodu odprowadzającego była zabudowana.

- Wróciłam z dalekiej podróży. Lekarze powiedzieli, że do tragedii brakowało mniej niż dziesięć minut. Teraz musimy się pozbierać po tych wydarzeniach. Uratowała nas córka. Opatrzność Boża czuwała - powiedziała nam posłanka.

ZAWINIŁ PIECYK

W mieszkaniu Drewnowiczów działali prokurator, policja i strażacy. Sprawdzono, czy czad nie zagraża innym mieszkańcom budynku. Biegły zbadał przewód kominowy i dwufunkcyjny piecyk gazowy w łazience.

- Oględziny wykazały, że rura odprowadzająca spaliny była pęknięta. Tamtędy do mieszkania przedostawał się tlenek węgla - powiedział nam starszy kapitan Michał Ślusarczyk, rzecznik prasowy skarżyskiej straży pożarnej. Sprawą zajmuje się też Prokuratura Rejonowa. Podstawą jest artykuł 160 kodeksu karnego, mówiący o narażeniu życia i zdrowia. Dodajmy - postępowanie toczy się w sprawie, a nie przeciwko komukolwiek. Budynkiem, w którym mieszka rodzina Drewnowiczów, zarządza wspólnota mieszkaniowa, która powierzyła to zadanie prywatnemu zarządcy nieruchomości. Zdaniem kapitana Michała Ślusarczyka ze skarżyskiej straży pożarnej, w przypadku urządzenia znajdującego się w mieszkaniu za jego stan odpowiada właściciel. - Takie uszkodzenie, jakie wykryto, mogło nastąpić w każdej chwili. Nawet jeśli instalacja jest regularnie badana - dodaje kapitan Ślusarczyk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie