Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uchodźcy z Ukrainy w klasztorze na kieleckiej Karczówce. "Nie chcę zaczynać od nowa. Chcę wrócić do domu i tam umrzeć"

Paula Goszczyńska
Paula Goszczyńska
Wideo
od 16 lat
Ponad 40 uchodźców z Ukrainy przebywa obecnie w klasztorze na kieleckiej Karczówce. To ludzie doświadczeni przez los i tęskniący za swoim domem i bliskimi. Pani Irena Sluga przyjechała do nas spod Kijowa z piątką wnuków. W Ukrainie zostawiła córkę i syna. - Ja też chcę tam jeszcze wrócić. To moje miejsce i to tam chcę umrzeć – mówi.

Uchodźcy w klasztorze na Karczówce. "Chcę wrócić do domu i tam umrzeć"

Klasztor na Karczówce praktycznie od momentu rozpoczęcia wojny daje dach nad głową uchodźcom z Ukrainy. - W ostatnim czasie nie ma już takiej rotacji i przebywają u nas te same osoby. Z komunikacją nie ma żadnych problemów, opowiadają nam często o swoich przeżyciach, ale i planach na przyszłość. Wiadomo, że to ogromna trauma i oni mają trudności we współpracy sami ze sobą. Zwłaszcza, że są z różnych regionów Ukrainy. To jest zrozumiałe, że potrzebują czasu, aby przywyknąć do nowej sytuacji – mówi ksiądz Jan Oleszko, wicerektor Klasztoru na Karczówce.

Dodaje, że uchodźcy cały czas żyją trwającą wojną. Często musieli zostawić tam bliskich. - Płaczą, bo dom i rodzina jest przecież najważniejszą wartością. Niektórzy jasno mówią, że chcą tam wrócić, gdy sytuacja się uspokoi. Inni zostaną u nas – podkreśla ksiądz Oleszko.

Pani Irena Sluga przyjechała do Polski na początku marca. Jej rodzina ma polskie korzenie i kartę Polaka. Wszyscy dobrze mówią w naszym języku. - Jesteśmy spod Lwowa. Nie było u nas jeszcze krytycznej sytuacji, ale mieszkamy w bloku i podczas alarmów bombowych, które słychać było nawet pięć razy w ciągu nocy, byliśmy przerażeni. Zwłaszcza dzieci. Na początku dużo płakały, nie wiedziały, co się dzieje. 24 lutego szykowały się do szkoły i nagle przyszła informacja, że wojna się zaczęła. Nie było już szkoły. To wszystko jest nie do opowiedzenia – mówi pani Irena.

Nasza rozmówczyni ma dwójkę dzieci – syna i córkę. - Oni zostali w Ukrainie. Strasznie się o nich martwię i dużo myślę. Do Polski przyjechałam ja, mąż, synowa i piątka moich wnuków. Bardzo nam tu dobrze, ale już aż się wstydzimy o cokolwiek prosić. Jesteśmy bardzo wdzięczni, lecz wiadomo, że człowiek czuje się taki zobowiązany. Ja jestem onkologicznie chora i ksiądz się mną opiekuje, zawiózł mnie do lekarza tu na miejscu. Chciałam wracać do Lwowa, ale ksiądz mnie nie puścił mówiąc, że jest niebezpiecznie. Tutaj mamy wszystko co potrzebne – dach nad głową, ciepłą wodę, jedzenie – wymienia.

Pytamy panią Irenę, czy chciałaby wrócić po wojnie do swojego kraju. - Ja już jestem w takim wieku, że nie warto zaczynać od początku. Chciałabym tam wrócić i umrzeć. Dzieci też chcą wrócić do domu. To nasze miejsce na ziemi – podsumowuje ze łzami w oczach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie