Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyrzuciła z domu córkę i wnuki

Iwona Rojek
Dzieci pani Beaty, na zdjęciu Ola i Martynka marzą o spokojnym życiu.
Dzieci pani Beaty, na zdjęciu Ola i Martynka marzą o spokojnym życiu. D. Łukasik
W Świętej Katarzynie żyjące pod jednych dachem córka z matką poróżniły się na śmieć i życie. Matka kazała się córce wynieść z domu

- Mama, zamiast mi pomóc wyrzuca mnie z domu z piątką dzieci - rozpacza 38-letnia Beata Witkowska ze Świętej Katarzyny. - Tak mnie traktuje, że chciałam odebrać sobie życie, siostra mnie powstrzymała. Tak nie da się dłużej żyć.

81 letnia Janina Nawrot nie zgadza się z zarzutami i mówi, że ma dość mieszkania z córką i wnukami, które ją maltretują, wyzywają i nie szanują. - Ulitowałam się nad nimi i przyjęłam do siebie, ale to był duży błąd - uważa po sześciu latach wspólnego mieszkania. - Muszą się stąd wynieść, bo dom będzie sprzedany.

Potwierdza to Teresa, druga córka, mieszkająca na Śląsku, która jest właścicielką domu. - Zgodziłam się na tymczasowe zamieszkanie siostry z dziećmi, bo było im ciężko, zostali bez dachu nad głową, ale pod jednym warunkiem, siostra miała się opiekować mamą - tłumaczy. - A ona zamiast opieki zgotowała jej gehennę. Nie zgadzam się na jej zameldowanie tam ani dalsze mieszkanie, bo nie wywiązuje się z warunków umowy.

Beata Witkowska mówi, że jest u kresu sił. Ma nadciśnienie i nerwicę. Żali się: - Zamiast po tak ciężkim życiu jakie miałam otrzymać wsparcie od matki i siostry, to jestem przez nie gnębiona. Boję się, że tu na podwórku dojdzie do jakiejś tragedii, codziennie są awantury, błagam pomóżcie mi znaleźć jakieś mieszkanie. Mam piątkę dzieci w wieku od 7 do 18 lat i nikt nie chce mnie przyjąć. Historia lubi się powtarzać, bo raz już musiałam z domu uciekać. Z mężem alkoholikiem i awanturnikiem nie dało się żyć, zostaliśmy zabrani w nocy policyjnym radiowozem.
Najmłodsze dziecko miało wtedy 8 miesięcy. Zostawiłam dom, nie otrzymałam niczego ze wspólnego majątku, chociaż wtedy sporo włożyłam w jego urządzenie z pieniędzy za sprzedaż działki, jaką dostałam od mamy. Musiałam zaczynać wszystko od nowa. Dzieciństwa też nie miałam łatwego, bo było nas dziewięcioro. Rodzice jedne dzieci woleli bardziej inne mniej. Mnie specjalnie nie wyróżniano, nie czułam się zbyt kochana, ale kilka lat temu byłam wdzięczna mamie za to, że przyjęła mnie do siebie, gdy znalazłam się w potrzebie. Nie sądziłam, że to początek piekła.

Beata opowiada, że mamie zaczęło wszystko przeszkadzać, a najbardziej jej dzieci. A one są jakie są, po przejściach z ojcem alkoholikiem, znerwicowane, najmłodsza ma lęki. - Matka nie lubi średniej 14 letniej wnuczki, bo jest najbardziej podobna do mojego byłego męża i 17 letniego wnuka, którego wręcz nie może znieść - opowiada. - Zachowuje się jak najgorszy nasz wróg. Złośliwie co rusz odcina nam prąd, chociaż za niego płacimy, wykręca nam korki, żebyśmy nie mieli światła, nie mogli korzystać z lodówki, pralki, kosiarki. Korki są zamknięte na kłódkę. Nie mam wstępu do piwnicy, pranie ze stodoły mi wyrzuciła, dzieci w ogóle nie wychodzą na podwórko, bo jest wspólne. W ogóle ze sobą nie rozmawiamy, atmosfera jest straszna. Chociaż staram się jak mogę, pracuję dorywczo w Kielcach, to mama ma pretensje, że wychodzę z domu i grozi, że mi dzieci odbierze. A kto ma nas utrzymać, jak były mąż nie płaci na nie. Nie ma z dziećmi żadnego kontaktu, wszystko jest na mojej głowie.

Kobieta mówi, że gdyby nie jej siostra Halina mieszkająca w Kielcach, która ją cały czas wspiera, to już by sobie życie odebrała. - Naszykowałam tabletki, a ona mi przemówiła, że gdy mnie nie będzie, to dzieciaki całkiem się zmarnują. Bolą mnie oskarżenia matki, że czekamy na jej śmierć i inne zarzuty, ciągle jej o coś chodzi. Syn wcale nie złamał jej nogi, tylko stanął w mojej obronie, jak chciałam włączyć prąd, wtedy mama się przewróciła. Ona ruszyła na niego z dzbankiem wody, żeby go oblać, przytrzymał jej rękę i upadła. Nie chcę tak dłużej żyć, nie lubię się kłócić, ustąpiłabym, gdybym tylko miała gdzie pójść. Zauważyłam jeszcze, że pogorszyło się między nami jak podjęłam pracę i stałam się bardziej samodzielna. Wcześniej jak płakałam, prosiłam matkę o pożyczki była dla mnie dużo lepsza.

MUSZĄ OPUŚCIĆ DOM

Janina Nawrot, matka Beaty - mieszka z drugiej strony tego samego domu. Już od progu mówi, że to ona jest ofiarą swoich bliskich. Pokazuje uszkodzoną, zabandażowaną nogę i skarży się, że to 17 letni wnuczek tak ją załatwił i teraz nie może chodzić. - Popchnął mnie, upadłam i w nodze coś trzasnęło - opowiada załamana. - Żałuję, że się nad nimi ulitowałam i przygarnęłam ich do siebie, bo teraz nie mogę się nigdzie ruszyć, nie jestem już u siebie. Młodsze wnuczki pytają mnie bezczelnie, kiedy wreszcie umrę, bo wtedy zajmą cały dom. Najmłodsza na podwórku garbi się i naśladuje mnie jak kulawo chodzę, czy to świadczy o wdzięczności, za to co dla nich zrobiłam. Od rana do wieczora coś wymyślają, żeby mi tylko zatruć żywot. Wnuk poniszczył jabłonki, poodrywał deski od stodoły i ogrodzenia, słucha tak głośno muzyki, że głowa mi pęka. Błagam go, żeby ją ściszył, bo to straszne bębnienie, mogę dostać wylewu, ale on nie reaguje. Ma wszystko w nosie, nie chce się uczyć. Poza tym córka nie płaci za mieszkanie, wodę, ścieki, wszyscy razem wyzywają mnie i maltretują. Oni muszą opuścić dom, bo ja chce jeszcze trochę pożyć - mówi.

Pani Janina mówi, że córce już podarowała działkę, a ta pieniądze przetraciła. Dom zapisała na inną córkę i ona ma prawo go sprzedać. - Miałam dziewięcioro dzieci i każdemu coś dałam - podkreśla. - Mam ponad trzydziestu wnuków, osiemnastu prawnuków i chciałabym, żeby mnie szanowali, a nie popychali i wyzywali od starych franc.

Teresa, właścicielka domu zapowiada, że będzie starała się prawnie o wymeldowanie siostry, a potem sprzeda dom i zabierze matkę do siebie. - Całą zimę mama była u mnie, potrzebuje spokoju, a ze strony Beaty i jej dzieci go nie ma - denerwuje się. - Jak nie mają gdzie iść, to niech sobie coś wynajmą.
Marek Krak, burmistrz Bodzentyna mówi, że zna sprawę, miał okazję rozmawiać ze stronami konfliktu. - Na razie zapewniłem tą panią, że wojewoda utrzymała wyrok o jej zameldowaniu z dziećmi w tym domu, bo siostra się odwoływała - tłumaczy. -

Pytała o mieszkanie zastępcze, ale my w gminie nie posiadamy takich lokali, możemy jedynie ją skierować i opłacać przez jakiś czas schronisko dla samotnych matek albo ofiar przemocy. Obiecuję, że jeszcze dziś wyślę tam do moich pracowników, aby zbadali dokładnie co aktualnie się dzieje, bo chciałbym zapobiec nieszczęściu.

Skontaktowaliśmy się z burmistrzem Markiem Krakiem następnego dnia ponownie i powiedział, że ma dobrą wiadomość. Udało się znaleźć mieszkanie dla tej rodziny w Domu Lekarza Bodzentynie. - Zbadaliśmy sytuację, emocje w tej rodzinie są bardzo wysokie, może dojść do tragedii, trzeba tych ludzi rozłączyć - uważa. - Z mieszkaniami jest u nas bardzo krucho, ale akurat udało się im pomóc. Mam nadzieję, że teraz wszyscy zaznają spokoju, a dzieci będą się mogły lepiej rozwijać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie