Do zdarzenia doszło przy koszalińskim "manhattanie". Gdy tato stracił przytomność syn pobiegł po defibrylator AED do "Punktu Życia numer 9", a następnie zgodnie z przeznaczeniem go użył. Mimo iż w tym przypadku nie doszło do nagłego zatrzymania krążenia, samo postępowanie było prawidłowe i zgodne z zasadami pierwszej pomocy. Wezwane na miejsce pogotowie ratunkowe zabrało pacjenta na oddział ratunkowy koszalińskiego szpitala. Dziś mężczyzna jest w stanie stabilnym.
Tomasz Molesztak, ratownik medyczny, jeden z pomysłodawców zainstalowania w Koszalinie sieci defibrylatorów AED, mówi, że wolałby, by nikt z tych defibrylatorów korzystać nie musiał, bo każde użycie oznacza, że komuś stała się krzywda. Jeśli jednak tragedia już się dzieje to dobrze, aby w pobliżu był automatyczny defibrylator zewnętrzny (AED). - Ten chłopak niejako przetarł szlaki. Zachował się wzorowo. Wiedział, że gdzieś blisko defibrylator jest, nie bał się go użyć. Oby w sytuacjach kryzysowych wszyscy tak reagowali.
- Niniejsza sytuacja pokazuje, jak ważne są defibrylatory AED w przestrzeni publicznej i tym samym jeszcze bardziej bulwersujący jest fakt ich kradzieży, co miało miejsce kilka dni temu w Koszalinie — komentuje.
Kradzież defibrylatorów AED — a w Koszalinie były już trzy takie przypadki — budzi wielkie emocje, bo te małe urządzenia mają moc ratowania życia. Są tak skonstruowane, że nawet osoba bez żadnego medycznego wykształcenia jest w stanie ich użyć. Są bezpieczne dla osoby, która ich używa i dla ratowanego, bo defibrylator najpierw analizuje rytm serca, a dopiero potem wysyła impuls, nie ma więc ryzyka, że porazi osobę, która tego nie potrzebuje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?