Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zygfryd Gizowski: Siedziałem w katowni Podhala

Marek MACIĄGOWSKI [email protected]
Minęło 70 lat od wybuchu II wojny światowej. Dziś w naszym cyklu wspomnień mieszkający w Wolicy koło Kielc Zygfryd Gizowski.

Początek wojny zastał Zygfryda Gizowskiego, mieszkającego dziś w Wolicy koło Kielc, w Zakopanem. Przeżył, jak mówi cudem, a uratowała go wiara w Boga. Dziś dzieli się z Państwem swoimi wspomnieniami z czasów wojny.

Gdy byłam małym dzieckiem zachorowałem tak poważnie, że znachor kazał mnie pozostawić na słomie, gdyż tak wówczas zostawiało się niemowlaki, bez nadziei na wyzdrowienie. Cud sprawił, że nie umarłem, lecz wyzdrowiałem.

OJCIEC ZGINĄŁ NA MONTE CASINO

Gdy wybuchła wojna miałem 17 lat. Mieszkaliśmy w Zakopanem, bo tam mój tata dostał pracę. Mój ojciec, sierżant Wincenty Gizowski walczył razem z Piłsudskim pod Kijowem. Został powołany do wojska bardzo wcześnie gdyż był strażnikiem i miał pozwolenie noszenia broni. Wojna w Zakopanem skończyła się szybko. Niemcy zjawili się ze wszystkich stron i opanowali miasto. Ojciec, choć pochodził z kieleckiego, znał doskonale góry i miał dużo kontaktów z ludźmi. Przeprowadzał ludzi na Węgry.

Niemcy dowiedzieli się o tym i rozesłali za nim listy gończe, które rozwiesili po całym Zakopanem i Poroninie. Za pomoc w schwytaniu sierżanta Gizowskiego obiecali 100 000 złotych, co było ogromną sumą pieniędzy. Ojciec wpadł potem na Słowacji. Udało mu się uciec. Walczył następnie w armii generała Andersa i zginął pod Monte Cassino prowadząc patrol rozpoznawczy. Wraz z nim zginęło dwóch młodych oficerów z Karkowa i są pochowani obok na cmentarzu na Monte Cassino.

NIEMCY MNIE ZŁAPALI

Jako młody chłopak nie byłem wtajemniczony w działalność ojca. Roznosiłem różne listy, paczki i inną korespondencję między Zakopanem a Poroninem. Najczęściej do restauracji "Orawca" w Poroninie. Gestapo przyszło do naszego domu, lecz zastało tylko mamę i dwie moje siostry. Na ich oczach zastrzelili w mieszkaniu naszego ukochanego psa bernardyna, zerwali ze ściany portrety Piłsudskiego i prezydenta Mościckiego - podeptali je butami. Powyrzucali wszystko z szaf i szuflad na podłogę. Rozkazali mamie, abym nazajutrz zgłosił się na posterunek.

W nocy czekałem na ojca, który miał mnie zabrać w góry, ale Niemcy zjawili się wcześniej. Zakuli mnie w kajdany i wzięli na posterunek. Przesłuchiwali mnie, zamknęli w celi z kilkoma więźniami. Zaprzyjaźniłem się wtedy ze Stanisławem Rozenbergiem, który pochodził z Łodzi. Spaliśmy na jednym sienniku, rzuconym na beton. Sparaliżowani strachem spaliśmy tuląc się do siebie plecami, aby się wzajemnie ogrzać, bo sienniki przymarzały do betonu. Co dzień było bicie, przesłuchania, poniżenia. Bił nas kto chciał, najczęściej Niemiec, którego nazywali bokserem. Uderzał tylko raz, ale to wystarczało. Masakrowali nas Ukraińcy, którzy chcąc się przypodobać Niemcom wymyślali coraz to nowe tortury. W środku nocy zrywali nas ze snu, wyprowadzali na dziedziniec każąc robić różne ćwiczenia uwłaczające godność, po których pot lał się z czoła. Następnie była komenda " Lotnik kryj się" i trzeba było spocone głowy chować w zaspy śnieżne. Kto nie zdążył był bity kolbami karabinów w plecy. Na koniec "za bardzo rozgrzanych" lali nas wiadrami lodowatej wody.

Na jednym przesłuchaniu wywieźli mnie do Poronina, abym rozpoznawał ludzi. Niektórych znałem, lecz powiedziałem, że nie znam nikogo. Wówczas zawieziono mnie na cmentarz w Poronnie, gdzie klęcząc nad wykopanym grobem miałem ostatnią szansę, aby powiedzieć nazwiska ludzi, z którymi kontaktował się mój ojciec. Tłumacz mówił mi, że jeśli powiem, to przeżyję. Nie wierzyłem i nic nie powiedziałem. Prosiłem tylko, żeby ktoś powiedział mojej matce, gdzie będę pochowany. Esesman odbezpieczył pistolet i uderzył mnie lufą w tył głowy, ale nie wystrzelił. Zawieziono mnie z powrotem do celi w willi "Palace" - katowni Podhala. Utraciłem słuch na jedno ucho, miałem obite nerki i połamane żebra.

AUSTRIA

Gdzieś w marcu przetransportowano nas z innymi więźniami do Krakowa. Moja grupa szła pod silną eskortą. W pewnym momencie przyklęknąłem, żeby zasznurować but. Gdy wstałem moja grupa odeszła parę metrów dalej, a ja zostałem niezauważony. Koło mnie przechodziła grupa młodych ludzi. Coś mnie tknęło by przyłączyć się do nich. Zrobili mi miejsce w szeregu i zapytali tylko: "Czy kolega też na roboty?" Odpowiedziałem, że tak. W ten sposób trafiłem do Austrii.

Zostałem przydzielony do miasta Krems pod Wiedniem. Znalazłem się w posiadłości pana Franza Mauera Hoffera. Pracowałem tam w winnicy, w polu i przy obrządkach gospodarczych. Pracowali tam także Francuzi, Belgowie i Austriacy. Byliśmy bardzo dobrze traktowani. W szkole przed wojną uczyłem się francuskiego i znałem trochę piosenek. Po zaśpiewaniu jednej z nich Francuzi nosili mnie na rękach, a reszta patrzyła z podziwem. Odczułem, że zostałem traktowany przez gospodarzy jeszcze lepiej, a nawet obdarzyli mnie zaufaniem. Wykonywałem także prace, które najczęściej wykonywali Austriacy. Praca tam nie przypominała pracy za karę.

Pewnego dnia, było dżdżyście, siedziałem z Austriakiem Jochanem w winnicy, w wydrążonej skalnej wnęce. Paliliśmy łodygi winogron. Jochan powiedział do mnie: - Zygfryd, teraz Niemcy i Rosjanie utworzyli jedność i podbiją cały świat. Pobiją też Amerykanów, gdyż nie znajdzie się już żadna siła, żeby im się oprzeć. Poczułem na skórze dreszcz, gdyż fakty przemawiały za racją Austriaka. Ówczesna nienawiść do Niemców i Rosjan kazała mi się zbuntować. Wiedziałem od ojca, jacy są Rosjanie i chciałem, żeby wybuchła wojna między tymi wrogami. Powiedziałem do Jochana, że Rosjanie z Niemcami jeszcze się pobiją. Spieraliśmy się, gdyż Jochan był pewien swojej racji. Za parę dni wybuchła wojna niemiecko-rosyjska. Nasza rozmowa z Jochanem, rozeszła się wśród Austriaków i wszyscy mi się dziwnie przyglądali i pytali skąd wiedziałem, że ta wojna nastąpi.

POWRÓT

Za dobrą pracę pan Mauer Hoffer dał mi trochę urlopu, abym mógł odwiedzić mamę. Mama wraz z siostrami ukrywała się. Z Zakopanego uciekła, a gdy poczuła się bezpieczniej wróciła do rodziny w Zalesiu pod Kielcami. Żyli w warunkach bardzo ciężkich, a tuż obok byli zakwaterowani Niemcy, którzy dowiedzieli się, ze przyjechałem na urlop z Austrii. Gdy raz poszedłem z kolegą do lasu po drzewo na opał zostałem złapany i uznany za partyzanta, gdyż niedaleko byli partyzanci. Mieliśmy identyfikować jednego zabitego i choć go znaliśmy, nie przyznawaliśmy się do tego. Oberwaliśmy wtedy od Niemców porządnie. Zabrali nas na posterunek w Posłowicach. Ja rozumiałem po niemiecku, zrozumiałem, że chcą nas zastrzelić. Mówiłem, że jestem na urlopie z Austrii. Dopiero za wstawiennictwem Niemców zakwaterowanych w domu mamy na Zalesiu darowano nam życie.

Następnym razem zostałem złapany w lesie przez strażników pilnujących lasu. Gdy dowiedzieli się, że pracuję w Austrii kazali mi pracować u siebie, a oni mieli formalności załatwić z panem Mauerem Hofferem. Pracowałem jako pomocnik kucharza. Obierki i tłuszcz z upolowanych zajęcy mogłem zabierać do domu. Stanowiło to wówczas całe nasze wyżywienie. Strażnicy to byli zwykli żołnierze i traktowali nas dobrze. Pewnego razu pobiłem się z niemieckim żołnierzem i on poszedł na skargę do oficera. Wydawało mi się, że to już mój koniec, gdyż o ucieczce nie było mowy - koło bramy było dwóch uzbrojonych wartowników. Oficer porozmawiał ze świadkami wydarzenia, poklepał mnie po ramieniu i powiedział, że to ja miałem rację, ale żebym więcej się nie bił, tylko w takich sprawach przychodził do niego.

Gdy weszli Rosjanie najpierw rozstrzelali Ukraińców będących na służbie u Niemców, a potem rozjechali ich czołgami...

Zygfryd Gizowski doskonale pamięta swoje wojenne przeżycia. Ma ich na długą opowieść. W ich spisywaniu pomagał mu syn Ryszard Gizowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie