Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trener bramkarzy Korony Kielce Mirosław Dreszer był kiedyś gwiazdą Euro, a wiele lat potem gola wbił mu… prezydent kraju

Jaromir Kruk
Mirosław Dreszer ma co wspominać...Obecnie jest trenerem bramkarzy Korony Kielce.
Mirosław Dreszer ma co wspominać...Obecnie jest trenerem bramkarzy Korony Kielce. Fot. Korona Kielce/Polska Press
27 maja 1984 w Kijowie Christo Stoiczkow dwoił się i troił, a polskiego bramkarza prowokował chamskimi zagrywkami. Nawet go opluł, lecz Mirosław Dreszer nie pękł, robił swoje. – Wielki Christo przeginał, ale to my wygraliśmy 1:0 i zbliżyliśmy się do półfinału – wspomina obecny trener bramkarzy Korony Kielce, bohater turnieju sprzed 36 lat organizowanego przez ZSRR.

Wspomina pan czasami Euro U-18 z roku 1984?
Nawet wyciągnąłem dziś medal, by sobie na niego spojrzeć. Dawne czasy, ale jakże piękna przygoda. Jechaliśmy na te mistrzostwa jak przebierańcy, każdy w innym stroju, ale ponoć sprzęt nie gra. Chcieliśmy pokazać, ze dużo potrafimy i coś osiągnąć. Byliśmy szczęśliwi z reprezentowania Polski i już na dzień dobry ograliśmy Italię 1:0. Nie pozwoliliśmy rywalowi na wiele, a ja się cieszyłem z zera z tyłu.

Stoiczkow pana zapamiętał?
On był wściekły, bo nic nie mogli strzelić. Nawet mnie opluł, ale go olałem. Stoiczkow, Krasimir Bałakow, Emil Kostadinow zostali gwiazdami największego formatu, ale z nami też dostali 1:0. Tak samo Duńczycy z Henrikiem Larsenem, mistrzem Europy seniorów 1992, bohaterem półfinału z Holandią w szwedzkim turnieju. W ZSRR to my byliśmy w gronie rozdających karty.

Czego zabrakło, żeby w półfinale ograć Węgrów?
Strzelili nam dwa gole w dwie minuty i nie zdołaliśmy się pozbierać. W meczu o trzecie miejsce między słupkami zastąpił mnie Marek Grzywacz. Z ławki przeżywał nasz triumf 2:1 z zespołem, który miał w składzie Denisa Irwina, późniejszą gwiazdę Manchesteru United i Niala Quinna, świetnego snajpera. Po latach dociera do mnie jakie gwiazdy brały udział w tej imprezie. Pamiętam jeszcze Paolo Futre z Portugalii. U nas też nie brakowało ciekawych piłkarzy, a największe kariery zrobili Romek Kosecki, Jacek Ziober, Andrzej Rudy, Tomek Cebula. Niesamowity talent miał Darek Marciniak, o którego ubiegał się nawet Real Madryt, ale pogubił się i zmarł nie kończąc nawet 37 lat. Wtedy byłem numerem jeden, dwójką Marek Grzywacz, a do kadry na mistrzostwa w ZSRR nie złapał się Andrzej Woźniak, późniejszy Książę Paryża. Byliśmy tak mocni, że celowaliśmy w podium na mundialu U-20, na który ostatecznie nie pojechaliśmy.

Czuliście się oszukani?
Mistrzostwa świata U-20 w 1985 roku miały się odbyć w Chile i niektóre kraje je zbojkotowały. Temu państwu zabrano organizację imprezy, przejął ją Związek Radziecki, a PZPN ponoć nie zapłacił wadium FIFA. Czuliśmy się oszukani, byliśmy załamani, lecz nie mieliśmy na to żadnego wpływu. Ja to mówię, że tamtych czasach działy się takie rzeczy.

Dlaczego nie zagrał pan nigdy w pierwszej reprezentacji Polski?
Miałem pecha. W meczu pucharowym GKS Katowice z FC Sion pękła mi śledziona po starciu z Dominique Ciną. Jeszcze chwilę przebywałem na boisku, ale po chwili zacząłem tracić wzrok. Pomógł mi maser i przewieziono mnie do szwajcarskiego szpitala. Rok później złamałem nogę, a pukałem już do reprezentacji A, byłem też w kadrze olimpijskiej. Gieksa sprowadziła Janusza Jojko, mojego serdecznego kumpla i jak wróciłem do zdrowia trenerzy mieli dylemat. W końcu wyjechałem do Niemiec. W trudnym czasie uratował mnie Krzysztof Zając. Obecny prezes Korony załatwił mi leki z Niemiec, nieosiągalne w Polsce i dzięki temu mogłem bronić.

A pod koniec pucharowej przygody pokonał pana prezydent. Jaki?
Liberii. George Weah. Nie doszłoby do meczów Zagłębia Lubin z AC Milan gdyby nie… Armenia. Na obiekcie Araratu w rundzie wstępnej Pucharu UEFA ograliśmy Szirak 1:0, a ja broniłem jak natchniony. Oni mieli mnóstwo okazji, a po remisie 0:0 w Lubinie uchodzili za faworyta. Pojechało się na San Siro, rossonerich prowadził Fabio Capello, a grali Weah, Zvonimir Boban, Paolo Maldini, Roberto Donadoni, Demetrio Albertini, Dejan Savicević, a z ławki weszli… Roberto Baggio i Paolo Di Canio. Niezłe nazwiska? Grali super, wygrali 4:0, w Lubinie poprawili 4:1, pamiętam, że w środku pola rządzili Marcel Desially i Boban. Miałem więc przyjemność mierzyć się z wielkimi gwiazdami, a parę nich się ograło. Szkoda, że w 1986 roku nie przeszliśmy w Pucharze Zdobywców Pucharów Sionu. Na Stadionie Śląskim po 12 minutach i dwóch golach Marka Koniarka prowadziliśmy 2:0. Były kolejne sytuacje, nie wykorzystaliśmy ich, a po przerwie doprowadzili do remisu 2:2. W rewanżu morale drużyny spadło po moim zejściu z urazem śledziony i polegliśmy 0:3. Pozostał niedosyt, bo wtedy GKS miał bardzo mocną paczkę. Chociaż po latach mam ciekawe wspomnienia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie