Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zarażony geologią

Redakcja
Jerzy Fijałkowski swoją kolekcję minerałów gromadził kilkadziesiąt lat
Jerzy Fijałkowski swoją kolekcję minerałów gromadził kilkadziesiąt lat Ł. Zarzycki
Przez całe życie Jerzy Fijałkowski kolekcjonował minerały. W gablotach ma zgromadzone całe Góry Świętokrzyskie w pigułce.

Nikt chyba nie zna Gór Świętokrzyskich tak jak on. Zbadał je w głąb, zjeździł motorem i schodził na piechotę wzdłuż, wszerz, i ze sto razy w poprzek. Wszystko, co zbadał, widział i słyszał dokładnie sfotografował, opisał i skatalogował.

Gromadzoną przez kilkadziesiąt lat kolekcję swojego życia: 9 tysięcy eksponatów geologicznych, około 2500 fotografii ziemi świętokrzyskiej z negatywami, warsztat naukowy geologa oraz księgozbiór regionalny liczący około 1500 książek Jerzy Fijałkowski, magister geomorfologii, inżynier górniczy, dyplomowany rolnik, uprawniony geolog, ekonomista i rzeczoznawca kamieni ozdobnych i regionalista, podarował Muzeum Narodowemu w Kielcach.

TRUDNE POCZĄTKI

Pierwszy film wywołał w piwnicy, w talerzach z wywoływaczem i utrwalaczem na taborecie. Aparat, "kodak" z mieszkiem, dostał od kuzynki, gdy był uczniem Szkoły Powszechnej numer 1 imienia Stanisława Staszica w Kielcach. Potem już nigdy nie rozstawał się z kamerą, która stała się niezbędna w pracy geologa.

Jako dziecko oglądał albumy geologiczne i atlasy, biegał po kamieniołomach, zbierał minerały. Książki kupował w antykwariacie u Stanisława Króla. Gdy widział w książkach znajome nazwy Karczówka czy Kadzielnia płakał z radości, że piszą o miejscach, które on zna. Zaczął odróżniać, co przynosi do domu. Zbiory układał w pudełkach po cygarach, które dostawał od oficerów, mieszkających w koszarach pod Telegrafem, które wcześniej kupił dziadek.

Wojnę spędził w Kielcach. Robił mnóstwo zdjęć, które potem zabierali różni ludzie, w ramie od roweru rozwoził różne ulotki.

GEOLOGIA JAK NARKOTYK

- Geologia jest jak narkotyk, można w nią wpaść jak w wódkę i papierosy. Potem już się z tego nie wyjdzie - mówi Jerzy Fijałkowski.

Po maturze chciał zdawać na medycynę, na chirurgię, bo jak mówi nie wierzy w tabletki, ale w chirurgię - owszem. Geologia mu nie pozwoliła. Profesor Jan Czarnocki, zatrudnił go w Instytucie Geologicznym. Został technikiem geologiem, potem skończył studia.

Profesor Czarnocki uczył go jak zachowywać się w terenie. Bez kamery - mówił - geolog nie wychodzi w teren. Właśnie z tych wypadów w teren powstała potem niezwykła kolekcja 2500 zdjęć wyrobisk, szybów, tworów skalnych Gór Świętokrzyskich.

- Profesor Czarnocki kazał zrobić zamówienie i szkic torby geologa. Miała być podłużna, żeby weszła teczka i było miejsce na notatnik, kamerę i pół litra, bo w terenie więcej pić nie należy - mówi z uśmiechem, Jerzy Fijałkowski o swym mistrzu i nauczycielu, sławie polskiej geologii.

I tak zarażony geologią w służbie geologicznej przepracował aż do emerytury. Z tego zarażenia - żonę znalazł też geologa. Młoda Góralka z Makowa Podhalańskiego po studiach na Akademii Górniczo-Hutniczej trafiła do pracy do Kielc. Uczyła w Technikum Geologicznym. A później przez 33 lata kierowała działem przyrody Muzeum Narodowego.

Z DOMU MUZEUM

Przez całe życie Jerzy Fijałkowski kolekcjonował minerały. W gablotach ma zgromadzone całe Góry Świętokrzyskie w pigułce. Każdy minerał, każde wyrobisko ma tu swoje miejsce. Wszystko dokładnie opisane. Są stalaktyty, i skamieniałości. Każda epoka geologiczna jest szczegółowo scharakteryzowana. Kolekcję uzupełnia 80 notatników stukartkowych, numerowanych - żeby w terenie nie wyrywać kartek do niecnych celów, jak mówił profesor Czarnooki - w których dokładnie opisane są wszystkie badania w terenie.

Teraz cała kolekcja trafia do Muzeum Narodowego. Wśród eksponatów przekazanych do Muzeum Narodowego jest też między innymi mikroskop wykonany samodzielnie na łożysku z niemieckiej "Pantery", geologiczny świder oraz liczący około 1500 książek cenny księgozbiór regionalny.

OPOWIEŚCI SPOMIĘDZY WISŁY I PILICY

Jerzy Fijałkowski jest znany także jako niestrudzony popularyzator wiedzy o Kielecczyźnie, autor kilkunastu książek ze świętokrzyskimi opowieściami i kilkuset artykułów publikowanych na łamach:"Słowa Ludu" w niezwykle popularnym cyklu "Między Wisłą a Pilicą", zanim jeszcze nastała moda na Małe Ojczyzny. Czytelnicy cenią sobie jego opowieści, ale nie bardzo chcą kupować książki, bo mówią, że w domu mają telewizor.

- Do takiego wniosku doszedłem, że gdy człowiek ma za małe serce, żeby kochać dużą ojczyznę, to musi sobie znaleźć małą, żeby ją kochać. Kielce są okropne, ale je kocham i na nic innego bym się nie zamienił - mówi Jerzy Fijałkowski.

Opisuje to, co nie jest znane. Wie tak dużo, bo umie słuchać ludzi. - W latach 50. ludzie o starej wiejskiej kulturze nie bluzgali łaciną furmańską, dzielili się chętnie ze słuchaczem swoimi obserwacjami i wiedzą. Chodziło się, pogadało, wszystko się zapisywało.

Powstawały opowieści o czarownicach, które jeszcze są i czarują, ale pod ukryciem, duchach i skarbach, chłopach i panach, miłościach i nienawiściach, które zdobywał słuchając ludzi.

RĘKA DIABŁA

Zasłyszana opowieść o diable z cisowskiego kościoła sparwiła, że zdobył najcenniejszy eksponat swojej kolekcji - rękę diabła z Cisowa. Tego samego, którego ludzie złapali i zamurowali, gdy przeszkadzał im budować kościół. Potem, gdy powstał nowy kościół w fundamentach starego, znaleźli zmumifikowane zwłoki. Zbóje odrąbali diabłu rękę, a resztę ksiądz spalił. Ręką - zbóje straszyli ludzi, pukali w okno pokazywali łapę, lud się bał, a zbóje kradli krowę. Aż po powstaniu styczniowym zbóje przestali działać, i ręka diabelska przeleżała w kufrze w jednym z cisowskich domów. Ile się Jerzy Fijałkowski nachodził, żeby ją zdobyć, ile postawił spirytusu ile naprzekonywał i ile zapłacił, żeby ją zdobyć tylko on wie. Ręka diabła spoczywa jednak na regale na poczesnym miejscu. Nie przynosi nieszczęścia, ale szczęście. Krzysztof Jackowski pendulą ją zbadał i orzekł, że to dobry talizman.

- Dobrześ zrobił, żeś ją przywiózł. Bo ręka dbając o siebie, będzie dbała i o dom - powiedział. Piorun nie strzeli w ten dom, nawet piorunochronu nie trzeba.
Kiedyś diabelska ręka - też muzeum, na razie jednak strzeże domu

KOLEKCJA EMERYTA

Córka państwa Fijałkowskich, też geolog mieszka w Niemczech. Pracowała w Instytucie Geologicznym, ale gdy opracowała nowatorską metodę, która ogranicza koszty poszukiwania ropy natychmiast zainteresowali się jej pracą Niemcy. Dziś szuka ropy po świecie. Do Kielc przyjeżdża z synem i mężem, chodzą wtedy po Górach Świętokrzyskich, jeżdżą po kamieniołomach i rozczulają się, że wszystko zarasta krzakami. Ale tak wielka kolekcja świętokrzyskich minerałów w Niemczech nie jest im potrzebna.

- A w muzeum nie zginie i ludzie będą z niej mieli pożytek - mówi Jerzy Fijałkowski. I żartuje, że najcenniejszy eksponat kolekcji jego życia, bez którego kroku by nie zrobił, to żona Eugenia. Ona wszystko przewidzi, wszystko powie.

- To się nazywa telepatia, ale to są czary - śmieje się i oprowadzi do swojego warsztatu szlifierskiego.

- To moja fabryka, warsztat szlifierski. Prowadzę tu działalność gospodarczą, szlifuję świętokrzyskie kamienie i sprzedaję je po złotówce, bo wcześniejsza emerytura bogata nie jest - mówi Jerzy Fijałkowski.

Można go spotkać z kolekcją kamieni przed muzeum na kieleckim Rynku. Ma też swoje opowieści z Gór Świętokrzyskich. Warto je kupić, żeby poznać bliżej krainę między Wisłą a Pilicą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie