Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wygrał walkę o życie, dziś toczy bój o… pracę. Poznaj niewiarygodną historię Pawła

Iwona ROJEK
Mężczyzna opowiada, że poszukując zatrudnienia wysłał kilkaset CV  i nadal jest bezrobotny. Musi się jak najszybciej się usamodzielnić, by odciążyć schorowanych rodziców.
Mężczyzna opowiada, że poszukując zatrudnienia wysłał kilkaset CV i nadal jest bezrobotny. Musi się jak najszybciej się usamodzielnić, by odciążyć schorowanych rodziców. Łukasz Zarzycki
Paweł przez dwa lata był w śpiączce, wygrał walkę o życie, ale... teraz nie ma za co żyć, choć jest specjalistą od komputerów. - Myślę sobie, że szkoda by było, gdyby teraz pokonała mnie codzienność - mówi.

Paweł błaga o pomoc

Paweł błaga o pomoc

Paweł Sarzała, kielczanin, informatyk: - Byłem jednym z organizatorów pierwszej w Polsce akademickiej sekcji koszykówki na wózkach, sekcji szermierki dla osób niepełnosprawnych, inicjatorem siłowni dostosowanej dla osób z dysfunkcją narządu ruchu, a teraz nie mam z czego żyć. Bardzo proszę o pomoc. W pracy dam z siebie wszystko. Tym którzy mogą mi pomóc podaję swój numer telefonu i adres email: 693 833 922, sarzał[email protected]

- Stoczyłem ogromną walkę o swoje życie, a teraz chciałbym, żeby ktoś mi podał rękę - mówi 35 letni kielczanin Paweł Sarzała. - Poruszam się na wózku inwalidzkim i o kulach na bardzo krótkich dystansach. Pragnę normalnie żyć. Nie wiem dlaczego nikt nie chce mi dać szansy.

Mężczyzna mówi, że odwagi do opowiedzenia o swoim losie dodał mu artykuł, jaki w zeszłym tygodniu ukazał się w "Echu Dnia" o paraolimpijczyku Krzysztofie Pietrzyku, który też mocno walczył o siebie. On także mimo, że nie porusza się samodzielnie włożył ogromnie dużo pracy w to, aby przetrwać, chociaż lekarze nie dawali mu zbyt wielu widoków na przeżycie. Ale teraz z racji swojej niepełnosprawności czuje się dyskryminowany.

PIĘKNE PLANY NA PRZYSZŁOŚĆ

- Z bardzo dobrymi wynikami skończyłem VI Liceum imienia Juliusza Słowackiego w Kielcach i do trzeciego roku studiów na Akademii Górniczo Hutniczej w Krakowie byłem bardzo szczęśliwym młodym człowiekiem - wspomina Paweł Sarzała. - Miałem mnóstwo przyjaciół, planów na przyszłość, ciągle się śmiałem, a najbardziej ze wszystkiego uwielbiałem jazdę samochodem oraz komputery. Zjeździłem całą Polskę i Europę.

Niestety, jak opowiada, to właśnie samochód przyczynił się pośrednio do jego tragedii. - W 1999 roku jechałem do Krakowa na studia i zaraz potem nastąpiła kilkuletnia przerwa w moim życiorysie. - Następnych lat w ogóle nie pamiętam. Po wypadku, jaki wydarzył się w październiku w okolicach kieleckiego Białogonu dwa lata przeleżałem w śpiączce, a kolejne na rehabilitacji. Świadkowie wypadku mówili mi, że chcąc ominąć pojazd, który jechał na mnie z naprzeciwka skręciłem w prawo, wpadłem do rowu, dachowałem i rozbiłem sobie głowę. Trzy poważne krwiaki wymagały trepanacji czaszki i kilku poważnych operacji neurochirurgicznych, po których zapadłem w śpiączkę. Mama przez dwa lata nie odstępowała mojego łóżka na krok, co potem bardzo odbiło się na jej zdrowiu. Gdyby ktoś w 1999 roku powiedział mi, że za parę lata moja rodzina będzie składać się z trzech niepełnosprawnych, załamanych osób nigdy bym w to nie uwierzył. A teraz taka jest rzeczywistość. Rodzice niesamowicie przeżyli moje nieszczęście i przypłacili to swoim zdrowiem. Walcząc o moje życie wydali wszystko co mieli. Ze względu na moją ułomność musieli też zamienić mieszkanie z czwartego piętra na parter.

MUSIAŁEM BYĆ SILNY

Paweł wspomina, że wypadek był przełomem, wtedy też stracił wszystkich swoich przyjaciół. Koledzy przychodzili jak był zdrowy, potem nie mieli dla niego czasu.

- Dwanaście lat temu, gdy w końcu obudziłem się ze śpiączki okazało się, że nie mogę nic powiedzieć, nie ruszam ręką ani nogą - opowiada kielczanin. - Byłem zdruzgotany. Resztką sił uświadomiłem sobie tylko jedno, że albo się nie poddam i będę o siebie walczył, albo czeka mnie śmierć. Innej możliwości nie było. Długo myślałem co robić, aż w końcu wziąłem się do roboty. W wielu szpitalach, do których trafiłem ćwiczyłem po osiem godzin dziennie i pracowałem nad zmianą swojego sposobu myślenia. Wiedziałem, że aby przeżyć nie mogę rozpamiętywać, ani żałować tego co się stało, pytać w kółko siebie dlaczego mnie to spotkało, tylko myśleć o kolejnym dniu. I tak po kolei odzyskiwałem sprawność rąk, narządu mowy i kiedy wydawało się, że będzie już tylko lepiej przyszedł kolejny cios. Zostałem zarażony gronkowcem złocistym, który zniszczył mi stawy biodrowe, musiałem mieć kolejne operacje i pogodzić się z myślą, że już nigdy nie będę samodzielnie chodził. Udało mi się uporać się z życiem na wózku i postanowiłem, mimo tych klęsk kontynuować wykształcenie.

Mężczyzna wylicza, że udało mu się skończyć studia na Akademii Górniczo Hutniczej na kierunku Automatyka i Robotyka. Ukończył także studia podyplomowe z zakresu nowoczesnych sieci i usług telekomunikacyjnych. - Dodatkowo ukończyłem liczne kursy - wymienia. - Znam wiele programów. Posiadam umiejętność robienia stron internetowych opartych na systemach zarządzania treścią jak również projektowania, konfigurowania sieci komputerowych oraz nadzorowania ich bieżącej pracy. Ponieważ komputery to moja pasja znam się również na diagnostyce oraz naprawie komputerów stacjonarnych i laptopów oraz ich poprawnej konfiguracji. Mieszkając w Krakowie pracowałem w Biurze do spraw Osób Niepełnosprawnych na Akademii Górniczo Hutniczej, pomagałem innym niepełnosprawnym studentom w odnalezieniu się na uczelni, pokonywaniu barier architektonicznych, organizowałem dla nich zajęcia sportowe. Ponieważ jestem informatykiem z zamiłowania i wykształcenia, a komputery nie mają przede mną tajemnic prowadziłem przez kilka lat stronę internetową na uczelni.

BRAK PERSPEKTYW

Ale dwa lata temu sytuacja rodzinna zmusiła Pawła do powrotu do Kielc. - Tata na skutek wszystkich przeżyć, jakie w sumie ja spowodowałem swoją chorobą ma poważne problemy kardiologiczne, wszczepiono mu rozrusznik, a mama zachorowała na raka - ubolewa. - Zaczęło się od nowotworu piersi, teraz pojawiły się przerzuty do kości. Nie chciałem ich zostawiać samych, więc wróciłem do mego rodzinnego miasta, aby być przy nich. Wkrótce okazało się, że zamiast ich wspierać, stałem się dla nich kolejnym ciężarem. Wysłałem kilkaset CV i nikt mi nie chce dać szansy i mnie zatrudnić. A przecież to, że jestem na wózku inwalidzkim nie powinno mnie dyskredytować. Pracować będę głową i pragnę jakiejkolwiek pracy, mogę być informatykiem lub urzędnikiem. Znam problemy ludzi niepełnosprawnych oraz sposoby likwidowania barier architektonicznych. Obecnie nie mam z czego żyć. Niektórzy odpisują, że nie stać ich na zatrudnienie kierownika. Ale ja nie mam aspiracji kierowniczych, chciałbym po prostu mieć pracę. Nie rozumiem dlaczego instytucje wolą płacić kary, niż przyjąć osobę niepełnosprawną, która często będzie lepszym pracownikiem, ponieważ świadoma swoich braków stara się wykonywać powierzone mu obowiązki dokładniej, niż człowiek zdrowy. Bardzo boli mnie to, że są instytucje, w których przydałaby się osoba niepełnosprawna, choćby z uwagi, na to, że tylko taka może zrozumieć problemy i bolączki trapiące inną osobę o tym samym statusie i nie zwracają na to uwagi.

- Martwię się tym, że moi rodzice nie mogą zaznać spokoju, a tak bardzo chcieliby, żebym się usamodzielnił - mówi Paweł Sarzała. - Może ktoś mi pomoże i zatrudni mnie. Nie chcę współczucia, ani jałmużny, tylko uczciwej pracy. Renty nie mam bo według lekarzy jestem "wykształcony" i "zdrowy". Myślę sobie, że szkoda by było, gdyby po wygranej walce o życie pokonała mnie codzienność. A taki bezwartościowy, niepotrzebny, słaby zaczynam się pomału czuć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie