Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Psów nie ma, prokuratura bada sprawę

Krzysztof Tomasik
Pracownik schroniska z jednym z podopiecznych placówki.
Pracownik schroniska z jednym z podopiecznych placówki. Krzysztof Tomasik
Prokuratura podjęła sprawę sześciu psów, które wydało słupskie schronisko miejscowemu weterynarzowi.

Oświadczenie

Oświadczenie

Fragment oświadczenia słupskiego schroniska: "Przekazując psy do Lecznicy Weterynaryjnej działaliśmy zgodnie z obowiązującymi w schronisku przepisami uważając, że lekarz weterynarii zapewni im należyte warunki bytowe i zgodnie z etyką lekarską nie pozwoli ich skrzywdzić. Nie mieliśmy podstaw do obaw o złe traktowanie zwierząt, ponieważ lekarz weterynarii, który przejął psy ze Schroniska cieszy się nieposzlakowaną opinią".

Ten przekazał je nieznanemu małżeństwu. Władze placówki uważają, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami.

Przypomnijmy, 10 marca Ryszard Karbowiak, pracownik słupskiej placówki, wydał sześć psów Krzysztofowi Radziejewskiemu, słupskiemu weterynarzowi. Ten twierdzi, że tego samego dnia psy przekazał nieznanemu sobie małżeństwu z Niemiec.

Nie wie, co się z nimi stało. Schronisko przekazując psy nie podpisało z Radziejewskim umowy adopcyjnej. Taka umowa określa, jak nowy właściciel powinien traktować zwierzę i umożliwia jego kontrolę.

Szyszko twierdzi, że w "rejestrze psów", jak i w imiennej kartotece zwierząt dokonano wpisu kto je zabrał, "ponadto pobrano opłatę za psy, na co wystawiono pokwitowanie". Według kierownika nie było potrzeby wypełnienia umowy adopcyjnej. Takiego obowiązku faktycznie nie ma w regulaminie schroniska.

W jednostce funkcjonuje jedynie ustne polecenie, by takie zawierać. Jest respektowane z wyjątkiem... jednego przypadku związanego z wydaniem sześciu psów.

- W tym przypadku psy brał weterynarz. Po co mielibyśmy to podpisywać - mówi Jerzy Szyszko, szef słupskiego Schroniska.

Kierownik potwierdza, że w tym przypadku wszystkie dokumenty zostały wypełnione już po wydaniu psów. Sama opłata za psy została wystawiona na... anonimowego darczyńcę. Szyszko nie widzi w tym żadnej nieprawidłowości.

- Umowa adopcyjna i jej wypełnienie to jest podstawowa rzecz w schronisku. Umożliwia kontrolę tego, co się dzieje ze zwierzęciem po adopcji. Dzięki niej blokujemy coś, co nazywa się handlem zwierzętami - mówi nam Ewa Gebert, prezes Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt "Animals".

- Zwierzęcia po prostu się nie wydaje bez takiej umowy, ponieważ my później mamy podstawę, by zobaczyć jak nowy właściciel je traktuje - dodaje Barbara Aziukiewicz, prezes Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Słupsku.

Sprawę bada już prokuratura. - Podjęliśmy czynności wstępne - mówi nam Maria Pawłyna, prokurator rejonowy w Słupsku.

Tymczasem Renata Cieślik, pracownica słupskiego schroniska wyznaczyła nagrodę za pomoc we wskazaniu miejsca, gdzie mogą się znajdować psy podarowane nieznajomym ludziom przez słupskiego weterynarza. - Liczy się każdy dzień. Proszę wszystkich o pomoc - stwierdza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza