Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Violetta Villas wybrała Kielce jako miejsce swojego powrotu na scenę.

Piotr BURDA [email protected]
Kielce wybrała jako miejsce swojego powrotu na scenę. Dla Violetty Villas ten powrót okazał się pożegnaniem. Tylko u nas niezwykłe kulisy tego koncertu.

Violetta Villas

Violetta Villas

Właściwie nazywała się Czesława Maria Cieślak. Piosenkarka, śpiewaczka operowa i operetkowa. Była legendą polskiej muzyki znana także w Stanach Zjednoczonych i Francji. Występowała na najważniejszych scenach świata. Posiadała pięciooktawowy głos i słuch absolutny. Zadebiutowała na festiwalu w Sopocie w 1961 roku. Ostatni koncert dała w Kielcach, 14 lutego 2011 roku. Zmarła 5 grudnia 2011 roku w swoim domu w Lewinie Kłodzkim. Miała 73 lata.

14 lutego 2011 roku Violetta Villas po raz ostatni zaśpiewała na scenie. W Wojewódzkim Domu Kultury w Kielcach świętowała 50 lat występów. Dziś ten koncert nabiera wyjątkowego znaczenia.

DLACZEGO KIELCE?

Tego koncertu wszyscy się bali. Nawet organizatorzy byli ostrożni, przekazując jedynie szczątki informacji. Obraz Violetty Villas w mediach był zły. Mówiło się głównie o fatalnych warunkach w których mieszka, kłótniach rodzinnych, religijnej ekstazie. Aż tu nagle pojawiła się informacja, że artystka wraca na scenę i będzie obchodzić jubileusz w Kielcach. Każdy się zastanawiał, dlaczego właśnie Kielce, a nie Warszawa, czy Kraków. Ponoć wybrała Kielce … ze względów rodzinnych. Ma tu swoich krewnych, w tym rodzinę Banatkiewiczów, znanych kieleckich cukierników. Tuż przed koncertem odbyło się spotkanie Violetty Villas z rodziną. - Nie trwało to dłużej niż minutę, ale było bardzo sympatycznie - powiedział Janusz Banatkiewicz. - Podarowałem jej tort i słodkie serce. Porozmawialiśmy chwilę i na tym koniec. Odniosłem wrażenie, że Violetta jest zupełnie inną osobą prywatnie niż ten wizerunek, do którego przyzwyczaiły nas media. To było zresztą widać podczas koncertu - mówi Janusz Banatkiewicz.

BĄDŹ SILNA, MAŁGOSIU

Występ Violetty Villas był wyjątkowy. Przyjechali na niego fani z całego świata. Jakby przeczuwali, że to może być ostatnia okazja aby ją zobaczyć na scenie. Zaroiło się od ekip telewizyjnych. Dziennikarzom nie dano jednak szansy na wywiady. artystka była izolowana. Dopiero pod koniec koncertu wpuszczono media na salę.

Tradycji stało się zadość. Violetta Villas kolejny raz kazała na siebie czekać. Długo ponad godzinę. Dobrze zapamięta ten moment Małgosia Główka, młoda kielecka piosenkarka. - Miałam zaśpiewać dwie piosenki. Po drugiej na scenę miała wyjść Violetta Villas. Wtedy okazało się, że pani Violetta przeżywa kryzys. Chodziło o źle dobrany makijaż i sukienkę. Jako gwiazda ma prawo do takich zachowań - mówi Małgosia Główka.

Organizatorzy poprosili Małgosię aby wróciła na scenę. - Śpiewałam bez końca, a pani Violetta nie wychodziła - mówi Małgosia.

Dziś ten dzień nabiera dla niej wyjątkowego znaczenia. - Pani Violetta Willa przeszła przez garderobę w której była Magda Welc i ja. Zobaczyłam kobietę, która żyje pod przykryciem: z nienaturalnie dużą suknią i kapeluszem, długimi włosami spod których widać była zasmuconą twarz - mówi Małgosia Główka.

Miała okazję zamienić kila słów z gwiazdą za kulisami. - Chciałam jej podziękować za piosenki. Pani Violetta złapała mnie za rękę i powiedziała żebym była silna, bo show-biznes może zniszczyć człowieka - wspomina Małgosia.

O śmierci Violetty Villas dowiedziała się podczas nagrywania programu "Jaka to melodia?" - Na początku nie mogłam uwierzyć, że osoba z którą niedawno śpiewałam na scenie, która potrafiła żartować - już nie żyje. Potem przyszedł wielki żal. Jestem szczęśliwa, że dane było mi ją spotkać i trzymać za rękę - mówi Małgosia Główka.

W BIAŁEJ SUKIENCEM

W końcu największa diwa polskiej sceny pojawiła się na scenie. W białej sukni z białymi rękawiczkami, w jasnym kapeluszu. Na początku trochę przestraszona, ale z czasem coraz bardziej pewna siebie. Była wyraźnie wzruszona ciepłym przyjęciem, jakie zgotowali jej widzowie. - Proszę was wybaczcie mi wszelkie potknięcia - mówiła. Potem były już piosenki: "Szczęście me". Potem była "Dla Ciebie, Mamo", czy "Mój miły nie bądź taki srogi". Pełna widownia z każdą następną piosenką podnosiła artystkę na duchu długimi owacjami. Ta "rozkręcała się" z każdą minutą. Razem z widownią wyśpiewała piosenkę "Przyjdzie na to czas. Nie dała się namówić na "Oczy cziornyje". - Nie zaśpiewam, bo nie mam czerwonej sukienki. A to można śpiewać tylko w czerwonej sukience - mówiła artystka.

OSTATNIA NAGRODA

To w Kielcach Violetta Villas odebrała ostatnią ważną nagrodę w swoim życiu. Adam Jarubas, marszałek województwa wręczył artystce medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis", nadany przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego. - Pan minister osobiście prosił mnie abym to zrobił. Dla mnie było to szczególne spotkanie, choć przyznam, że nie specjalizuję się w jej muzyce - mówi Adam Jarubas.

Przyznaje też, że podczas koncertu miał mieszane uczucia. - Czułem jakiś dyskomfort, bo widziałem, że Violetta Villas cierpi. To był jakiś rodzaj dramatu. Starała się bardzo aby ten koncert był wyjątkowy, ale już sił jej brakowało. Przyznam, że kilka razy przeszył mnie dreszczyk emocji - mówi Adam Jarubas. - Myślę, że to był wyjątkowy dzień zwłaszcza dla jej zagorzałych fanów, których wielu się pojawiło na tym koncercie. Dla nich to spotkanie miało ogromne znaczenie - dodaje.

KURATOR SIĘ ROZPŁAKAŁA

Na widowni Wojewódzkiego Domu Kultury była też Małgorzata Muzoł, świętokrzyski kurator oświaty, zagorzała miłośniczka piosenek Violetty Villas. Na koncercie głośno śpiewała z artystką " Przyjdzie na to czas, przyjdzie na to czas …". - Jak usłyszałam w radiu o jej śmierci, a potem piosenkę "Do Ciebie, Mamo …" to się rozpłakałam - mówi Malgorzata Muzoł.

Od razu wspomniała lutowy wieczór. - To nie był taki koncert na jaki zasługiwała Violetta Villas. Ale to teraz już nie jest istotne. Ważne jest, że była przyjęta w Kielcach wspaniale. Szczelnie wypełniona widownia zachowała się kapitalnie wspierając artystkę. Violetta Villas to zauważyła. Myślę, że to była jedna z najszczęśliwszych chwil jakie przeżyła u schyłku kariery - mówi Małgorzata Muzoł.

OSTATNI BIS

14 lutego był tort jubileuszowy od cukierni Banatkiewicz, chóralne "sto lat" od Kielczan i confetti. - Kocham was. Niech Was Bóg błogosławi - mówiła wzruszona. Robiła przy tym znak krzyża. Na koniec zaśpiewała "Strangers in the night" Franka Sinatry. W latach sześćdziesiątych śpiewała ten utwór w duecie z Frankiem Sinatrą w Las Vegas w słynnym show "Casino de Paris". To był jej ostatni utwór wykonany na scenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie