Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Zbrodnie, które wstrząsnęły województwem". Zabiła męża. Jego ciało rozkawałkowała i ukryła w domu, który on własnoręcznie budował

Elżbieta Zemsta [email protected]
Kolejny odcinek cyklu "Zbrodnie, które wstrząsnęły województwem". Poćwiartowała ciało męża, a później wraz z synem i kochankiem ukryła je w kanale samochodowym domu, który dla niej budował...

Zabiła męża. Jego ciało rozkawałkowała i ukryła w domu, który on własnoręcznie budował. Przez dziewięć miesięcy odgrywała spektakl, prowadziła grę. Nie była sama, bo w swój zbrodniczy plan wciągnęła swego syna i kochanka. Na dno pociągnęła za sobą trzy osoby.

Zgłosili zaginięcie
Na początku kwietnia 1986 roku do komisariatu milicji w Kielcach przyszła kobieta, aby zgłosić zaginięcie swego kuzyna - Edmunda. Mężczyzna w styczniu miał wyjść do kolegi i do tej pory nie wrócił. Śledczy rozpoczęli poszukiwania. Przepytano najbliższą rodzinę, żonę i 18-letniego syna. Dziewięcioletnia córka zaginionego Edmunda niewiele wiedziała o sprawie. Żona - Helena twierdziła, że mąż wyjechał na początku stycznia do Republiki Federalnej Niemiec, na kontrakt. Jeździł tam od pięciu lat wysyłany przez swoją firmę - znany zakład budowlany w Kielcach. Helena opowiedziała milicjantom, że mąż się wielokrotnie z nią kontaktował, że ponoć ma tam kobietę i dziecko, i nie planuje powrotu do kraju.
Pozdrowienia od "męża"
Rodzinie Edmunda z początku wydało się to dziwne. Tym bardziej że kilka miesięcy wcześniej, w grudniu 1985 roku Edmund opowiadał bratu, że chce zostać w Kielcach na stałe.
- Chciał dokończyć dom, który w surowym stanie stał na ich działce w Masłowie pod Kielcami - opowiadał milicjantom brat Edmunda.
Bliscy Edmunda nie mogli uwierzyć, że zostawił wszystko i tak po prostu wyjechał. Był bardzo pracowity, skupiony na gromadzeniu pieniędzy, to one go napędzały. Tylko one się liczyły. Helena nie pracowała, wychowywała dzieci, dbała o dom. Wątpliwości, co do porzucenia rodziny trochę przycichły w rodzinie Edmunda, gdy wszyscy byli w maju na komunii jego młodszej córki. Rodzina siedziała przy stole, zadzwonił telefon. Odebrał Sławek i powiedział, że to do matki. Helena głośno rozmawiała z kimś przez telefon. Mówiła do słuchawki: "powinieneś tu być z nami, napisz coś, bo ludzie mi głowę chcą urwać". A później powiedziała wszystkim, że to Edmund przesyła pozdrowienia.
Wylewka w garażu
Śledczy szukali, ale wiele wskazywało na to, że faktycznie Edmund został za granicą. Ponoć nie bardzo był przychylny panującemu w kraju ustrojowi, nie podobało mu się, że 18-letni syn prowadza się z córką milicjantki...
W tym czasie Helena coraz częściej widywana była w towarzystwie niejakiego Płatka, kierowcy taksówki.
Pod koniec sierpnia do brata Edmunda przyszedł kuzyn. Coś mu nie pasowało, że ten Edmund tak długo milczy, że nawet nie napisze do rodziny, to nie było w jego stylu. Kuzyn przypomniał sobie też pewne zdarzenie z początku stycznia, które zapadło mu w pamięć. Był wtedy w nowo budowanym domu Edmunda w Masłowie. Zastał tam żonę Edmunda i jego syna. Oboje zajęci pracą. Ona mówiła, że pękła ścianka w kanale samochodowym w garażu, że trzeba to naprawić, bo Edmund się zdenerwuje. Milicjanci raz jeszcze postanowili przesłuchać kobietę, zwłaszcza że pracodawca Edmunda zapewniał, że nie ma go na kontrakcie, a w czasie, gdy Edmund miał wyjechać nikt o jego nazwisku nie przekraczał granicy.
13 reklamówek…
Na początku września zatrzymano Helenę i jej syna Sławka. Ona powiedziała, że w obronie własnej zabiła męża, jej syn ze szczegółami opisał potworną zbrodnię, która wyglądała inaczej, niż przedstawiała to jego matka. Wyjaśnienia chłopaka doprowadziły śledczych do ciała Edmunda, ukrytego w 13 reklamówkach, przysypanego ziemią, zalanego cementem, w dole kanału samochodowego, w garażu domu, który Edmund niemal własnoręcznie postawił.
Uciekła do niego
W trakcie wielomiesięcznego śledztwa milicjanci odtwarzali nie tylko przebieg tragicznych chwil, ale też okoliczności, które do tych chwil doprowadziły. Zaczęli od połowy lat 60. Wtedy to 16-letnia wówczas Helena poznała starszego od siebie Edmunda. W jej domu ojciec pił, bił ją i matkę. Było źle. Miała 16 lat, uciekła do domu Edmunda, chciała wyjść za niego za mąż, dostali specjalne pozwolenie.
Początkowo mieszkali u teściów, a później przenosili się od jednej do drugiej rodziny. Na świat przyszedł Sławek, wyjechali do Kielc, on podjął pracę jako murarz - tynkarz. Powodziło się im dobrze, ale Edmund był surowy, nie pozwalał szastać pieniędzmi. Nie chciał, żeby żona pracowała, miała być w domu, z rodziną, gotować obiady i dbać o dom. Kupili działkę. On wyjechał w 1980 roku na kontrakt do RFN, przyjeżdżał kilka razy w roku, przywoził pieniądze, prezenty, ale dziećmi i domem się nie interesował. Ona się skarżyła sąsiadkom i siostrze, że on ją bił.
Kłótnie, szarpaniny, wyzwiska
1 listopada 1985 roku, gdy Edmund był za granicą, Helena zapoznała kierowcę taksówki - Płatka. Był szarmancki, zabiegał o nią. Miał rodzinę, ale mówił, że jest nieszczęśliwy. Całkowite przeciwieństwo Edmunda. Zostali kochankami.
22 grudnia na święta do domu zjechał Edmund. Kochankowie nie mogli więc być razem, spotykali się potajemnie. Małżonkowie zaś wciąż się kłócili, Edmund mówił, że już nie wyjeżdża, że zostaje na stałe. Nieprzerwanie od jego przyjazdu w domu były kłótnie, szarpaniny, wyzwiska.
27 grudnia wieczorem do pokoju 17-letniego Sławka przyszła matka. Płakała. - Mówiła, że nie daje już rady, że albo ona wykończy ojca, albo on ją. Mówi, że lepiej by było, gdyby to ona zrobiła - opowiadał prokuratorowi Sławek. - Myślałem, że ma jakieś załamanie, że nie mówi poważnie. Tłumaczyłem jej, że niedługo będę pełnoletni, możemy wtedy wyjechać i mieć spokój od ojca.
Kolejnego wieczora znowu matka przyszła, mówił to samo. Płakała. W nocy z 30 na 31 grudnia 1985 roku około godziny 23 Helena weszła do pokoju Sławka, w którym on spał razem z ośmioletnią wtedy siostrą. - Powiedziała mi, że jest gotowa zabić ojca i czy jej pomogę. Odpowiedziałem, że nie chcę brać w tym udziału. Prosiła, żebym stanął jedynie w przedpokoju, przyniosła mi pół szklanki wódki, wypiłem i powiedziałem: zgoda.
"Uporam się z tym"
Helena poszła do łazienki, tam trzymała siekierę z metalowym trzonkiem. Ubrana w koszulę nocną weszła do pokoju, gdzie na łóżku spał Edmund. W pokoju było ciemno, światło padało jedynie z korytarza, w którym stał Sławek. - Usłyszałem kilka głuchych uderzeń, po jednym ojciec jęknął, coś jak takie "aaaa". Po chwili matka wyszła z pokoju, miała zakrwawioną koszulę nocną. Poszliśmy do kuchni, mnie zrobiło się słabo. Matka dała mi coś na nerwy, wypiliśmy jeszcze trochę wódki, a później ona poprosiła, żebym pomógł jej przenieść ciało ojca do łazienki. Zgodziłem się. Matka nakryła głowę ojca narzutą, złapałem za nogi, ona za ręce i zanieśliśmy ciało ojca do wanny w łazience. Znów wróciliśmy do kuchni. Zapytałem co z ciałem, a matka powiedziała: "uporam się z tym" - opowiadał milicjantom Sławek.
Przez pół nocy niespełna 18-letni chłopak siedział w kuchni i palił papierosy. Z łazienki dobiegały go różne odgłosy. Co jakiś czas wychodziła matka, szukała reklamówek. Wcześniej do łazienki zaniosła kilka noży, w tym jeden z ząbkami, co go ojciec kupił w RFN. Około godziny 6 czy 7 rano matka powiedziała, że już po wszystkim. Ciało ojca rozczłonkowane popakowała w reklamówki, te co on z Niemiec przywiózł. Schowała do neseseru, torby szkolnej Sławka i sagana, co w nim pościel gotowała. - Prosiła, żebym zabrał siostrę z domu, żeby ona mogła dokończyć sprzątać. Do domu wróciłem około godziny 24. Matka mówiła przy Płatku o zabójstwie ojca, zastanawiała się, co zrobić z ciałem. W końcu stwierdziła, że najlepiej je zakopać w kanale samochodowym w nowym domu w Masłowie. Płatek powiedział, że nam pomoże - wyjaśniał w śledztwie Sławek.
Przez dwa dni spali, jedli i żyli w mieszkaniu, w którym wciąż były poćwiartowane zwłoki Edmunda. 2 stycznia Sławek i Płatek wynieśli sagan, neseser i worek z domu. Wszystko na oczach 8-letniej siostry i dziewczyny Sławka. Nie mówili, co jest w środku. Spakowali do auta Płatka i wywieźli do Masłowa, tam postawili w garażu nowego domu. W kolejnych dniach Płatek dowiózł cement, a Sławek rozkuł beton w kanale, a później razem z matką wywozili ziemię. - Płatek przyjechał tego dnia i radził nam, żeby wykopać większy dół, taki na półtora metra głębokości, bo wtedy ciało szybciej się rozłoży - wspominał później Sławek. Helena ułożyła w dole reklamówki z częściami ciała męża, później przysypali to wspólnie ze Sławkiem ziemią, na górze ułożyli deski, i dali wylewkę z cementu. To wtedy zobaczył ich kuzyn męża. Później Helena polała benzyną, a następnie spaliła na ognisku na działce poduszkę, na której leżał mąż, zakrwawione ubrania, neseser. Wiosną zrobiła remont w mieszkaniu za marki, które zostawił Edmund. Plamy krwi na ścianie za łóżkiem pokryte zostały nową tapetą.
Troje oskarżonych
Pomiędzy nią a Płatkiem zaczęło się układać jeszcze lepiej. Było dobrze, aż do jesieni...5 września milicjanci wraz ze Sławkiem pojechali do Masłowa, do domu, który był wciąż w stanie surowym. Sławek już przyznał się do wszystkiego, jego matka też. Pokazał milicjantom, gdzie pod warstwą wylewki ukryli zwłoki ojca. Śledczy rozkuli beton i wydobyli 13 reklamówek z niemieckimi napisami na bokach. W każdej znajdowały się fragmenty ciała, nogi, tors, głowa, ręce... Ponoć najtwardsi milicjanci nie wytrzymywali tamtego widoku.
Śledztwo w tej sprawie trwało ponad rok. W czerwcu 1987 roku do sądu skierowano akt oskarżenia, w którym prokurator zarzucał Helenie zabójstwo męża. Według niego kobieta kilka razy uderzyła trzonkiem siekiery w głowę męża, powodując złamanie kości czaszki połączone ze stłuczeniem mózgu, co skutkowało natychmiastowym zgonem. Sławek miał odpowiedzieć za to, że stając na czatach ubezpieczał matkę i pomógł jej ukryć zwłoki, zaś Płatek za to, że wiedział o przestępstwie, nie powiadomił odpowiednich władz i utrudniał postępowanie, a także pomógł w zacieraniu śladów zbrodni.
Żądza krwi
Helena od początku przyznawała się do winy, tak jak i jej syn. Płatek twierdził, że nic nie wiedział, że prawdę poznał dopiero wiosną, że nie pomagał w niczym, że ona go straszyła i groziła, że zrobi coś jego żonie i dzieciom. Podczas składania wyjaśnień płakał i zaklinał się na życie swoich dzieci, że o niczym nie wiedział. Sąd w błyskawicznym procesie szukał odpowiedzi na pytania, co skłoniło młodą, bo zaledwie 35-letnią wtedy kobietę do tak drastycznego zakończenia swojego małżeństwa? Gazety szeroko komentowały każdą rozprawę, a w lokalnym "Słowie Ludu" ukazywał się cykl reportaży "Pani zabiła pana", w których opisywano sprawę. Do kiosków "Ruchu" ustawiały się kolejki, wydania z reportażem sprzedawały się na pniu. Opinia publiczna żądna była krwi oskarżonej, społeczeństwo wydało wyrok: śmierć dla zabójczyni męża.
Zdaniem sądu motywy zbrodni nie były jednak wcale tak prostymi, jak się wydawało. Bo nie chodziło tylko o pieniądze czy tylko o nową miłość.
- Sprawa jest bardziej złożona, bo można wśród motywów dostrzec jeden wysuwający się na plan pierwszy. Zabójstwo męża było następstwem szczególnego układu emocjonalnego, jaki wyklarował się w tej rodzinie. Pragnienia materialne przewyższyły normy rodzinne. Nie wytworzyły się odpowiednie więzi pomiędzy ojcem rodziny a matką i dziećmi. Ojciec postrzegany był jako tyran, zły człowiek. W jednych z wyjaśnień oskarżona przyznała, że dążyła do przezwyciężenia zła, którym był jej mąż - czytamy w aktach sprawy. Płatek został skazany na pięć lat więzienia, Sławek na 10 lat. Helena za kratkami spędzić miała 25 lat. W 2007 roku starała się o przedterminowe zwolnienie, odsiedziała wtedy już 21 lat. PS. Imiona i miejsca zostały zmienione.


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie