Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wózek pełen nadziei

Rafał BANASZEK

Kosztował ponad 70 tysięcy złotych, waży 130 kilogramów i jest wyposażony jak rasowe auto - łącznie ze światłami (nawet awaryjnymi), kierunkowskazami, klaksonem i pasami bezpieczeństwa. Mowa o wózku rehabilitacyjnym "playman" szwedzkiej firmy "Permobil", pojeździe, który w ubiegłym tygodniu zmienił całkowicie życie czteroipółletniej dziewczynki urodzonej bez rąk i nóg.

Chyba nie ma dla rodziców smutniejszego widoku niż dziecko, które przychodzi na świat kalekie. Są różne rodzaje niepełnosprawności, z jednymi łatwiej żyć, z drugimi o wiele trudniej. Elżbieta i Krzysztof Tkaczykowie z niewielkiej miejscowości Zabrody w gminie Krasocin doświadczyli jednej z największych, niesprawiedliwych krzywd, jakie może wyrządzić człowiekowi życie. Cztery i pół roku temu urodziła im się córka bez rąk i nóg. Gdy ją zobaczyli, myśleli, że umrą z rozpaczy. Że nie poradzą sobie z tym nieszczęśliwym widokiem na całe życie. Dodajmy, że takich dzieci jak Madzia, żyje obecnie w Polsce około trzydzieściorga.

Dzisiaj rodzice optymistyczniej patrzą na poczynania swojej czteroipółletniej córki Magdalenki, która chce być potrzebna w rodzinie i czuć się kochana. Dziewczynki, która w wieku dwóch i pół lat pierwszy raz wzięła ołówek w swój krótki kikut i zaczęła malować, dziecka bez kończyn, które samo zamyka drzwi, turlając się po podłodze, a nawet tańczy, leżąc. Teraz doszedł jeszcze jeden rokujący nadzieję widok, który zmienił życie Tkaczyków.

Wózek z "bajerami"

We wtorek, w zeszłym tygodniu, pracownicy firmy "Apco" z Warszawy, jedynego na Polskę przedstawiciela szwedzkich wózków rehabilitacyjnych firmy "Permobil", przywieźli wreszcie oczekiwany od trzech lat pojazd dla Magdalenki. "Playman", bo tak się nazywa to rehabilitacyjne cudo, kosztował Tkaczyków równe 70 tysięcy 319 złotych. Magdalenka nie może się nim nacieszyć. - Dwie noce nie spaliśmy z mężem, patrząc jak córka bez naszej pomocy dobrze sobie radzi. Byliśmy pod wielkim wrażeniem, aż płakać się chciało ze szczęścia. Do dzisiaj ja sama studiuję działanie tej maszyny, bo jeszcze nie zdążyłam poznać wszystkich jej funkcji - opowiada uradowana mama dziewczynki, pani Elżbieta.

Madzia siada na specjalnym foteliku pojazdu, a mama przypina ją pasami bezpieczeństwa, czyli tak, jak w samochodzie. Żeby ruszyć z miejsca, dziewczynka włącza kikutem przycisk startu na panelu sterującym. Pojazd jest wyposażony w dwa takie panele. Jeden zamontowany jest po stronie lewego kikuta dziewczynki, drugi, dla odmiany, pod bródką. Teraz w drogę. Poruszany dżojstikiem wózek jedzie do przodu, cofa lub zawraca. Ale to nie koniec "bajerów". Jeżeli trzeba po coś sięgnąć na wysoką półkę, nie ma problemu. Dziewczynka przy pomocy jednego ruchu uruchamia windę, która podnosi ją na wysokość około półtora metra. Trzeba zejść na ziemię, proszę bardzo. Winda wysuwa siedzisko przed wózek i Magdalenka może swobodnie z niego wysiąść. Jeżeli zapragnie coś namalować, przy pojeździe zamontowany jest stolik z pleksi.

Szwedzki wózek jest wyposażony we wszystkie możliwe elementy, które mają auta. Pojazd ma cztery koła (przednie większe od tylnich), światła (nawet awaryjne), kierunkowskazy, klakson. Ma zamontowane akumulatory żelowe, które po pełnym, ośmiogodzinnym naładowaniu pozwalają wózkowi przejechać nawet do 40 kilometrów. Pojazd ma też funkcję hamowania ręcznego i można go holować. Ale to nie wszystko. Nie ma obawy przed złodziejami, gdyby trzeba było stanąć na jakimś obcym terenie. Za jednym przekręceniem kluczyka zostaje włączona blokada sterowania. Pojazd nie ruszy nawet o metr, a 130 kilo wagi nie tak łatwo przemieścić. To szwedzkie cacko jest na rocznej gwarancji.

Problemy z kupnem

W kraju nigdzie nie można było kupić takiego sprzętu. Rodzina Tkaczyków podejmowała wiele prób sprowadzenia go z Łodzi, Częstochowy, Płocka, Kielc. W końcu Fundacja Niepełnosprawnej Ruchowo "Magdalenka", której prezesuje mama dziewczynki, znalazła firmę w Warszawie. Jedyna szansa była w sprowadzeniu wózka ze Szwecji. W maju ubiegłego roku przedstawiciele warszawskiej firmy "Apco", jedynego na Polskę przedstawiciela szwedzkiej firmy "Permobil", odwiedzili Tkaczyków w Zabrodach. Nakręcili film o Magdalence, wykonali zdjęcia. Wstępnie uzgodnili dane techniczne wózka i zagwarantowali, że sprowadzą zamówiony sprzęt. Tkaczykowie zapłacili połowę jego wartości. Zniecierpliwieni rodzice czekali i czekali. I wreszcie 9 listopada ubiegłego roku miało ziścić się ich marzenie, a wózek stanąć w progu mieszkania. Miało...

- Chcieliśmy, żeby winda z siedziskiem obniżała się do poziomu gruntu, jakieś pięć centymetrów. To pozwoliłoby naszej córce wturlać się na wózek. Tymczasem ten sprowadzony opuszczał siedzisko na trzydzieści centymetrów. Niemożliwością było, żeby Magdalenka weszła na niego. Prosiliśmy panią, która sprowadziła wózek, żeby go przerobili. Pisaliśmy wielokrotnie zażalenia. Nie pomogło. Postanowiliśmy zwrócić się do rzecznika praw konsumenckich w Kielcach. W końcu nie mieliśmy innego wyjścia niż skierować sprawę do sądu - opowiada rozczarowana Elżbieta Tkaczyk. I udało się. Na rozprawie ugodowej w kwietniu dwie strony dogadały się ze sobą. Przedstawicielka warszawskiej firmy zgodziła się na poszerzenie siedzisko w zamówionym wózku (wcześniejsze było zdaniem Tkaczyków za wąskie dla ich córki). Opuściła też cenę sprzętu rehabilitacyjnego.

Wszystko dla niej

Kupno specjalistycznego pojazdu dla Magdalenki było możliwe dzięki ofiarności wielu ludzi, firm prywatnych i instytucji publicznych. - Zabrakłoby panu kartki, żeby ich wszystkich wymienić - uśmiecha się mama dziewczynki. Koncerty charytatywne we Włoszczowie, festyn w Olesznie - to tylko niektóre z imprez dobroczynnych, które organizowano właśnie dla Madzi. Pospieszyli z pomocą wszyscy ludzie dobrego serca, którym nie był obojętny los niepełnosprawnego dziecka. Czy można sobie wyobrazić większy gest solidarności niż wpłata od pewnego dziecka z Wrocławia... 22 groszy?

Dzięki ofiarodawcom fundacja zebrała na kupno wózka około 55 tysięcy złotych. 18 tysięcy dołożył Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Dodajmy, że wszyscy radni gminy Włoszczowa już od maja 2003 roku zgodzili się oddawać część swojej diety na rzecz Magdalenki. Regularnie, co miesiąc, Tkaczykowie dostają z gminy ponad 700 złotych. Radni zapowiadają, że tak będzie do końca ich kadencji.

Dzięki ofiarności wielu ludzi i firm stworzono dla Magdalenki odpowiednie warunki w jej mieszkaniu. Poszerzono drzwi do szerokości jednego metra, zlikwidowano progi wejściowe oraz zainstalowano ogrzewanie podłogowe. To jest bardzo ważne, gdyż większość czasu dziewczynka spędza właśnie na posadzce. Szczególnie teraz na zimę, gdy sama zaczyna ćwiczyć chodzenie i ponoć nieźle daje sobie radę. Przy posesji Tkaczyków wybudowano także taras z podjazdem dla wózka inwalidzkiego, żeby dziewczynka mogła w pogodne dni wyjechać sama na powietrze. Ostatnio założono przy tarasie bramki. Tkaczykowie marzą jeszcze o dostosowaniu łazienki dla potrzeb ich dziecka, ale na razie nie mają na to pieniędzy.

Zbierają na protezy

Państwo Tkaczykowie oprócz Magdalenki mają na utrzymaniu również jedenastoletnią Emilkę i siedmioletniego Przemka, których trzeba dowozić do szkoły do Oleszna. Pan Krzysztof, ojciec rodziny, pracuje w "Stolbudzie". Zarabia niewiele ponad tysiąc złotych, ale ponoć niebawem ma się to zmienić na gorsze, bo pracownikom obniża się dodatek stażowy w związku z problemami finansowymi "stolarki". Oprócz jego pensji pani Elżbieta dostaje również zasiłek opiekuńczy z opieki społecznej. Niewiele ponad 420 złotych. Te pieniądze muszą im wystarczyć na utrzymanie pięcioosobowej rodziny.

A wydatki są bardzo duże. W tym roku pani Elżbieta z Madzią spędziły miesiąc w Świętokrzyskim Centrum Rehabilitacji w Czarnieckiej Górze koło Końskich. Nie mogły się nachwalić wspaniałej obsługi, rehabilitantów, psychologów oraz warunków do właściwej rehabilitacji w postaci basenu czy jazdy konnej. Rodzina dziewczynki wierzy z całej siły, że Magdalenka kiedyś będzie samodzielna. Wspólnym wysiłkiem wielu osób udało się kupić drogi wózek, ale to nie wszystko. Teraz zbierają na kupno protez rąk. To wydatek, razem z pobytem w specjalistycznej klinice w Heidelbergu w Niemczech, około 200-300 tysięcy złotych. - Cztery lata temu proteza jednej rączki kosztowała tam 80 tysięcy złotych. Za jedną dobę pobytu w klinice trzeba było wtedy zapłacić 1400 złotych. Skoro zebraliśmy na wózek tyle pieniędzy, to z protezami też sobie poradzimy - wierzy Elżbieta Tkaczyk.

Za półtora roku Madzia skończy sześć lat. Rodzice chcą ją wysłać do przedszkola. - Nie chcę indywidualnego toku nauczania w domu. Wolę, żeby córka poszła do szkoły. Będzie się lepiej rozwijać wśród dzieci. Myślę, że ona będzie się uczyć czegoś od dzieci zdrowych, a one od niej - żyje nadzieją pani Elżbieta. - Dużo osób się zastanawia, jak tu wejść do nas, co powiedzieć. Nie dziwię się. Widzi pan, załatwialiśmy ten wózek trzy lata, ale to nieważne. Liczy się to, że teraz nasza córka jest bardzo uradowana, że w końcu sama może coś zrobić, nie potrzebuje naszej pomocy. Nawet dwa razy tyle bym zapłaciła, żeby zobaczyć szczęście swojego dziecka. Nigdy nie zrezygnujemy z dania córce choćby iskierki nadziei na lepsze życie, bo na nie zasługuje - mówi ze łzami w oczach mama dziewczynki.

Możesz pomóc

Chętni, którzy chcieliby wesprzeć fundację, mogą dokonywać wpłat na adres: Fundacja Pomocy Niepełnosprawnej Ruchowo "Magdalenka" NIP 656-21-36-311, Zabrody 6, 29-105 Krasocin albo przekazać pieniądze na konto: PKO BP 82 1020 2733 0000 2102 000 28 688. Wszelkich informacji na temat aktualnej sytuacji udziela matka dziecka Elżbieta Tkaczyk pod numerem telefonu (041) 391-80-79.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie