Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z miłości do córki pomagają młodym ludziom

Iwona ROJEK
Strata dziecka to największa tragedia, ale Jadwiga i Zbigniew Skrobacki nie koncentrują się na swojej rozpaczy, tylko działają na rzecz rówieśników swojej córki, bo ona na pewno chciałaby, żeby tak żyli.
Strata dziecka to największa tragedia, ale Jadwiga i Zbigniew Skrobacki nie koncentrują się na swojej rozpaczy, tylko działają na rzecz rówieśników swojej córki, bo ona na pewno chciałaby, żeby tak żyli. Łukasz Zarzycki
Kielczanie, Jadwiga i Zbigniew Skrobaccy stracili swoją jedyną córkę, ale pomimo ogromnego bólu, teraz pomagają innym młodym ludziom.
Rodzice wierzą, że spotkają się ze swoją ukochaną córką, inaczej życie nie miałoby sensu.
Rodzice wierzą, że spotkają się ze swoją ukochaną córką, inaczej życie nie miałoby sensu.

Rodzice wierzą, że spotkają się ze swoją ukochaną córką, inaczej życie nie miałoby sensu.

19-letnia Agnieszka, największa miłość rodziców zmarła nagle na sepsę. Chorowała kilkanaście godzin. To dramat nie do przeżycia. Umieli się podnieść, choć nie było łatwo. Założyli fundację "Wiatr w żagle" imienia Agi Skrobackiej, bo ich córka też bardzo lubiła pomagać.

Z małżeństwem Skrobackich spotykamy się we wtorek popołudniu. Obydwoje są bardzo zajęci zawodowo, Zbigniew wykłada na kierunku mechatronika na Politechnice Świętokrzyskiej, Jagoda jest architektem krajobrazu w Urzędzie Miasta w Kielcach. Są ciepli, mili, otwarci, inteligentni. Mówią, że bardzo lubią swoją pracę, jest ich pasją. Ale teraz, po śmierci Agi zmieniło się wszystko. Już nic nie jest i nie będzie takie samo. Dość długo czekali na swoje wymarzone dziecko. I Agnieszka, która pojawiła się na świecie spełniła wszystkie ich marzenia.

- Była mądra, dobra, utalentowana, skończyła "Śniadka", uczyła się w szkole muzycznej, grała na fortepianie, komponowała, pisała pamiętniki i wiersze, żeglowała w klubie "Horn", pływała, jeździła na nartach, była drużynową 8 Drużyny Harcerek z Hufca Południe, od najmłodszych lat wolontariuszką Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, odwiedzała dzieci w Domach Dziecka - wylicza Jagoda.

- Była bardzo lubiana, skupiała wokół siebie młodzież, zarażała ich swoimi pasjami. Kiedy nagle odeszła, studiowała na pierwszym roku Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. W życiu chciała zająć się głównie pomaganiem innym, ale zawsze twierdziła, że znajomość biznesu i finansów jej się do tego przyda. W trójkę byliśmy bardzo szczęśliwi. A teraz życie nabrało dla nas całkiem innych, nieznanych nam wcześniej wymiarów. I takie, bolesne, trudne będzie już do końca.

ZAMIAST ROZPACZAĆ TRZEBA DZIAŁAĆ

Zbigniew Skrobacki w czasie naszej wtorkowej rozmowy nastawił się głównie na mówienie o fundacji, której został prezesem, bo rozmawianie o córce nie jest łatwe. Mówi, że cieszy się z tego, iż udało im się pozyskać trzech głównych partnerów: harcerzy ZHP Hufca Kielce - Południe, Państwową Szkolę Muzyczną w Kielcach i Politechnikę Świętokrzyską, ludzie z tych instytucji mają duży wpływ na wyszukiwanie kandydatów do stypendiów i nagród. - Z rozpaczy nic nie wynika, będziemy się tylko jeszcze bardziej pogrążać, a jak zrobimy coś dla drugich, to przynajmniej ułatwi im to życie - tak uważa.

- Jak jeszcze żyła córka, to uważała, że o wyborze powinni decydować też ich rówieśnicy i tak to zorganizowaliśmy.

Zbigniew Skrobacki, prezes fundacji "Wiatr w żagle" :

Zbigniew Skrobacki, prezes fundacji "Wiatr w żagle" :

- Jesteśmy wdzięczni wszystkim darczyńcom, którzy do tej pory wsparli naszą fundację. Dzięki ich pomocy młodzi, utalentowani ludzie mogą rozwijać swoje talenty, niejako chwytać wiatr w żagle. Zapraszamy do współpracy z nami kolejne osoby, młode i starsze, a nawet w bardzo podeszłym wieku, wszystkiego o nas można dowiedzieć się na stronie internetowej www.wiatrwzagle.org .

Zbigniew przyznaje się do tego, że cierpienie po stracie dziecka jest tak wielkie, że odczuwa się nie tylko niewiarygodny ból psychiczny, ale też ogromny ból fizyczny, boli nas każda komórka ciała, człowiek staje się chory z rozpaczy.

Ciężko jednak uciec od tematu Agnieszki, bo to dla niej w dużej mierze rodzice założyli tę fundację. Z ogromnej miłości do niej.

- Wiele osób uważa, że jak kobiecie umrze dziecko, to lepiej tej sprawy nie poruszać, a ja właśnie chcę mówić o Agnieszce, bo przecież z chwilą śmiercią nie przestałam być jej matką - mówi otwarcie Jagoda Skrobacka.

- Chcę się nadal czuć jak jej matka. Straciliśmy ją cztery lata temu, kiedy nic, a nic tego nie zapowiadało. 28 grudnia kupiliśmy jej elektroniczne pianino, o którym marzyła. 2 stycznia wróciła szczęśliwa z Sylwestra z Zawiercia, na którym była z harcerzami. W tym dniu była trochę przeziębiona, kupiła sobie polopirynę, a ja ugotowałam jej rosół. Pamiętam, że powiedziała do mnie: mamusiu ten rosół uratował mi życie. Poszła spać, a o piątej rano zadzwoniła do nas z komórki ze swojego pokoju, że jest bardzo słaba, ma gorączkę i żeby ją ratować. Nie miała siły wstać z łóżka. Karetka zawiozła ją do szpitala. To była sepsa, o której wcześniej niewiele wiedzieliśmy, bo mało się o tym u nas mówiło. Rano była odratowana ze śmierci klinicznej, ale lekarz zapewnił mnie, że córka będzie żyła. O godzinie 11 już zmarła. Jakby się wtedy dało, to przekopałabym całą ziemie, żeby tylko córka była żywa.

Stypendyści

Stypendyści

W tym roku od fundacji "Watr w żagle" stypendia otrzymali: Agata Cygan i Damian Rozmus, beneficjentami nagród jednorazowych zostali Mateusz Ćwikła, Weronika Kumańska, Katarzyna Kozińska, Aleksandra Mikołajczyk, Ewa Pełka, stypendia konkursu "Granty 2011/ 2012" otrzymali Mateusz Ćwikła, Kamila Jankowski, Łukasz Kordyzon, Aleksandra Mikołajczyk, Weronika Dziedzic, Szymon Kowalski, Edita Alimanowić, nagrody jednorazowe konkursu "Granty 2011/2012" dostali Magdalena Kucharczyk, Michał Jakub Bardzki, Izabela Drogosz.

POMÓŻMY INNYM

Po tych czterech latach po odejściu córki odczuwają taki sam ból, jakby to było wczoraj, już nic ich nie cieszy, ani narty, ani pływanie, ani wycieczki, ani wiosna ani lato. Jagoda dodaje - ale ciągłe użalanie się nad sobą niszczy człowieka od środka, trzeba z tym walczyć - przekonuje sama siebie.

Zbigniew wyjaśnia, że za swój główny cel ich Fundacja stawia sobie pomoc w zdobywaniu wykształcenia, wiedzy i umiejętności oraz w rozwijaniu talentów artystycznych młodzieży nie posiadającej wystarczających funduszy, a uzdolnionej i pragnącej się uczyć.

- Chcielibyśmy zmniejszać nierówności związane ze startem życiowym - podkreśla prezes Skrobacki. - Fundacja zaprasza wszystkich pragnących okazać pomoc w realizacji jej celów, aby dołączyli swoje dary, czy to w formie finansowej, czy w formie poświęconego czasu, do dzieła wspierania młodych ludzi w ich walce o szanse na spełnienie się w życiu i lepszą przyszłość. Bylibyśmy wdzięczni gdyby ludzie o dobrym sercu wpłacali darowiznę w postaci stałego przelewu na przykład 30 złotych na miesiąc, co zagwarantowałoby pewność w udzielaniu co roku stypendiów dla określonej liczby potrzebującej młodzieży.

Można pomóc

Można pomóc

W 2010 roku Fundacja przyznała na stypendia i granty 12 000 złotych. W 2011 roku
27 000 złotych. Jeśli czytelnicy chcieliby wspomóc to cenne przedsięwzięcie, to mogą wpłacać nawet drobne kwoty na konto Fundacji imienia Agi Skrobackiej "Wiatr w żagle", numer 46 2490 0005 0000 4500 1224 4442

- Do dziś utrzymujemy kontakt ze wszystkimi przyjaciółmi Agi - mówi jej mama. - Oni zresztą, tak jak i wiele innych znajomych bardzo nam pomogli, gdy umarła. Chcieli się nami opiekować dzień i noc. Przekonaliśmy się wtedy jak dużo jest wspaniałych osób. Lubię młodych ludzi, bo widzę w nich moją córkę, mąż pewnie też pracując na uczelni, podobnie to odczuwa.

Jagoda opowiada o tym jak chętnie spotyka się z najlepszą przyjaciółką córki i łzy płyną jej po policzkach. Płacze często, co w jej sytuacji jest normalne. - Bo śmiać nie potrafię się już tak, jak wtedy, gdy ona żyła - usprawiedliwia się. - Wiem, że już nigdy nie będę umiała tak beztrosko się zaśmiać. Jestem przekonana, że wszystkie matki, które tracą dzieci, już do końca życia pozostaną w pewnym sensie "wariatkami", będącymi w obłędzie, z którym muszą sobie radzić każdego dnia od nowa. Trzeba zmuszać się do życia. - Żyję z obowiązku, bo nie tak łatwo jest umrzeć, więc trzeba żyć - mówi. - Po śmierci córki trzeba było zorganizować pogrzeb, coś robić, więc jakoś funkcjonowałam. W następnych dniach wyprałam wszystkie rzeczy Agusi i wyprasowałam je. Poukładałam w szafie. Nie wyrzuciłam niczego do dziś. W kolejnych modliłam się o to, żeby mi się przyśniła. Dopiero potem popadłam w depresję, w odrętwienie, nie byłam w stanie wyjść z łóżka, otworzyć oczu, myśleć o tym co mnie otacza, wrócić do świata żywych. Gdy mój kochany brat Krzysztof, który mieszka w Niemczech zapytał jak może mi pomóc powiedziałam mu, żeby chciałabym umrzeć, tylko nie wiem jak to zrobić, to byłaby największa pomoc.

NA PEWNO SIĘ SPOTKAJĄ

Rok po odejściu Agnieszki, jej mama wymyśliła fundację i jej nazwę. - Tak naprawdę wzięło się to stąd, że po śmierci córki znalazłam w jej pokoju pamiętnik, który od dawna pisała, a ja o tym nie wiedziałam. Zaproponowano mi, żebym wzięła udział w konkursie "Moje życie, moje sacrum" i wykorzystała jego fragmenty. Potem okazało się, że do pomysłu fundacji przychyliło się tak wiele osób - między Michał Płoski, profesor Stanisław Żak, Maria Sroczyńska - chciało się w nią zaangażować i nam pomóc. Fundacja imienia Agi Skrobackiej powstała dla naszej córki. Ku jej pamięci, bogatej osobowości i dobroci. A wcześniej jeszcze zdarzyła się taka sytuacja, że po odejściu naszej Aguni, miałam ogromną potrzebę pomocy innemu dziecku, na mojej drodze pojawiła się mała Agnieszka. Była w ciężkiej sytuacji, chciałam dać jej pieniądze, ale jej nauczycielka doradziła mi, że źle by się z tym czuła jakby dostała jałmużnę, lepsze byłoby stypendium. I to mnie w tym pomyśle utwierdziło. Wtedy w głowie miałam też cytat z książki francuskiego księdza, będący przekazem zmarłego syna do matki: "Z tej śmierci może być jeszcze wielkie szczęście". Doszliśmy z mężem do wniosku, że rozpacz jest jałowa, a pomoc finansowa dla drugich przynosi wymierne korzyści. Od tego czasu dostrzegliśmy, że wokół nas jest mnóstwo rodziców, którzy stracili dzieci i też potwornie cierpią. - Ja czuję się siostrą każdej matki, której dziecko odeszło - przyznaje Jagoda.

Państwa Skrobackich trzyma dziś przy życiu w dużej mierze Fundacja i wiara w to, że zobaczą się ze swoją córką. - Jestem absolutnie przekonana o tym, że na tym życiu wszystko się nie kończy - mówi Jagoda. - Gdyby tak miało być, to przecież nic nie miałoby sensu. A tak razem z mężem czekamy na spotkanie z naszą Agusią. Najgorsze są dla nas święta, weekendy, wakacje, ja już nic nigdzie nie chcę pojechać, nic zobaczyć. Jak słyszę, że dzieci rozpoczynają ferie, czy rok szkolny, że zaczyna się długi majowy rodzinny weekend zbieram w sobie wszystkie siły, żeby się nie załamać i przetrwać. A do tego czasu dopóki nie zobaczymy się z Agunią, chcemy pomagać jej rówieśnikom, żeby było im łatwiej żyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie