Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wywieźli do lasu, pobili i kazali kopać dół... Teraz ruszył proces

/ElZem/
Ruszył proces czterech mężczyzn oskarżonych o to, że swojego kolegę z pracy wywieźli do lasu pod Kielce, tam go pobili i kazali kopać dół...

- Żałuję tego, co się stało. Nie wiem, czy Dominik kiedykolwiek mi wybaczy, bo ja sam sobie nie potrafię wybaczyć - mówił wczoraj przed sądem jeden z czwórki oskarżonych o napaść na swojego byłego kolegę z pracy. We wtorek w kieleckim Sądzie Okręgowym ruszył proces w tej sprawie.

Historia, którą nakreślili oskarżeni przypomina opowieść rodem z taniego filmu sensacyjnego. Czterej mężczyźni, którzy zasiadają na ławie oskarżonych to panowie w wieku od 38 do 22 lat. Znają się z pracy w jednej z piekarni z terenu powiatu kieleckiego. Tam też poznali 23-letniego Dominika...

- Poznałem Dominika jakoś dwa lata temu, gdy przyszedł do nas do pracy - opowiadał w sądzie 38-latek. Ten, który był najbliżej z 23-latnim Dominikiem. - Zająłem się nim, bo był bardzo zabiedzony. Ważył zaledwie 46 kilogramów. Zorganizowałem nawet wspólnie z szefową zbiórkę ubrań dla niego, przed świętami dawałem mu jakieś jedzenie. Dbałem też, żeby zaczął bardziej myśleć o swojej higienie. Kilka razy zwiozłem go nawet do lekarza, bo wiem, że cierpiał na padaczkę - wyjaśniał mężczyzna.

ICH CZTERECH, ON JEDEN

Pomiędzy Dominikiem a jego kolegą zaczęło się psuć na początku 2013 roku. - Wtedy o coś się pokłócił z szefem, ten kazał mu się wziąć do roboty, bo Dominik zawsze udawał osobę, która sobie nie radzi, która nie potrafi ciężko pracować. Po tej kłótni przez jakiś czas Dominik przykładał się do pracy i było widać, że może wykonywać te same prace, co inni. Potem znowu zaczął "olewać" robotę i reszta chłopaków, łącznie ze mną musiała pracować za niego. Bywały dni, że nie przychodził po cztery dni z rzędu do pracy. Powiedziałem mu kiedyś, że jak jeszcze raz będę musiał za niego pracować, to będzie musiał mi zwrócić za nadgodziny ze swoich pieniędzy. On się na to zgodził - opowiadał 38-latek.
Pod koniec kwietnia 2013 roku Dominik został zwolniony z pracy. Według 38-letniego oskarżonego nie rozliczy się z należności z innymi pracownikami firmy, czyli mężczyznami, którzy musieli za niego wykonywać pracę, gdy Dominia nie było.

- Po nocnej zmianie w sobotę pojechaliśmy we czterech na dwa samochody na CPN. Tam kupiliśmy wódkę, koledzy pili ja w aucie. CPN był niedaleko od domu Dominika, pojawił się pomysł, żeby jechać do niego i odebrać należności, bo dług jest długiem - tłumaczył inny oskarżony.

Według ustaleń prokuratury czterej mężczyźni przyjechali na teren posesji Dominika dwoma samochodami. - Weszliśmy do jego domu. Był otwarty. W drzwiach przywitał nas ojciec Dominika, kazał nam się wynosić. Wtedy z "liścia" uderzyłem go w twarz - wyjaśniał 29-latek. Później, jak dodawali inni oskarżeni, starszy pan został wypchnięty na podwórko i tam kilka razy kopnięty. - Poszliśmy szukać Dominika, był w jednym z pokojów - mówili oskarżeni. - Wyciągnęliśmy go na podwórko i tam kilka razy dostał od nas w twarz. Mówiliśmy, aby oddał nam pieniądze. On pokazał nam swój portfel, mówiąc, że nie ma ani gorsza, bo wszystko wydał na hazard. W pewnym momencie uciekł, jedne z kolegów zaczął go gonić. Dopadł go chyba za jakimś żywopłotem, bo słyszałem odgłosy bicia i jęki Dominika. Po chwili przywlókł go i wepchnął do samochodu.

KIJEM, LINĄ, PIĘŚCIĄ...

Mężczyźni pojechali do lasu w okolice Ćmińska. Tam wjechali w jedną z leśnych dróg i otworzyli bagażnik. - Dominik sam z niego wysiadł. Biliśmy go na zmianę, po twarzy i po całym ciele. Znalazłem jakiś kij i też go nim okładałem.

Potem zaś według prokuratury jeden z mężczyzn wyciągnął linę holownicza z bagażnika, którą mężczyźni mieli okładać 23-latka. Prokurator ustalił, że podpalano mu włosy i kazano się rozebrać. - Gdy ktoś Dominik zaczął ściągać koszulkę, powiedziałem, że wystarczy już tego, że będą problemy - wyjaśniał w sądzie 29-latek. - Nie wiem dokładnie, kto kazał mu kopać dół. Dominik wykopał otwór, w którym zmieściła się tylko jego głowa. Ktoś rzucił, że jak nie odda nam pieniędzy, to będzie musiał kopać grób - uzupełniał 38-letni oskarżony.

Po jakimś czasie czterej mężczyźni postanowili wracać do domu. - Nie miałem miejsca w swoim aucie, bo siedziało w nim już razem ze mną trzy osoby, a na tylnym siedzeniu miałem fotelik dziecięcy. Kolega z drugiego auta, nie chciał wziąć do siebie Dominika, bo mówił, że zabrudzi mu wnętrze krwią. Gdy odjeżdżaliśmy z lasu szedł za nami, aż do drogi asfaltowej, skąd niedaleko miał do domu - mówił 38-latek.

Prokuratura ustaliła, ze 23-letni Dominik miał liczne otarcia i siniaki na ciele, a także złamany nos. Nie do końca wiadomo, o jaką sumę chodziło oskarżonym. Wczoraj w sądzie żałowali tego co się stało. - Przepraszam Dominika i chce mu zadośćuczynić - mówił 29-latek, a jego adwokat jako dowód w sądzie zaprezentował przelew na tysiąc złotych dla Dominika.

Mecenas Piotr Zięba, który występuje w sądzie jako pełnomocnik pokrzywdzonego Dominika i jego ojca w ich imieniu złożył wniosek o naprawienie wyrządzonych szkód i nawiązkę w kwocie 100 tysięcy złotych dla syna i 50 tysięcy złotych dla ojca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie