„Za wolność Waszą i Naszą” wyszło z mody. Szkoda.

Od trzech dekad Polska jest wolna. Ci, co przyjeżdżają ze Wschodu, przecierają oczy ze zdumienia. Drogi piękne, domy bogate, auta zachodnie, a sklepy pełne towarów. Europa! My jakoś tego nie doceniamy. Może dlatego, że ceny nam się zrobiły zachodnie, a zarobki wciąż przaśne, nadwiślańskie. Można narzekać na polityków i kłócić się o LGBT i inne ważne sprawy, ale prawda jest taka, że w porównaniu z większością braci - Słowian, żyje nam się jak pączkom w maśle. Białoruś to kraj o jedną trzecią mniejszy od Polski. 9,5 miliona ludzi. Średnia krajowa zarobków taka, jak u nas pensja stażysty. Znajoma była tam na wczasach. Wróciła zachwycona - nie dość, że tanio, na dodatek czysto i bezpiecznie. Nie kradną, wszędzie pełno milicji, która pilnuje porządku. Raj! Białoruś ma turystyczną atrakcję, prezydenta Łukaszenkę. Ostatniego satrapę Europy, nie licząc Putina. Były kierownik kołchozu, syn dojarki, członek Komsomołu, od 26 lat dzierży władzę. Żyje skromnie (żona pracuje w urzędzie powiatowym), gra w hokeja, składa gospodarcze wizyty w zakładach pracy i gada od rzeczy. Niby pocieszny, ale każdy, kto mu się sprzeciwi, ląduje w szpitalu, więzieniu, albo słuch po nim ginie. Białorusini, spokojny naród, w końcu nie wytrzymali. Wyszli na ulice po kolejnych, sfałszowanych wyborach. Pokojowo walczą o to, co my mamy. Jaka jest reakcja Polski? Praktycznie żadna. Nasza dyplomacja, zajęta słuchaniem zaleceń z Ameryki i użeraniem się z Unią przegapiła, że 200 kilometrów od Warszawy coś się dzieje. Maleńka Litwa, a nie Rzeczpospolita, stała się orędownikiem walki Białorusinów z dyktaturą. A my? Wspieraliśmy Węgrów w czasie ich powstania. Pomagaliśmy Czeczenom i Gruzinom, kibicowaliśmy Ukraińcom podczas Majdanu. Białorusini za miedzą jakby nas nie obchodzili. Przez wieki Polacy bili się na całym świecie „Za wolność Waszą i Naszą”. Widać to hasło wyszło z mody. Trochę wstyd.