Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Kielcach gotuje kucharz z rodu Połanieckich! Można go... "wynająć" [ZDJĘCIA, FILM]

Paulina Baran
Paulina Baran
Piotr Połaniecki
Piotr Połaniecki Aleksander Leydo
33 -letni Piotr Połaniecki razem ze swoim bratem i tatą przygotowują potrawy dokładnie w tym samym lokalu przy ulicy Wesołej, w którym robił to jego świętej pamięci dziadek. Przez lata podróżował po świecie, zdobywał doświadczenie, teraz wrócił do Kielc, bo jak mówi, miasto to zawsze było dla niego bezpieczną przystanią, przy której z radością cumuje. Poznajcie tajemnice “prywatnego kucharza”.

Urodził się Pan w rodzinie z wielkimi kulinarnymi tradycjami. Czy dobre jedzenie zawsze Panu Towarzyszyło w życiu? Czy podpatrywał Pan, jak tata i dziadek przygotowują potrawy? Jak wspomina Pan najmłodsze lata?

Jedzenie towarzyszyło mi odkąd pamiętam. Tata wraz z dziadkiem prowadzili jadłodajnię Nida na Wesołej. To niesamowite zrządzenie losu ale dzisiaj również ja, ojciec i brat pracujemy w tym samych budynku. Oczywiście odnowionym. Często chodziliśmy z rodziną do miejsca pracy taty. Tak dużo łatwiej nam było zjeść wspólny posiłek. Pamiętam, że to co działo się na kuchni zawsze mnie bardzo interesowało i często tam bywałem. Zapach starej kuchni kojarzy mi się ze smalcem roztapianym na patelni. Dziś już dużo rzadziej się go używa. Pamiętam jeszcze, że pomieszczenia na kuchni wydawały się dla mnie i brata ogromne. Chcąc ukryć się przed próbującymi nas odnaleźć rodzicami zakopywaliśmy się w górze ziemniaków, składowanych w piwnicy. Od najmłodszych lat pomagaliśmy mamie w kuchni. Pamiętam, że raz jak mama była chora miałem okazję ugotować swój pierwszy samodzielny posiłek. Miałem wtedy 9 lat i ponoć moją ogórkową dało się zjeść.

Kiedy postanowił Pan być kucharzem? Czy jako dziecko nie chciał być Pan policjantem albo strażakiem?

Nie od razu chciałem zostać kucharzem. Pierwszą pracą, którą chciałem wykonywać był śmieciarz. Z zazdrością patrzyłem jak panowie, jadą z tyły samochodu z luzem i swobodą trzymając się poręczy, po czym zabierają coś z każdej posesji. Mogłem na nich patrzeć godzinami – szalenie mi to imponowało. Gdy już pierwsze filmy miały na mnie wpływ, chciałem być archeologiem jak Indiana Jones. Potem pomysłów na życie było bardzo wiele. Długo marzyłem o karierze pisarza bądź aktora. W podstawówce udzielałem się artystycznie. Brałem udział w różnych konkursach i zdarzało mi się nawet je wygrywać. Potem zakochałem się w muzyce i w okresie gimnazjum i liceum marzyła mi się kariera dziennikarza muzycznego. Ostanie pieniądze wydawałem na kasety, płyty, magazyny. Studia wybrałem historyczne. Nauka ta pasjonowała mnie od bardzo dawna – zwłaszcza od strony rekonstrukcji historycznej. Długi czas byłem w bractwie rycerskim. Kuchnia jednak nigdy na dobre mnie nie opuściła. Jak się chciało zarobić parę groszy zawsze mogłem iść do taty i praca na mnie czekała. Po studiach wyjechałem pracować na kuchni do Londynu i od tej pory nieprzerwanie ten zawód właśnie wykonuję. I uwielbiam to robić.

Jakie potrawy najlepiej lubi Pan przyrządzać? Czy czasem zdarza się, że coś Panu nie wyjdzie? Otworzył Pan w czerwcu własny biznes. W jaki sposób można spróbować Pana kuchni, gdzie i jakie dania Pan oferuje?

Specjalizuję się w kuchni polskiej i francuskiej. Znam też kilka włoskich klasyków. Uwielbiam gotować na otwartej przestrzeni. Idea grilla bardzo mi odpowiada. Największy nacisk w swoim gotowaniu stawiam na sezonowość. Używam świeżych składników, które są w danej chwili w roku najlepsze. I oczywiście bardzo często coś mi nie wychodzi. Bardzo jest trudno zrobić coś za pierwszym razem dokładnie tak jak się zakładało. Przepisy dopracowuje się niekiedy latami i myślę, że tutaj każdy kucharz się ze mną zgodzi. Nie wolno jednak bać się pomyłek i pamiętać, że to właśnie popełniając błędy się uczymy. Moich dań można spróbować wynajmując mnie jako prywatnego kucharza na imprezę. Zachęcam do odwiedzenia mojego facebooka : Piotr Połaniecki – Twój osobisty kucharz. Specjalizuję się w organizacji imprez okolicznościowych w domach prywatnych. Zapraszam również do Bar&Bistro Kurnik na Wesołej 51. Tutaj spróbujecie nie tylko moich dań ale również mojego ojca i brata a także trochę ze starych receptur świętej pamięci dziadka. Zjecie bardzo szybko, dobrze i w naprawdę przystępnej cenie.

Obserwuje Pan pewnie "polską scenę kulinarną". Na co teraz jest moda? Ludzie wyszli wreszcie z domów - wolą jeść coś lekkiego czy raczej nie liczą kalorii?

Myślę, że z roku na rok kulinarna świadomość Polaków się poszerza. Nasi rodacy, jedzą zarówno zdrowiej – jak i lepiej. Polska 10 – 15 lat temu to jak inny kulinarny świat. Możemy być dumni z tego jak od tego czasu zmieniły się standardy w polskiej gastronomi. Świadczą o tym kolejne gwiazdki Michelin w tym tegoroczna dla Bottiglieria 1881. Myślę, że dla przemysłu gastronomicznego to dobre czasy, a zamknięcie lokali podczas pandemii to będzie jedynie drobna zadyszka. Trzeba być dobrej myśli. Co do obecnych trendów wydaje mi się, że zachwyt kuchnią molekularną powoli słabnie. Co do liczenia kalorii to zdecydowanie z zachciankami klienta chcącego jeść lekko i liczącego kalorie trzeba się dziś liczyć – bo to coraz liczniejsza grupa konsumentów.

Lubi Pan Kielce?

Bardzo. To moje ukochane miasto i zawsze lubię tu wracać, jak kilka miesięcy temu. Jednak poprzednie 1,5 roku żyłem na walizkach – ciągle podróżując. Muszę przyznać, że uwielbiam to robić. Kielce zawsze były dla mnie bezpieczną przystanią, przy której z radością cumuję. Mam tu rodzinę i przyjaciół – ludzi którzy zawsze mnie wspierali i wiele im zawdzięczam. Samo miast też lubię. Nie za duże, nie za małe – w sam raz. Mamy tu w okolicy naprawdę wspaniałą przyrodę a ja w lesie, lub w górach czuję się zawsze jak w domu.

Zdradzi Pan jakieś ciekawostki dotyczące początków kulinarnych tradycji rodu Połanieckich?
Dziadkowi Janowi karierę technologa żywienia przerwała wojna. Powrócił do zawodu dopiero po niej. Pracował w „ Społem” Kielce, gdzie był odpowiedzialny za produkcję garmażeryjną. Pamiętam go jako osobę niezwykle dokładną. Kazał kucharzom na kuchni odmierzać linijką flaki aby w zupie każda część miała dokładnie 2 centymetry. Tata Zbigniew po technikum mleczarskim trafił do wojska do Marynarki Wojennej. Tam pracował na kuchni. Wcale się takiego obrotu spraw nie spodziewał ale został kucharzem okrętowym na Trałowcu „Rosomak”. Po wojsku ciągle w podróży – góry, morze gdzie dostawał posady w przeróżnych lokalach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kiełbaski zapiekane w cieście

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie