Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Właściciel kieleckiego kantoru, przed sądem. Szokująca opowieść o upadku

Michał NOSAL [email protected]
35-letni mężczyzna opowiadał przed sądem o tym, jak przepadły miliony. Prokuratura zarzuca mu oszukanie 20 osób i banku na ponad 4,5 miliona złotych. Grozi mu nawet 15 lat więzienia.

Co się stało z pieniędzmi?

Co się stało z pieniędzmi?

Prokuratorzy przyznają, że podczas półrocznego śledztwa nie udało się do końca ustalić, co kielczanin zrobił z powierzaną mu gotówką. Śledczy tylko w części dają wiarę wyjaśnieniom, że pieniądze posłużyły do spłacenia wcześniejszych zobowiązań.

W krótkim czasie przegrałem w kasynie około 200 tysięcy złotych, ale to nie przegrane były przyczyną mojej sytuacji finansowej i powstania zadłużenia - mówił w pierwszym dniu swego procesu 35-letni kielczanin. Prokuratura zarzuca mu oszukanie 20 osób i banku na ponad 4,5 miliona złotych. Może mu grozić nawet 15 lat więzienia.

O sprawie głośno zrobiło się w czerwcu zeszłego roku. Do policjantów zaczęli się zgłaszać ludzie informujący, że powierzyli pokaźne sumy właścicielowi kantoru z lombardem w centrum Kielc, a mężczyzna zniknął. Kilkanaście dni później 35-latek zgłosił się do prokuratury z adwokatem. Prosił, by jeśli trafi do aresztu, umieścić go w pojedynczej celi i dać mu ochronę, bo obawia się iż dłużnicy mogą kogoś opłacić, by targnął się na jego życie. Został tymczasowo aresztowany.

WŁASNY INTERES

W grudniu Prokuratura Rejonowa Kielce-Wschód skierowała do Sądu Okręgowego w Kielcach akt oskarżenia mężczyzny. Według prokuratora, od sierpnia 2009 do czerwca 2013 kielczanin dopuścił się szeregu oszustw. Jak zapisano, chcąc osiągnąć korzyść przyjmował gotówkę, wykorzystując to iż inni błędnie oceniali jego kondycję finansową i możliwości zwrotu powierzonych pieniędzy. Rekordzista miał w ten sposób stracić blisko 900 tysięcy złotych.

35-latek opowiadał prokuratorowi, że początkowo przyglądał się pracy ojca prowadzącego kantor i uczył się złotnictwa. W 2008 roku, gdy trafiła się okazja wynajęcia lokalu w centrum miasta, zaczął pracę na własny rachunek. Wtedy też poznał innego właściciela kantoru, który zabrał go na grę w pokera.

PIERWSZA PRZEGRANA PARTIA

- To było we wrześniu 2008 roku. Grałem na kredyt, bo nie miałem takich pieniędzy. Powstał dług a on namawiał mnie do odwiedzin w kasynie, żebym się odegrał. Pieniądze brałem albo ja albo on. Wygraną się dzieliliśmy, jak przegrywałem, to miałem mu zwrócić - przedstawiał swą wersję 35-latek.

- Dlaczego pan tak się podporządkowywał? - dopytywał sąd.

- Bo byłem naiwny i łatwowierny. Dałem się wciągnąć - brzmiała odpowiedź. Oskarżony tłumaczył, że spłacał odsetki do kwoty, którą był dłużny.

- Gdy te sięgnęły około 12 tysięcy złotych miesięcznie, a kantor przynosił maksymalnie 10 tysięcy na miesiąc, to był początek mojej drogi. W miasto poszła fama, że pożyczam pieniądze na znaczny procent. Ale to, co pożyczałem od innych, nie szło na biznes, tylko na spłatę starych długów. W 2009 roku ich spirala osiągnęła pełnię - oceniał w czwartek.

NOWE PIENIĄDZE NA STARE DŁUGI

Kto przychodził z gotówką? Na przykład ludzie potrzebujący franków szwajcarskich na spłatę kredytu, czy euro na kupno samochodu. Z relacji wynika, że zostawiali znaczne kwoty, by kantor skupił dla nich walutę po korzystniejszym kursie.

- Nie zawsze było tak, że za powierzone pieniądze kupowałem walutę - mówił oskarżony: - Niektórych spłacałem sukcesywnie oferując od powierzonych pieniędzy procent wyższy niż ten w banku. Wydawałem na to karteczki z aktualną kwotą do spłaty. Przyczyną rosnącego zadłużenia było to, że przyjmowałem pieniądze, ale wyrabiałem zyski mniejsze niż opłaty z tytułu przekazania mi gotówki do obrotu. Ci, od których pożyczałem, nie wiedzieli, że będę spłacał ich pieniędzmi swoje zadłużenie.

Pytany przez prokuratora wspominał rozmowę z jednym z pożyczkodawców, którzy zapytali o to jak idzie interes: "Powiedziałem mu, że nieźle. Tak jak sam siebie oszukiwałem".

- Wiosna 2013 roku wszystko zaczęło się łamać. Nie byłem już w stanie sprostać sytuacji. Usłyszałem groźby pod swoim adresem, przed kantorem zorganizowano pikietę. Nie chciałem uciec. Wyjechałem z Kielc mając myśli samobójcze. Przed śmiercią chciałem jeszcze zobaczyć morze - relacjonował mężczyzna.

MILIONY DO ODDANIA

Wśród zarzutów stawianych przez prokuraturę jest oszukanie banku, w którym - jak mówią śledczy - na podstawie nieprawdziwych dokumentów mężczyzna zaciągnął 80 tysięcy złotych kredytu.

- Wbrew mojej woli zapisano w umowie, że jestem właścicielem nieruchomości. Ja takiej informacji nie udzieliłem. Dom należał do mojego taty. O zapisie dowiedziałem się dopiero w prokuraturze, gdy stawiano mi zarzut - bronił się w czwartek 35-latek.

- Ale pan się pod umową podpisał? - uściślał sąd.

- Tak, ale jej nie czytałem - odpowiadał oskarżony.

Prokurator zarzuca mężczyźnie również prowadzenie działalności parabankowej bez zezwolenia i przywłaszczenie biżuterii oddanej do lombardu przez dwie osoby.

- Gdy zostałem zatrzymany i nie miałem możliwości, by umożliwić tym osobom wykupienie zastawu, biżuteria trafiła do kantoru mojego taty. Na drzwiach lombardu znalazła się wywieszona informacja na ten temat - tłumaczył 35-latek. Pytany przez sąd, o swe obecne zobowiązania wobec pożyczkodawców, oszacował je na około trzy miliony złotych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie