Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z drugą falą epidemii muszą się zmierzyć szpitale, które ledwo wytrzymały tę pierwszą

Witold Głowacki
Witold Głowacki
Punkt pobierania wymazów do testów na obecność koronawirusa
Punkt pobierania wymazów do testów na obecność koronawirusa 123RF
Już w ostatni weekend września zaczęło brakować miejsc w szpitalach w skali całych województw. W sobotę zmarł pierwszy w historii polskiej walki z epidemią pacjent, dla którego zabrakło miejsca na oddziale intensywnej opieki medycznej. Lekarze alarmują: Sprzętu może jeszcze wystarczyć, ale brakuje wykwalifikowanego personelu. Pozostaje nam mieć nadzieję, że polscy lekarze są trochę jak polscy piloci - i że będą leczyć nawet na drzwiach od stodoły.

System przygotowany w Polsce na wiosenną falę pandemii COVID-19 z trudem, ale wytrzymał pierwsze uderzenie. W marcu, kwietniu i maju nie doszło do totalnego przeciążenia systemu opieki medycznej, będącego największym zagrożeniem towarzyszącym pandemii. Teraz jednak mamy do czynienia już z trzy-czterokrotnie większymi dziennymi przyrostami liczby zakażonych. Stało się jasne, że druga fala epidemii przebiega w Polsce znacznie gwałtowniej od pierwszej - zarazem zaś znacznie trudniej ją będzie powstrzymać. Ze względu na katastrofalny wpływ lockdownu na gospodarkę - a także na nastroje społeczne - taka ewentualność jest tym razem zupełną ostatecznością. Otwarte pozostają również szkoły. Na długo przed nadejściem sezonu grypowego znaleźliśmy się w sytuacji, która do niedawna uważana była w prognozach za ten czarny scenariusz możliwego skumulowania się zachorowań na grypę i COVID-19. Polski system ochrony zdrowia jest właśnie poddawany obciążeniom, z którymi dotąd nie miał do czynienia.

Nowe rekordy

W czwartek dzienna liczba zakażeń osiągnęła kolejny rekordowy poziom - 1967. Z liczbami powyżej 1000 mamy już do czynienia od prawie dwóch tygodni. Tendencja wydaje się wciąż wzrostowa. Na czwartkowej konferencji prasowej minister zdrowia Adam Niedzielski mówił o kolejnych dwóch tygodniach z wysokimi prognozowanymi dziennymi wzrostami zakażeń. - Prognozy mówią, że w najbliższym czasie będzie nawet powyżej 2 tys. nowych przypadków - mówił minister. Tego samego dnia ogłoszona została najdłuższa jak dotąd lista powiatów objętych obostrzeniami - łącznie było ich aż 51. Do kategorii czerwonej zaliczono 17 powiatów, do żółtej 34. Kolejnych 17 to powiaty tzw „niebieskie” - uznane za najbardziej zagrożone eskalacją epidemii i wejściem do kategorii żółtej lub czerwonej - wśród z nich znalazły się m.in. Warszawa, powiat krakowski czy Zielona Góra. Od przyszłego tygodnia zaostrzone mają zostać kryteria przypisania danego powiatu do jednej z grup.

Tymczasem w szpitalach zakaźnych i jednoimiennych już rozpoczął się stan oblężenia. System zaczął się krztusić.

Brak miejsc

W sobotę i niedzielę 26 i 27 września w ogólnopolskim systemie monitorującym liczbę wolnych miejsc dla chorych na COVID-19 w szpitalach zakaźnych i jednoimiennych po raz pierwszy widoczne były braki obejmujące niemal całe województwa. W ten weekend według systemu nie było już żadnych wolnych miejsc w zajmujących się koronawirusem szpitalach w Warszawie - kilkanaście zostało w Radomiu, po kilka w kilku innych większych miejscowościach Mazowsza. Miejsc zaczęło brakować też w województwie lubelskim. Tam w sobotę zostało ich dosłownie kilka - w tym żadnego w Lublinie. Braki natychmiast odbiły się na losach pacjentów. W kujawsko-pomorskim, o czym szerzej za moment, wożono jednego z nich między szpitalami przez prawie 2 dni.

W sobotę na oddziale zakaźnym Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu zmarł z kolei pierwszy w Polsce pacjent, dla którego zabrakło respiratora. Wolnego miejsca na „zakaźnym” OIOM-ie nie było wtedy w całym województwie. Zgon 70-letniego pacjenta nastąpił, zanim udało się doczekać na jego zwolnienie. „Gazeta Wyborcza” cytowała dramatyczne w tonie oświadczenie parafii w Radzikach Dużych, której plebanii mieszkańcem był zmarły. „Miejsce w sali covidowej na Bielanach, zostało przyznane 35-letniej zakażonej kobiecie. Pani Doktor, łamiącym się głosem, informowała nas o tak podjętej przez lekarzy decyzji” - napisano w oświadczeniu. - Nie wiem skąd się wzięła informacja o 35-letniej kobiecie, oba miejsca na Bielanach były w sobotę zajęte przez pacjentów w ciężkim stanie. Lekarze Szpitala Zakaźnego szukali więc dla tego chorego miejsca na oddziale intensywnej terapii w innym szpitalu w regionie. Początkowo takie miejsce znalazło się w Grudziądzu, ale po chwili otrzymaliśmy telefon z Grudziądza, że jednak łóżko jest zajęte. W międzyczasie ktoś musiał zostać przyjęty - wyjaśniał w odpowiedzi rzecznik szpitala, Janusz Mielcarek.

Za pięć dwunasta

- To sytuacja z pogranicza zapaści, ale jeszcze nie zapaść. Nie pięć po dwunastej, tylko za pięć dwunasta - mówi lekarz zajmujący się walką z COVID-19 w jednym z warszawskich szpitali. I tłumaczy. - Szpitale, które wykazały „0” w systemie, w większości rzeczywiście zapełniły liczbę miejsc, która była im tam przypisana. Na ogół jednak wciąż pozostają pewne, niekiedy wcale nie takie małe rezerwy. Czy to sale, które można otworzyć z dnia na dzień, czy to rozmaite wewnątrzszpitalne plany „B” przygotowane na sytuacje podbramkowe a obejmujące choćby warianty z zastosowaniem namiotów. - mówi lekarz.

Co w takim razie trzeba zrobić, gdy system pokazuje brak wolnych miejsc?

- Dzwonić. Aż do skutku. Wciąż jeszcze miejsce niemal na pewno gdzieś się znajdzie. Ale zrozummy się dobrze. Tak może być jeszcze przez tydzień, może trochę więcej. Następnie te rezerwy się wyczerpią. Ja już paręnaście razy dzwoniłem, do nas też są takie telefony. Czasem to rozmowy dwóch kolegów z roku, czasem bardzo formalne, napięte negocjacje. Przyjmujemy nowych pacjentów, gdy tylko pojawia się taka możliwość. - mówi lekarz ze szpitala jednoimiennego.

Trzeba dzwonić

Trzeba dzwonić. Dzwoniono na przykład we Włocławku. Chyba sporo, skoro chory na COVID-19 pan Włodzimierz, 77-letni mieszkaniec Włocławka, objechał karetką pół województwa kujawsko-pomorskiego w poszukiwaniu wolnego miejsca w szpitalu. Jego opisana przez „Fakty” TVN trasa zaczęła się w rodzinnym mieście - tam nie było miejsc. Karetka zawiozła więc pacjenta najpierw do odległego o ponad 20 km Lipna, gdzie nie przyjęto go z braku miejsc, a następnie jeszcze trzydzieści kilometrów dalej do Rypina - gdzie miejsc również nie było. Wtedy okazało się, że jest szansa we Włocławku - tyle tylko, że w szpitalu, który nie jest szpitalem zakaźnym, lecz ma wydzieloną strefę do diagnostyki

Cała wyprawa skończyła się 110 kilometrowym przejazdem do Bydgoszczy, gdzie ostatecznie pan Włodzimierz został przyjęty do Kujawsko-Pomorskiego Centrum Pulmonologii. Nie było łatwo, bo najpierw okazało się, że w bydgoskim szpitalu zakaźnym także nie ma miejsc - i pana Włodzimierza wysłano jeszcze karetką w kierunku Grudziądza, dopiero po drodze znaleziono dla niego łóżko w Bydgoszczy.

W podobnym czasie podobna historia rozegrała się również w Skarżysku Kamiennej. Tam nie było miejsca dla zakażonej COVID-19 16-latki z poważnymi schorzeniami kardiologicznymi. Karetka wozila ją po całym województwie przez ponad sześć godzin. Następnie wróciła do Skarżyska, gdzie dla chorej znaleziono miejsce, jednak nie na oddziale zakaźnym, lecz w tzw strefie buforowej, gdzie przebywają osoby z podejrzeniem zakażenia, jeszcze przed uzyskaniem wyników testów. Po interwencji rodziców ostatecznie chora trafiła do szpitala w Warszawie.

Wszystko wskazuje na to, że chorzy na COVID-19 będą w Polsce coraz częściej skazani na długie podróże.

Miejsca i ludzie

- Dotąd rozmawialiśmy o miejscach w szpitalach i o tym, jak je zorganizować. Tyle tylko, że ktoś musi się tam chorymi zajmować, a to właśnie z tym, a nie z salami czy łóżkami jest dziś największy problem. Można wziąć jakiś budynek od wojska, można zaadaptować halę sportową, można ściągnąć łóżka z magazynów. Ale więcej lekarzy ani pielęgniarek nikt nie wytrzaśnie spod ziemi. Tego nie da się łatwo przeskoczyć. - tłumaczy lekarz ze szpitala jednoimiennego.

Gdy mówimy o „miejscach” chorych na COVID-19 nie chodzi o same oddziały, sale, łóżka czy nawet respiratory. Największe braki dotyczą odpowiedniej kadry medycznej. Zarówno lekarzy chorób zakaźnych, jak i anestezjologów, bez których nie mogą funkcjonować OIOM-y. To zaś oddziały intensywnej opieki medycznej są tym najbardziej wrażliwym elementem całego systemu. Ich przepełnienie doprowadziło do stanu znanego z wiosny z Północnych Włoch czy Hiszpanii.

- OIOM w szpitalu zakaźnym czy jednoimiennym musi być bardzo mocno nasycony personelem medycznym, ze szczególnym uwzględnieniem anestezjologów. Tam nie ma pacjentów, którzy na przykład dochodzą do siebie po zabiegu operacyjnym bez powikłań. Tam wszyscy, dosłownie wszyscy, walczą o życie. Niektórzy pacjenci ze względu na swój stan wymagają ciągłej, nieustannej uwagi. - tłumaczy lekarz.

A anestezjologów brakowało w Polsce już przed pandemią. Nie istnieją żadne rezerwy kadrowe, nie da się nagle skierować do pracy w szpitalach jednoimiennych czy zakaźnych kilkuset nowych anestezjologów - bo są oni niezbędni także w innych placówkach.

400 - do wtorku to była ostatnia znana nam przybliżona łączna liczba respiratorów używanych w całej Polsce na przeznaczonych dla pacjentów z COVID-19 oddziałach intensywnej opieki medycznej. Wiosną to wystarczało - najwyższe dzienne liczby pacjentów z koronawirusem leczonych na OIOM-ach sięgały wtedy stu kilkudziesięciu przypadków. Dziś już jednak osiągnęliśmy identyczny poziom - w środę według oficjalnych danych użycia respiratorów wymagało 152 chorych. Zarazem tego samego dnia odnotowano rekordową liczbę aktywnych przypadków - na koronawirusa chorowało w środę jednocześnie ponad 19 tysięcy osób. Zaznaczmy tu, że przez dziesięć ostatnich dni liczba chorych na COVID-19 przebywających na OIOM-ach zdążyła wzrosnąć prawie dwukrotnie.

Jeśli chodzi o respiratory - samego sprzętu mamy pewne zapasy. Łącznie w polskich szpitalach używa się około 8 tysięcy respiratorów, łączna liczba wszystkich - także z tymi w karetkach czy w magazynach to około 11 tysięcy. Rzecz jednak między innymi w tym, że chorego na COVID-19 nawet w sytuacji zagrożenia życia nie można położyć, ot tak, na ogólnym OIOM - oznaczałoby to śmiertelnie niebezpieczne ryzyko zakażenia innych pacjentów, będących przecież niemal zawsze w stanie ciężkim. Nie można też tak po prostu przejąć funkcjonujących już oddziałów intensywnej opieki medycznej na potrzeby walki z koronawirusem. Szpital ogólny lub specjalistyczny pozbawiony OIOM-u nie mógłby przeprowadzać właściwie żadnych zabiegów operacyjnych (do tego zawsze konieczne jest miejsce na OIOM w „rezerwie” na wypadek komplikacji, problemów z narkozą, czy np. obfitego krwotoku). W dodatku stałby się właściwie bezbronny w wypadku nagłego pogorszenia się stanu zdrowia któregoś z chorych - leczonych przecież na wszystkie możliwe choroby.

800 maszyn

We wtorek minister zdrowia poinformował na konferencji prasowej, że liczba respiratorów przekazanych do szpitali zajmujących zwalczaniem pandemii wzrośnie do 800. Zapowiedział też zwiększenie liczby miejsc szpitalnych dla chorych na COVID-19 - do 8000. Dotychczasowa ich liczba wynosiła ok. 6,8 tysięcy.

O realnych szansach na zwiększenie dostępności miejsc na OIOM-ach decydować będą jednak dwie różne grupy liczb. Ta pierwsza dotyczy oczywiście sprzętu - którego, jeśli wierzymy deklaracjom resortu zdrowia, przynajmniej przez kilka najbliższych tygodni nie powinno zabraknąć ani zacząć brakować. Ta druga grupa liczb będzie się jednak wiązała z lekarzami anestezjologami i pielęgniarkami anestezjologicznymi niezbędnymi do prowadzenia leczenia na OIOM-ach. Choć już od wiosny lekarzy można na mocy prawa powoływać do pracy w szpitalach jednoimiennych i zakaźnych w stylu przypominającym mobilizację do wojska, cóż z tego, jeśli zabraknie poborowych? - Może będzie jak we Włoszech, gdzie na części uruchomionych ad hoc OIOM-ów w zasadzie nie było anestezjologów, albo był na przykład jeden, pełniący jednoosobowo funkcję ordynatora, instruktora i zbawcy we wszystkich sytuacjach kryzysowych - zastanawia się lekarz zakaźnik. - Ale powiem od razu, że anestezjologów nie da się łatwo i zarazem bezpiecznie zastąpić. Owszem, potrafiłbym zaintubować pacjenta, pewnie dałbym radę z większością typowych procedur, zwłaszcza, gdyby ktoś mi na początku trochę pomógł, sporo też już o tym wiem z bieżącej pracy. Ale w wielu sytuacjach o charakterze nagłym, przy gwałtownych pogorszeniach się stanu albo w okolicznościach bliskich terminalnym będąc na miejscu pacjenta modliłbym się o to, żeby zamiast mnie był tam jednak doświadczony anestezjolog. Dokładnie to samo tyczy personelu pielęgniarskiego - mówi lekarz.

Wiosenna fala epidemii okazała się w Polsce - i cały regionie Europy Środkowej - znacznie łagodniejsza niż przewidywano. Choć nad przyczynami do dziś zastanawiają się naukowcy, niemal na pewno przyczyniły się do tego w jakimś stopniu także daleko idące restrykcje sanitarne z okresu marcowo-kwietniowego lockdownu. Tym razem koronawirus nie wydaje się już omijać naszej części świata zaś ponowny lockdown ze względu na swe znane już w pełni ekonomiczne skutki, pozostaje narzędziem o charakterze dość ostatecznym. Właśnie dlatego tym realnym i zarazem niemal jedynym frontem walki z pandemią staje się służba zdrowia. Pozostaje nam mieć nadzieję, że polscy lekarze są trochę jak polscy piloci - i że będą leczyć nawet na drzwiach od stodoły.

MASKI FFP2 ORAZ KN95 Z FILTREM, PRZYŁBICE, ŚRODKI DO DEZYNFEKCJI, OKULARY I INNE PRODUKTY PROFILAKTYCZNE PRZECIWKO WIRUSOM I BAKTERIOM >> Sprawdź w naszym sklepie <<

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Z drugą falą epidemii muszą się zmierzyć szpitale, które ledwo wytrzymały tę pierwszą - Portal i.pl

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie