Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tarnobrzeg. Koniec procesu oskarżonego o oszustwa, straty sięgają 230 tysięcy złotych. Jeden z pokrzywdzonych odebrał sobie życie (zdjęcia)

Redakcja
21 maja poznamy wyrok w zakończonym we wtorek procesie 59-letniego Mariusza M. z Tarnobrzega, oskarżonego o wyłudzenie szeregu kredytów i pożyczek łącznej wartości blisko 230 tysięcy złotych, na szkodę czterech osób. Jeden z oszukanych tak się załamał, że odebrał sobie życie...

Przypomnijmy, że ta sprawa miała swój dramatyczny początek 4 stycznia 2017 roku, kiedy to 64-letni Jan W. z Tarnobrzega popełnił samobójstwo. W pozostawionym liście a także na nagraniu zarejestrowanym dyktafonem wyjaśnił motyw - był zdruzgotany zadłużeniem, gdyż zaciągnął kredyty i pożyczki a pieniądze przekazał Mariuszowi M., ulegając jego namowom. Ten oczywiście rat kredytowych nie spłacał, pomimo obietnic. Tak też – zdaniem prokuratora – było w przypadku trzech innych ustalonych osób, kolegów oskarżonego.

Zanim we wtorek prowadzący jednoosobowo proces sędzia Robert Pelewicz zamknął przewód sądowy i udzielił głosów stronom, zeznania złożyło ostatnich dwoje świadków. Istotnych zeznań obciążających oskarżonego dostarczył Franciszek B., jeden z poszkodowanych.
- Od 30 lat znam oskarżonego. Ze dwa, trzy lata temu przyszedł kiedyś do mnie i zaproponował, żebym wziął kredyt dla niego. Powiedziałem, że nie chcę, bo mam już niewielki kredyt i spłacam raty - zeznawał starszy, schorowany mężczyzna. - Przyszedł jednak następnego dnia i tak mnie skołował, że pojechałem z nim.

Pojechali do punktu z „Chwilówkami”, gdzie załatwili formalności, wypełnili dokumenty. Tylko sprawy papierkowe, bo pieniądze z pożyczki trafiły przelewem na bankowe konto pożyczkobiorcy. Wszelkie dokumenty Mariusz M., spakował do reklamówki, bo to on według zapewnień miał spłacać kolejne raty.
- Tego samego dnia albo następnego dnia wybrałem z banku pieniądze i przekazałem w całości Mariuszowi M. On był ze mną pod bankiem, ale do środka nie wchodził. Wtedy chyba było 10 tysięcy złotych, potem znów 10. Nie wiem ile w sumie tych pożyczek było, ale kilka - mówił przed sądem tarnobrzeżanin.
Dodając, że chciał od oskarżonego oświadczenia na piśmie, że będzie spłacał kredyt, jednak ten nie chciał się zgodzić. Mówiąc, żeby ten się nie martwił, bo on ma działki i chce je sprzedać, więc będzie regulował zobowiązania.

O tym, że intencje Mariusza M. były inne, ten poszkodowany, podobnie jak i poprzednicy zorientowali się, kiedy na ich adresy zaczęły przychodzić wezwania do zapłaty i ponaglenia.
- Ja wszystkie pisma od banków i potem komorników zanosiłem Mariuszowi M., ten obiecywał, że będzie spłacał - zeznawał świadek.
Mężczyzna pożyczek dla kolegi nie brał za darmo - czasem tamten mu kupił „ćwiartkę” wódki, innym razem zakupy za sto złotych zrobił a kiedyś na chrzciny dla wnuka dał 500 złotych. To wszystko jednak nic, w porównaniu z łączną kwotą zaciągniętych kredytów: ponad 54 tysiące złotych.
W sądzie przedłożył otrzymane z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych pismo, w którym są informacje o zajęciach komorniczych na koncie pokrzywdzonego i długu - w sumie mowa o 120 tysiącach złotych zobowiązań, jednak składają się na nie oprócz pobranej kwoty także odsetki, ubezpieczenie i inne składniki, co wyjaśniał świadkowi oskarżający w tym procesie prokurator Marek Grela z Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.

- Wysoki sądzie, ja nie mam za co żyć. Mam prawie dwa tysiące złotych emerytury, ale po tym co komornicy zajmują zostaje mi 326 złotych. A trzeba leki kupić, światło zapłacić. Dwie reklamówki pism od komorników mam - mówił zrozpaczony mężczyzna. - Gdyby nie pomoc córki, nie dałbym rady. Żona ode mnie przez tę cała sprawę odeszła. Już nawet był moment załamania, że chciałem zrobić to co Janek W., odebrać sobie życie.
Franciszek B. już nawet nie wiedział, czy spłaca raty swojej pożyczki (mówił o kwotach 1, 2,5 tysiąca złotych), czy może spłaca już kredyty zaciągnięte dla Mariusza M. Sąd postara się to ustalić do dnia ogłoszenia wyroku.
- Czy miał pan świadomość, że oprocentowanie jednej z pożyczek wynosiła 299 procent? - dopytywał prokurator.
- Nie wiedziałem, ja tylko podpisywałem dokumenty, on wszystkie papiery miał - odparł poszkodowany.

W mowie oskarżycielskiej prokurator wskazując kolejne dowody przekonywał, że oskarżony działał zgodnie z przyjętym planem i nie miał zamiaru spłacać pożyczek.
- Nie ulega wątpliwości, że pan M. jest oszustem. Nie ma wśród nas Jana W., został tylko jego głos, głos rozpaczy - mówił prokurator, nawiązując do nagrania na dyktafonie. Wniosek to 8 lat więzienia , grzywna i naprawienie szkody. W podobnym tonie wypowiedzieli się pełnomocnicy pokrzywdzonych. Pani adwokat reprezentująca oskarżonego wnosiła o jego uniewinnienie, próbując kwestionować nawet oczywiste dowody winy (zeznania pokrzywdzonych) i próbując przerzucać winę na samych pokrzywdzonych, tłumacząc zaciąganie pożyczek ich głupotą i bezmyślnością.
Sąd odroczył wydanie wyroku do 21 maja.

POLECAMY RÓWNIEŻ:

Te imiona kiedyś były obciachem, a teraz biją rekordy popularności




Najpiękniejsze polskie cheerleaderki. Zdjęcia


Praca marzeń. 10 najlepszych ofert pracy



10 najdłuższych małżeństw w świecie show-biznesu



Wille i pałace najbogatszych Polaków. Zobacz, jak mieszkają



Te kraje omijaj szerokim łukiem! Zobacz ranking



Ile kosztuje wychowanie dziecka w Polsce?


ZOBACZ TAKŻE: Bez wiz do USA. Potrzebna pomoc polaków

Źródło: vivi24

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie