MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Panie profesorze jak to zrozumieć?

Redakcja
Prof. Piotr Amsterdamski przeszedł samotnie kilka dróg w polskich i włoskich górach. Z ostatniej wyprawy nie wrócił...
Prof. Piotr Amsterdamski przeszedł samotnie kilka dróg w polskich i włoskich górach. Z ostatniej wyprawy nie wrócił... fot. Archiwum
Prof. Piotr Amsterdamski z Uniwersytetu Zielonogórskiego zginął w Tatrach. Jego wiszące na linie ciało zauważyli turyści...

Piotr Amsterdamski miał 52 lata. Był cenionym w Polsce i świecie, fizykiem, tłumaczem książek. Dziś trudno wyobrazić sobie studentom i naukowcom, że już więcej nie usłyszą charakterystycznych kroków profesora, który zawsze chodził w szwedzkich chodakach.

- Musiały być silne mrozy, by założył skarpetki - wspomina prof. Janusz Gil, dyrektor Instytutu Astronomii Uniwersytetu Zielonogórskiego. - Był niezwykle zorganizowany. Codziennie wstawał o piątej rano, codziennie tłumaczył 10 stron tekstu. Jeśli była potrzeba, potrafił prowadzić osiem godzin zajęć, nie okazując zmęczenia. A góry kochał bardzo, cztery dni mógł się wspinać na szczyt, spać na skalnych półkach...

- To nie my czekaliśmy, aż profesor przyjdzie na zajęcia. Zawsze był wcześniej, nawet kilkanaście minut i to on nas witał - mówi tegoroczny absolwent astronomii (specjalność astrofizyka komputerowa) Marek Marcinkowski. - Zajęcia były przemyślane, od początku do końca. Wszystko miało swoje miejsce. Czasem rezygnowaliśmy z przerw, bo profesor starał się nam jak najwięcej wiedzy przekazać.

Przyjechał na WSP

Z Zieloną Góra prof. Amsterdamski związał się jeszcze za czasów byłej Wyższej Szkoły Pedagogicznej.

- Ówczesny rektor prof. Andrzej Wiśniewski postanowił, że będziemy rozwijać astrofizykę i powołał Instytut Astronomii. Wówczas przyszło do nas kilku profesorów z Warszawy, którzy pracują do dziś. Wśród nich był Piotr Amsterdamski. Znaliśmy się już wcześniej - dodaje prof. Gil.

Amsterdamski zajmował się m.in. kosmologią kwantową i teorią nadprzewodzących strun. W latach 80. był pracownikiem Centrum Astronomicznego im. Mikołaja Kopernika w Warszawie. Działał w opozycji, był współpracownikiem KSS KOR, potem działaczem NSZZ "Solidarność". W czasie stanu wojennego został internowany i musiał opuścić Polskę. Doktoryzował się więc w Stanach Zjednoczonych. Jego promotorem był James B. Hartle, kosmolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara. Potem P. Amsterdamski rozpoczął pracę na Uniwersytecie Teksańskim w Austin.

Wytknął błąd autorowi

Jego drugim zawodem było tłumaczenie książek. Dorobek profesora jako tłumacza literatury angielskiej jest imponujący - ponad 100 pozycji książkowych, w tym 77 naukowych i popularnonaukowych - wylicza rzecznik UZ Ewa Sapeńko. - Był on laureatem nagrody im. Jerzego Kuryłowicza za tłumaczenia: "Wszechświat w skorupce orzecha" Stephena Hawkinga oraz "Harry Potter - nauka i magia" Rogera Highfielda. Nagroda jest przyznawana corocznie najlepszemu tłumaczowi literatury naukowej.

- Był doskonale wykształconym fizykiem i nie miał kompleksów, by tłumaczyć ważne, światowe pozycje. Kiedy w jednej z nich znalazł błąd, bez żenady napisałem e-maila do autora. Na początku była awantura, a potem autor przyznał Amsterdamskiemu rację - przypomina prof. Gil.

Bardzo dbał o syna

W Zielonej Górze czuł się dobrze. To tu, choć mieszkał w Warszawie, zatrudniony był na pierwszym etacie. Przyjeżdżał na trzy dni w tygodniu. Nie stronił od życia towarzyskiego, tym bardziej że grupa astronomów nieduża, ale za to zgrana. Mówił, że w Zielonej Górze chce pracować do emerytury. Na niej planował całkowicie poświęcić się tłumaczeniom.

Pracownicy uczelni podkreślają, że niesamowicie związany był z synem Jerzym. Opowiadał o nim, ale się nim nie chwalił. Zastanawiał się ciągle, co jeszcze powinien zrobić, by Jerzy stał się jeszcze bardziej odpowiedzialnym, twardym człowiekiem. Bardzo dbał o jego wykształcenie.

- Bardzo poważnie traktował swego syna, odrabiał z nim lekcje, angażował się w życie szkoły, do której Jerzy chodził - dodaje prof. Gil. - Syn także zaczął się wspinać. Dziś jest 16-latkiem i mam nadzieję, że nie doszedł do etapu, z którego nie można się już wycofać.

Swoją przygodę z alpinizmem P. Amsterdamski rozpoczął dość późno, bo w wieku 45 lat, gdy jego syn Jerzy miał już 10 lat. Zaliczył kilka trudnych dróg w Tatrach. Wraz z Janem Hobrzańskim i Jakubem Radziejowskim w 2005 roku wytyczył także nową drogę wspinaczkową na Wielkim Szczycie Mięguszowieckim. Z Arkadiuszem Kubickim wspinał się także w Alpach i w Dolomitach, gdzie zrobił południową ścianę Marmolady i Tofany.

- Jeśli nie znalazł partnera do wspinaczki, wyruszał sam - mówią naukowcy. - Przeszedł samotnie kilka dróg w polskich i włoskich górach.

Bez taryfy ulgowej

Nie lubił się fotografować. Chyba że w górach. Na pamiątkę. Nie przywiązywał wagi do stroju.

- Nie wiem nawet, czy miał garnitur - mówi prof. Gil. - Chodził schludnie, ale skromnie ubrany. Samochód? Nie miał znaczenia. Ostatnio kupił volvo, ale tylko dlatego, żeby mu się w nim zmieścił cały sprzęt wspinaczkowy.

Był erudytą. Lubił się dzielić nowinkami. A jako tłumacz miał do nich pierwszy dostęp.

- Na zajęciach rzadko opowiadał o górach, skupiał się na temacie. Co nie znaczy, że nie przytaczał anegdot, by łatwiej było nam wszystko zrozumieć. Choć wykłady miał trudne, na bardzo wysokim poziomie - zauważa M. Marcinkowski. - Starał się zawsze doprowadzić do tego, by student sam zrozumiał, o co chodzi. Naprowadzał, podpowiadał...

- On był organicznie wściekły, że tak bardzo obniżył się poziom nauczania fizyki, matematyki w gimnazjach i liceach. My też na to narzekamy, ale on był wściekły - mówią współpracownicy.

Także we wspinaniu nie było dla niego taryfy ulgowej. Zginął na filarze szczytu Mięguszowieckiego podczas samotnej wspinaczki, którą rozpoczął 12 lutego.
Jego ciało ratownicy TOPR znaleźli w tzw. Dolnym Kominie. Wcześniej informację o śmierci astronoma przekazali TOPR turyści, którzy zauważyli wiszące na linie ciało Amsterdamskiego.

A miał jeszcze tyle planów związanych z uczelnią, z synem i jego wykształceniem. I nagle nikt już nie usłyszy odgłosów drewniaków na uniwersyteckim korytarzu...

Leszek Kalinowski
0 68 324 88 74
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska