Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabił, bo spieszył się do dziewczyny?

Monika Wojniak
Oskarżony 37-latek przed sądem odmówił składania wyjaśnień
Oskarżony 37-latek przed sądem odmówił składania wyjaśnień Ł. Zarzycki
Ruszył proces o zabójstwo sprzedawcy dewocjonaliów. Oskarżony przyznał się do winy.

- Przyznaję się do winy - mówił w piątek w sądzie 37-latek, oskarżony o to, że w maju tego roku, w hoteliku w powiecie kazimierskim, zamordował swojego chlebodawcę.

Tę pracę 37-latek znalazł dzięki ogłoszeniu, wiosną, jakiś miesiąc przed tragedią. Zatrudnił go jako pomocnika i kierowcę 67-letni warszawiak, który razem z rodziną zajmował się obwoźnym handlem dewocjonaliami. Do powiatu kazimierskiego trafili dlatego, że tam akurat po parafiach wędrował święty obraz i w związku z tym było sporo klientów, chętnych na ich towary. - Mąż był zadowolony z pomocnika - opowiadała w sądzie żona ofiary. - Pomimo tego, że ten człowiek nadużywał alkoholu. Ja mówiłam, żeby go zwolnił. Ale mąż chciał mu pomóc, wyprowadzić na ludzi.

ULTIMATUM OD DZIEWCZYNY

Obaj mężczyźni zatrzymali się w hoteliku w jednej z wiosek powiatu kazimierskiego. Tej tragicznej soboty, 10 maja, położyli się wcześnie. Następnego dnia mieli jechać rano do Warszawy, bo zmarła teściowa 67-latka. Pomocnik przyznał się potem prokuratorowi, że cały dzień po kryjomu popijał alkohol. A wieczorem zaczął sms-ową korespondencję ze swoją dziewczyną, która mieszka koło Krakowa.

- Dała mi ultimatum, że jeśli nie przyjadę do godziny 22, to ze mną zerwie - opowiadał później śledczym. - Postanowiłem więc zabrać pracodawcy pieniądze i kluczki od samochodu. Planowałem, że zabawię się z dziewczyną za jego pieniądze.
Pracodawca podobno spał. Pieniądze i kluczyki od skody octavii miał w kieszeni koszuli. - Wziąłem tłuczek do mięsa, który leżał na stole. Po to, żeby go ogłuszyć, gdyby się obudził - relacjonował 37-latek potem w śledztwie. - Chyba się przebudził, ale nie zdążył się podnieść. Uderzyłem go w głowę tłuczkiem.

NAWET DOŻYWOCIE

Oskarżony opowiadał śledczym, że później dusił swojego pracodawcę poduszką. Nie pamiętał, czy zadawał też ciosy nożem, ale według prokuratury, tak właśnie było. Później - jak sam przyznawał - zabrał pieniądze i auto i ruszył w stronę Krakowa, do dziewczyny, która zresztą ma zaledwie 16 lat. Twierdzi, że powiedział jej o zabójstwie. - Specjalnie nie czyniła mi wyrzutów - wyznał potem śledczym.

Według jego relacji, przeliczyli ukradzione pieniądze, a później jeździli po krakowskich lokalach. Aż na jednej z ulic uderzyli autem w latarnię. Wprawdzie 37-latek uciekł, ale jeszcze tego samego dnia został zatrzymany w knajpie na peryferiach miasta. Podczas śledztwa zapewniał, że nie chciał zabić. W piątek w sądzie odmówił składania wyjaśnień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie