Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żyją w strachu, że dach runie im na głowę. Nie mają dokąd pójść

Kinga ANIOŁ-BZÓWKA [email protected]
(Z lewej) W tym budynku, tuż przy ulicy w Radlinie, w gminie Górno, dawno temu była szkoła. Teraz mieszka siedmioosobowa rodzina. (Z prawej) Pan Dariusz porusza się dzięki wózkowi inwalidzkiemu. Konieczne mężczyźnie lekarstwa pochłaniają około czterystu złotych miesięcznie - wylicza pani Dorota.
(Z lewej) W tym budynku, tuż przy ulicy w Radlinie, w gminie Górno, dawno temu była szkoła. Teraz mieszka siedmioosobowa rodzina. (Z prawej) Pan Dariusz porusza się dzięki wózkowi inwalidzkiemu. Konieczne mężczyźnie lekarstwa pochłaniają około czterystu złotych miesięcznie - wylicza pani Dorota.
Rodzina Bugajskich z Radlina koło Kielc drży ze strachu. Rodzice i pięcioro dzieci mieszkają w domu, który… grozi zawaleniem.

- Podczas burz i wichur stoję z dziećmi na baczność. Musimy być przygotowani do ucieczki, gdyby dom zaczął się sypać - mówi drżącym głosem Dorota Bugajska. Mieszka z rodziną w domu numer 79 w Radlinie, w podkieleckiej gminie Górno.

- To jest stara szkoła, w której mieszkanie dostała moja mama ponad trzydzieści lat temu, na trzy miesiące. A my mieszkamy tu od śmierci mojego pierwszego męża, aż do dziś - zaczyna swoją opowieść pani Dorota. Jedno pomieszczenie, o wymiarach cztery na pięć metrów, przedzielone jest regałem. Kiedy wchodzimy, mimo tego, że jest wieczór, światło jest zgaszone. Malutkie mieszkanie jest posprzątane, urządzone skromnie. Są cztery łóżka, stół, krzesła, piec opalany węglem, meble kuchenne. Brakuje łazienki.

JEST… TRAGICZNIE

Dariusz Bugajski od kwietnia tego roku porusza się na wózku inwalidzkim. - Mąż miał krwiaka, pracował na oczyszczalni ścieków, krwiak pękł… - wspomina z bólem pani Dorota. Teraz mężczyzna ma sparaliżowaną lewą stronę ciała. Nie może pomalować ścian, ani w inny sposób pomagać przy utrzymaniu domu, bo sam wymaga opieki. - Gdzie mogę, to dzwonię z prośbą o rehabilitację, jest mu niezbędna, bo jest z nim tragicznie. Nie mogę zająć się żadną pracą, nie mogę się stąd ruszyć. Dom, dzieci, szpitale, to teraz moje życie - wymienia kobieta. A życie w tym domu do łatwych nie należy. Niepełnosprawny mąż powinien mieć do dyspozycji przystosowaną do swoich potrzeb łazienkę, tymczasem nie ma jej wcale. - Myję męża w balijce na stołku, żeby się załatwił, muszę wyprowadzać go do ubikacji na zewnątrz. Tak samo myją się dzieci, a przecież to duzi chłopcy, wstydzą się tak w jednym pomieszczeniu. Kiedy są chorzy, załatwiają się do wiaderka - opisuje mieszkanka Radlina.

Najstarszy, niepełnosprawny syn, Piotr, przyjeżdża do domu na weekendy z ośrodka Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi w Ostrowcu Świętokrzyskim. Śpi wtedy na położonej na podłodze gąbce. Łóżek jest za mało dla siedmioosobowej rodziny. - Nie mam na czym położyć dziecka. Wszystkie odrabiają lekcje na jednym stole, jest harmider, trudno tak żyć - tłumaczy matka pięciu chłopców w wieku od 9 do 18 lat.

ŻYJEMY W STRACHU

Ale niewygoda nie jest najgorsza. Zdarza się, że w mieszkaniu jest zimno. W ścianach budynku są takie dziury, że mieszczą się w nich kurtki. Gdy je tam włożą, wiatr nie wpada do środka. W oknach są poupychane papiery, bo inaczej firanki aż fruwają. - Podczas ostatniej wichury trzymałam okna, bałam się, że wypadną. Piec grzeje, ale i czadzi tak, że trudno wytrzymać, ma ponad sto lat. A synek Dawid ma astmę i żyje w tym czadzie - martwi się matka. Pokazuje dziury powygryzane w podłodze przez szczury i pęknięcia w ścianach, które źle wróżą. - Żyjemy w strachu. Czekamy, aż popadamy jak muchy, razem z dachem, bo on tylko patrzeć jak runie. I tak z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc. Boję się, że nic się nie zmieni - załamuje ręce pani Dorota. Nie musi nawet tłumaczyć, że mieszkanie w tym domu to codzienny koszmar, ale spuszczając wzrok, to właśnie cicho mówi.

Maria Kotomska, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Górnie, tłumaczy, że o rodzinie Bugajskich ma dobre zdanie. - Znam tę rodzinę od wielu lat. W domu jest zawsze czysto, jest ugotowane. Nie jest to rodzina patologiczna, nie nadużywa się w niej alkoholu. Ci ludzie nie przyczynili się w żaden sposób do ciężkiego losu, jaki ich spotkał - uważa Kotomska.

Pani Dorota z wdzięcznością mówi o tym, że dobrzy ludzie pomagają, ale nadzieję na inny dom można pokładać tylko we władzach gminy. Tymczasem…
O nowe mieszkanie rodzina Bugajskich zwróciła się do Urzędu Gminy w Górnie już kilka lat temu. Od tamtej pory nic się nie zmieniło, oprócz tego, że życie jest coraz trudniejsze. - Gmina tylko obiecuje i nic z tego nie ma. Mieli nam zapewnić baraki, ale kiedy ostatnio wójt u nas był, powiedział, że do wiosny jeszcze musimy tu pomieszkać, więc lepiej, żebyśmy popodpierali dom palami - tłumaczy kobieta. Dodaje, że nadzór budowlany stwierdził, iż dom nadaje się jedynie do natychmiastowego rozebrania.

ICH ŻYCIE SIĘ POPRAWI?

Ryszard Zgiep, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Kielcach, potwierdza, że budynek, w którym żyje rodzina Bugajskich, został zakwalifikowany do rozbiórki. - Gmina, jako właściciel budynku, otrzymała nakaz jego wyłączenia z użytkowania jako obiektu mieszkalnego - tłumaczy Zgiep. Informuje, że mieszkańcy starej szkoły powinni opuścić mieszkanie do pierwszego grudnia. - Obowiązkiem gminy jest zapewnienie tym ludziom mieszkań zastępczych - kwituje powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Kielcach.

Urzędnicy z Urzędu Gminy Górno zgadzają się, że sytuacja rodziny jest ciężka. - Warunki, w których mieszkają, są trudne. Jedno pomieszczenie dla siedmioosobowej rodziny to mało - ocenia sekretarz gminy Górno Jacek Piróg po obejrzeniu budynku. Jednak wójt Jarosław Królicki twierdzi, że na razie gmina nie ma mieszkania, do którego mogłaby przenieść rodzinę Bugajskich. W ich sprawie powołano komisję. - Do mieszkań dla nauczycieli, którymi dysponujemy, ich nie wprowadzę, bo byłyby sprzeciwy. Jedyna możliwość to kontenery socjalne. Trzeba tylko znaleźć miejsce, gdzie je ustawić. Działka, na której stoi budynek starej szkoły, w którym mieszkają Bugajscy, jest gminna. Część mieszkańców chce, żeby zrobić tam plac zabaw. Ale skoro nie ma innej możliwości, stanie tam kontener socjalny - zapowiada Królicki. Kiedy pierwszy raz z nim rozmawialiśmy, tłumaczył, że rodzina Bugajskich przeniesie się do kontenera za kilka miesięcy. Po pierwszym tekście na ten temat w "Echu Dnia" zmienił zdanie. - Nie ma czasu. Jeżeli nie na Boże Narodzenie, najpóźniej tuż po Nowym Roku będą mogli się wprowadzić. Warunki ich życia poprawią się nieporównywalnie. Kontenery są ocieplone, oświetlone, z łazienkami, zrobimy kanalizację - wymienia wójt gminy Górno.

A pani Dorota… ma na to nadzieję. - Chciałabym, żeby moje dzieci mogły spokojnie odrabiać lekcje. Jestem już tym wszystkim wykończona - przyznaje łamiącym się głosem mieszkanka podkieleckiego Radlina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie