We wtorek do łódzkiego biura Prawa i Sprawiedliwości wpadł szaleniec. Zabił Marka Rosiaka, asystenta europosła PiS Janusza Wojciechowskiego oraz ciężko ranił nożem Pawła Kowalskiego, asystenta posła Jarosława Jagiełły. Polska znów jest wstrząśnięta.
W kraju rozpętała się polityczna burza. Padają wzajemne oskarżenia. Incydent z udziałem szaleńca - o ironio - podsycił jeszcze język wzajemnej nienawiści. Wydarzenie w Łodzi było ekstremalnie dramatyczne, jednak przypadki agresji w instytucjach użyteczności publicznej to codzienność.
Wzburzeni i… pijani
Zofia Biel jest sekretarką prezydenta Kielc Wojciecha Lubawskiego już osiem lat, wcześniej pracowała na tym stanowisku, gdy obecny włodarz miasta był wojewodą świętokrzyskim. Sekretariat to pierwszy front. Trafiają do niego najróżniejsi ludzie…
- Bywają przypadki, że przychodzą ludzie niezwykle zdenerwowani. Mówią podniesionym głosem, niektórzy krzyczą, gestykulują. Staram się ich uspokoić, porozmawiać, zapytać, co jest powodem wzburzenia. Niekiedy trzeba wezwać dyrektora jakiegoś wydziału, żeby interesantowi wyjaśnił sprawę. Są też ludzie, którzy dobitnie żądają spotkania z prezydentem - opowiada Zofia Biel. - Cyklicznie przychodzi też do nas jeden pan, niekiedy widać i czuć, że jest pod wpływem alkoholu, który w agresywny sposób domaga się by przyznać mu mieszkanie. Bywało, że musieliśmy prosić o pomoc Straż Miejską - wspomina Zofia Biel.
W kamizelce
Prezydent Starachowic Wojciech Bernatowicz miał bardziej ekstremalny przypadek. - Zadzwonił kiedyś mężczyzna, który odgrażał się, że przyjdzie na sesję Rady Miejskiej, po to, by zrobić mi krzywdę. Wspominał coś o broni. Zawiadomiliśmy więc policjantów z wydziału kryminalnego, zabezpieczali obrady. Całą sesję spędziłem w kamizelce kuloodpornej. Niestety bardzo często zdarza się, że przychodzą do urzędu mieszkańcy bardzo agresywni - potwierdza prezydent Bernatowicz.
- Trudno się dziwić, że jest agresja. Cały czas podsycają ją politycy. Jeden pluje na drugiego, to także wyzwala złe emocje u zwykłych ludzi. Oczywiście, że zdarzało mi się rozmawiać z osobami, które były nadto pobudzone. Dużo takich przypadków było w związku z powodzią, ale to przecież naturalne, że ludzie byli zdenerwowani i rozżaleni. Były na pewno duże emocje i były one uzasadnione. Poza tym trafiają się ludzie agresywni, mają pretensje, ale wiadomo, że każdemu nie da się dogodzić - kwituje Jerzy Borowski, burmistrz Sandomierza.
Wykrzykiwano obelgi
- Wydaje mi się, że najbardziej agresywni są ludzie, którzy mają jakieś problemy emocjonalne lub też są to po prostu osoby z zaburzeniami psychicznymi. Staramy się zawsze z nimi rozmawiać, uspokoić. Zdarzały mi się wizyty niezwykle agresywnych mieszkańców, którzy próbowali wymusić na mnie wydanie jakiejś decyzji. Niektórzy są po prostu chamscy i ordynarni. Miałem też przypadki, że przed moim domem, pod moim adresem, wykrzykiwane były obelgi. Takie sytuacje są niestety wkalkulowane w naszą pracę - mówi Jarosław Wilczyński, prezydent Ostrowca.
- Bywały rozmaite przypadki… Związkowcy okupowali sekretariat pani wojewody, było wiele głośnych i pełnych emocji manifestacji przed urzędem. Za czasów wojewody Grzegorza Banasia pewnego dnia przyszedł człowiek, który groził, że się podpali. Zawsze staramy się rozmawiać z ludźmi, którzy są agresywni, są to jednak trudne rozmowy. Do pani wojewody i pana wicewojewody raczej rzadko przychodzą osoby, które zachowują się niestosownie, częściej takie wizyty zdarzają się u dyrektorów wydziałów, na przykład polityki społecznej - mówi Anna Żmudzińska, dyrektor biura wojewody świętokrzyskiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?