Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Właściciele świętokrzyskich stacji narciarskich oburzeni decyzją rządu. Ponieśli olbrzymie koszty. Zobacz filmy

Agata Kowalczyk
Agata Kowalczyk
Przy stoku na Stadionie w Kielcach - Zenon Dańda prowadzący Sabat Krajno i Paweł Kozłowski, prowadzący Stadion. Obaj ni kryją wielkiego rozżalenia.
Przy stoku na Stadionie w Kielcach - Zenon Dańda prowadzący Sabat Krajno i Paweł Kozłowski, prowadzący Stadion. Obaj ni kryją wielkiego rozżalenia. Krzysztof Krogulec
-Potraktowano nas jak śmieci. Pozwolono przygotować stoki, ponieść gigantyczne koszty i po czym rząd każe je zamknąć na sylwestra i ferie – mówi Zenon Dańda ze stacji narciarskiej „Sabat” w Krajnie.

- Przygotowanie tras zjazdowych nie trwa jeden dzień. Działamy już od września. Pod koniec listopada najpierw nas zamknięto, żeby za chwilę jednak otworzyć, więc przygotowania ruszyły pełną parą. Decyzja o ponownym zamknięciu spadła na nas jak grom z jasnego nieba.Nie jest niczym uzasadniona, przecież liczba chorych spada. Poniosłem olbrzymie koszty - na wypożyczenie armatek śnieżnych 150 tysięcy złotych, do tego trzeba doliczyć koszty prądu, wody, paliwa, pracy. To w sumie daje prawie 200 tysięcy złotych- przyznaje Zenon Dańda. - Nie rozumiem działania rządu. Trzeba było w listopadzie podjąć decyzję i trzymać się jej, nie pozwolić nam naśnieżać. Takie działanie jest bezsensowne i niezrozumiałe. Jazda na nartach to bezpieczny sport , ludzie są na powietrzu, jeżdżą w oddaleniu od siebie, w kolejce po karnety można zachować dystans.

Dodaje, że nie może nawet liczyć na finansową pomoc rządu. - Prowadzenie stacji narciarskiej nie jest moją jedyną działalnością więc nie dostanę ani grosza rekompensaty - tłumaczy.

Załamany decyzją rządu w sprawie zamknięcia tras zjazdowych jest także Paweł Kozłowski, współwłaściciel stacji narciarskich w Kielcach na Telegrafie i Stadionie. - Cisną mi się słowa, których lepiej nie mówić. Po co to całe zamieszanie z zamykaniem i otwieraniem stoków - mówi. - Działania rządu naraziły nas na niepotrzebne straty. Stoki zostały prawie naśnieżone, a nikt z nich nie będzie korzystał. Wydaliśmy pieniądze między innymi na prąd i wodę do produkcji śniegu, to dla dwóch stoków daje kwotę 40-50 tysięcy złotych. Te pieniądze są nie do odzyskania. W święta, kiedy możemy jeszcze działać ma padać deszcz, więc nawet w te dni nic nie zarobimy – dodaje.

Oburzeni są też prowadzący Szwajcarię Bałtowską w Bałtowie. - Decyzja rządu totalnie nas zaskoczyła. Żeby nakłady poniesione na przygotowanie stoku się zwróciły powinniśmy działać do lutego. Tymczasem rząd nas zamyka i nie mamy szans na rekompensatę - mówi Katarzyna Borowska z DLF Invest.

W czwartek minister zdrowia, Adam Niedzielski informował o kolejnych obostrzeniach wprowadzanych w związku z pandemią od 28 grudnia do 17 stycznia, na liście zamkniętych obiektów znalazły się stoki narciarskie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie