Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielu mieszkańców dotkniętych powodzią wykazało się bohaterskimi czynami!

Małgorzata PŁAZA [email protected]
Obrońcy osiedla przy hucie szkła: (od prawej) Krzysztof Cieślak, Krzysztof Nowicki i Kazimierz Zbieski.
Obrońcy osiedla przy hucie szkła: (od prawej) Krzysztof Cieślak, Krzysztof Nowicki i Kazimierz Zbieski. Zdjęcia Małgorzata Płaza
Na wieść o niebezpieczeństwie natychmiast rzucili wszystko. Sprawy prywatne odłożyli na dalszy plan, zrezygnowali z odpoczynku. Na sen zostawili sobie dwie, trzy godziny, na kontakty z bliskimi - zaledwie chwile. Rozmawiamy z ludźmi, którzy ze wszystkich sił bronili prawobrzeżnego Sandomierza przed potopem

W ciągu kilku dni ułożyli dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy worków wypełnionych piaskiem. Gdyby nie oni, ani huty szkła w Sandomierzu ani pobliskiego osiedla nie udałoby się uratować przed wielką wodą.

Bohaterów dramatycznych dni walki o hutę i osiedle przy ulicach Baczyńskiego i Portowej jest bardzo wielu. My rozmawialiśmy z kilkoma: Piotrem Kondeuszem, młodym mieszkańcem ulicy Portowej, Grzegorzem Ziębą, dziennikarzem z Jasła oraz Krzysztofem Cieślakiem, Krzysztofem Nowickim i Kazimierzem Zbieskim.

WSZYSCY NA RATUNEK OSIEDLU

Krzysztof Cieślak, Krzysztof Nowicki i Kazimierz Zbieski pracują w hucie szkła, mieszkają na osiedlu. Bronili jednego i drugiego miejsca. Nam opowiadali przede wszystkim o tym, jak walczyli z powodzią mieszkańcy bloków przy ulicach Baczyńskiego i Portowej.

Osiedle znajdujące się w sąsiedztwie Pilkingtona było w takim samym niebezpieczeństwie jak huta. Groziła mu katastrofa. Mieszkańcy nie stracili jednak zimnej krwi, sami natychmiast się zorganizowali i zabrali do pracy.

Akcję, podkreśla Krzysztof Nowicki, już na początku ułatwiła pomoc z Pilkingtona w postaci worków i sprzętu - fadromy i wózków widłowych.
Przy układaniu worków w najbardziej zagrożonych miejscach pracowało kilkaset osób. - Byli chyba wszyscy mieszkańcy osiedla. Widać było, że niebezpieczeństwo ich zjednoczyło - podkreśla Krzysztof Cieślak.

Przy zabezpieczaniu osiedla pracowali młodzi i starsi. 10- 12-letni chłopcy wiązali worki. Pomagały kobiety. Jedna z nich, jak podkreśla Krzysztof Cieślak, zaledwie trzy miesiące temu urodziła dziecko. Kazimierz Zbieski, jeden z naszych rozmówców, uległ niedawno wypadkowi, tuż przed powodzią wyszedł ze szpitala.
- Trzeba podziękować młodzieży. Czasami na nią narzekamy, a tutaj młodzi spisali się na medal - zaznacza Krzysztof Cieślak.

Na osiedlu była także młodzież z niezagrożonego, lewobrzeżnego Sandomierza. Przyszli i ci, którzy zostali zalani. Uczestniczyli w akcji powodziowej, zdając sobie sprawę z tego, że stracili wszystko. - Ludzie sami przychodzili, z dobrej woli. Prawie wyrywali sobie worki z rąk - podkreśla Krzysztof Cieślak.

W niedzielę w parafii miała być Pierwsza Komunia Święta. Kobiety przynosiły pracującym na wałach jedzenie przygotowane na tę okazję - wędliny, ciasto.

Pomagało Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej, Caritas dostarczał jedzenie, bardzo zaangażowany był prezes tamtejszej spółdzielni Andrzej Bolewski. Mieszkańców cały czas wspierała huta. Zawiodło, zdaniem naszych rozmówców, miasto. Pomoc z tamtej strony długo nie przychodziła.

Grzegorz Zięba (z prawej) i Piotr Kondeusz również pomagali przy zabezpieczaniu wałów na osiedlu przy ulicy Baczyńskiego. Gdy niebezpieczeństwo zostało już zażegane, monitorowali sytuację.
(fot. Zdjęcia Małgorzata Płaza)

NIKT NIE LICZYŁ GODZIN

Czy był moment zwątpienia? Krzysztof Nowicki odpowiada przecząco: - Nie mogliśmy sobie pozwolić na zwątpienie. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to nasze osiedle.
Potworne zmęczenie, pęcherze i otarcia na rękach, przypalone słońcem twarze - tego nie dało się uniknąć.
Ile godzin nasi rozmówcy przepracowali na wałach? - Tego chyba nikt nie liczył - mówią Krzysztof Cieślak i Kazimierz Zbieski. - Po prostu było to potrzebne. Mieliśmy jedynie przerwy na krótki sen - dodaje Krzysztof Nowicki.

Piotr Kondeusz był na wałach od wtorku. Pracował po kilkanaście godzin. Przyznaje: to był straszny wysiłek. Dlaczego ruszył na ratunek osiedlu? - Mieszkam tutaj. Wydaje mi się, że każda para rąk, każda osoba była potrzebna - odpowiada Piotr.

Grzegorz Zięba pomagał dwa dni. - Przyjechałem do Sandomierza, aby pomóc - podkreśla mężczyzna. - Na osiedlu mieszkają moi znajomi, zresztą tutaj się wychowałem. Po drugiej stronie mieszka mój brat. Jego dom niestety zalało kompletnie. Pomaganie w takiej sytuacji to nasz święty obowiązek.
- W sobotę pracowaliśmy przez cały dzień, do czwartej nad ranem. Ludzie prawie padali ze zmęczenia, byli skrajnie wyczerpani, ręce mdlały, trudno było utrzymać się na nogach. Nie da się opisać tego, co tu przeżywaliśmy - opowiada Grzegorz Zięba.

NA ULGĘ JESZCZE NIE CZAS

Heroiczna walka przyniosła efekty. Niebezpieczeństwo minęło. Problemem jest jeszcze woda zalegająca w niektórych miejscach. Zapytaliśmy, czy broniący osiedla odczuwają już ulgę.
- Ulgi jeszcze nie ma. Przyjdzie na nią czas, kiedy woda zejdzie zupełnie - mówi Kazimierz Zbieski.
- Ulga przyjdzie wtedy, gdy zaczniemy sprzątać. Teraz trzeba jeszcze wszystko osuszyć - dodaje Krzysztof Cieślak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie