Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zagra na trąbce z anielskim chórem. Wspominamy wielkiego świętokrzyskiego muzyka Stanisława Witkowskiego. Zobaczcie stare zdjęcia

Andrzej Nowak
Kapela braci Witkowskich, od lewej Jan na saksofonie, Stefan na perkusji, Kazimierz na trąbce, Stanisław na saksofonie, Zygmunt na harmonii. Na kolejnych slajdach zdjęcia sprzed lat.
Kapela braci Witkowskich, od lewej Jan na saksofonie, Stefan na perkusji, Kazimierz na trąbce, Stanisław na saksofonie, Zygmunt na harmonii. Na kolejnych slajdach zdjęcia sprzed lat.
Odszedł od nas Stanisław Witkowski, muzykant z Gór Świętokrzyskich, człowiek z talentem od Boga. Jego pogrzeb odbędzie się w środę 10 sierpnia o godzinie 13 w parafii Gierczyce, w gminie Wojciechowice, koło Opatowa. U nas niezwykłe wspomnienie jego przyjaciela - Andrzeja Nowaka. Zobaczcie stare zdjęcia kapeli Witkowskich.

O śmierci Stanisława Witkowskiego informowaliśmy na bieżąco

Nazwałem go kiedyś diamentem naszej ziemi, bo stąd się wywodził, stąd czerpał rytmy, melodie, które w dzieciństwie słyszał w dalekich Orłowinach, wiosce zagubionej w Paśmie Cisowskim, siedem kilometrów od Łagowa.

Gdy przed dziesięciu laty zacząłem pracować nad książką o Orłowinach, wiosce o tragicznej, zaskakującej historii, poznałem Stanisława Witkowskiego, który się z niej wywodził i wtedy mieszkał już pod Opatowem. Nasze rozmowy zawsze były dla mnie inspirujące, bo od razu zauważyłem, że mam do czynienia z człowiekiem niezwykłym.

Muzyka za nim chodziła

Stanisław Witkowski opowiadał mi o swoim dzieciństwie, gdy w domu nie wystarczało na chleb i rodzice musieli zarobkować w innych wioskach. Gdy przeszedł front, chodził nawet po prośbie. Całował po rękach gospodarzy z Lechowa, Makoszyna, Kakonina, żegnał się, pacierz odmawiał.

Ale już wtedy muzyka za nim chodziła. – To było zaraz po froncie, miałem 13, 14 lat, gdy wygrywałem najróżniejsze melodie na wierzbowej fujarce – mówił mi ze wzruszeniem. – Gdy ludzie przechodzili obok pastwiska, dziwili się: Ale wesoło z grajkiem! Gra ładnie! I coś z wolnego, i coś z prędkiego!

Od dziecka czuł muzykę. Gdy usłyszał na weselu orkiestrę z Bielin czy Huty, myślał, że jest w siódmym niebie. – Matko Boska, jak mi się podobało, gdy wszystkie instrumenty grały. Wydawało m się, że ze sobą rozmawiają! Ach, te dźwięki! Ktoś mnie tak nakręcił, nastawił na muzykę.

Zawojował okolicę

Talent miał w genach. Ojciec grał na skrzypkach, matka była uzdolniona muzycznie i pięknie śpiewała. Jego czterej młodsi bracia też mieli smykałkę do muzyki. Gdy po wojnie rodzina przeprowadziła się do rozparcelowywanego majątku w Kaliszanach koło Opatowa, zaraz pobiegł do znanego w okolicy muzyka Józefa Grudnia, o którym dowiedział się od ludzi. Wziął od niego nie więcej niż dziesięć lekcji i w mig wszystko chwytał.

Zaczął chodzić po weselach. Grał może w dwudziestu zespołach. Z Foremniakami, z chłopakami ze Słabuszewic, Sadłowic, ze Szczygłem z Ostrowca, z Lipką, Kędziorą z Łagowa, Szczykutowiczem. Nie potrafił zliczyć wszystkich nazwisk i miejscowości.

Gdy w 1955 roku wrócił z wojska, postanowił utworzyć kapelę z czterema młodszymi braćmi, których przyuczył do grania. Stanisław grał na trąbce, Jan na saksofonie, Zygmunt na harmonii, Kazik i Stefan na perkusji.

Okoliczne kapele może i grały podobnie, ale nie z taką pasją. – Gdy my zaczęliśmy grać marsza, to jak orkiestra dęta - mówił mi Stanisław. – Wszystko tu było, rytm, żywioł, po prostu życie.

Szybko zawojowali całą okolicę. Ludzie wręcz się ich domagali. Nikt nie potrafił tak zagrać pod nogę. O co chodziło? – Grają wszystkie muzykanty za szybko, nikt nie nadąża, a tu trzeba wolniej, by nawet kobieta poszła, chłop stary, dziecko, a nie szaleć – wyjaśniał Stanisław. – Chłopy ze wsi chore, musi być krok spokojny, by każdy zdążył. Jak wystroiłem kapelę, to nieżywy szedł za nami”.

Z Orłowin do Paryża

Lata sześćdziesiąte, siedemdziesiąte, osiemdziesiąte należały do nich. Było zadowolenie, chciało się żyć, chciało grać, naród umiał się bawić. – Panie Stanisławie, jak macie granie, ludzie się cieszą już na sama zabawę - mówił mu dróżnik Jakubowski, który się jąkał. - Może nie być wódki, ale by grali Witkowscy.

Kapela zagrała nawet w Paryżu, gdzie przez cały tydzień odbywało się święto ludowe. Stanisław nie mógł opanować wzruszenia. – To ja samouk. Chłop z Orłowin, grałem w Paryżu? – dziwił się. – Grudzień dał mi tylko kilka lekcji. I wystarczyło. Jak się bardzo chce, to się marzenie spełni. I wybije się człowiek, i wyjdzie na ludzi.

Z humorem przed śmiercią

Gdy w poniedziałek dowiedziałem się o śmierci Stanisława, zajrzałem do mojej dawnej książki „Orłowińska ballada”, w której jeden z rozdziałów poświęciłem Stanisławowi Witkowskiemu.

Jeszcze raz byłem pod wrażeniem jego żywiołowości, pogody ducha, dowcipu. Mówił mi, że jeszcze nie raz, chociaż był już chory, zagra z braćmi. Może nawet na tamtym świecie. – Tylko w niebie mogliby sobie z nami poradzić - żartował Stanisław i grał mi na trąbce, puzonie, kornecie, klarnecie, saksofonie.

I całkiem poważnie dodawał, że gdyby umarł, to chciałby chociaż trąbkę mieć ze sobą w trumnie. Niech dzisiaj zagra na trąbce z anielskim chórem.

Stanisław Witkowski urodził się w 1933 roku, zmarł 7 sierpnia 2022 roku. Pogrzeb Stanisława Witkowskiego odbędzie się w środę, 10 sierpnia, o godzinie 13, w parafii Gierczyce, w gminie Wojciechowice, koło Opatowa.

Zobaczcie zdjęcia kapeli Witkowskich

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie