Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaraski nikt nie lubił. Historia niezwykłej kariery. Dziś część IV

Jarosław PANEK, [email protected]
Witold Zaraska raczej nie był lubiany. Ale nawet najwięksi wrogowie musieli przynajmniej go znosić, bo miał bardzo mocną pozycję
Witold Zaraska raczej nie był lubiany. Ale nawet najwięksi wrogowie musieli przynajmniej go znosić, bo miał bardzo mocną pozycję
Libia był trampoliną do kariery Witolda Zaraski. Ale sukces Kielc miał wielu wrogów. Partyjni towarzysze chętnie widzieliby kogoś innego na stanowisku w firmie, która własnie zaczęła znosić złote jaja. Dziś czwarta częśc naszego cyklu.

Gdy Libia i pułkownik Kadafi otworzyli się na polskie firmy budowlane, Witold Zaraska w 1979 roku powołał do życia „Kierownictwo Wielkiej Budowy” w tym kraju. Takie pompatyczne nazwy będą w przyszłości często towarzyszyły różnym przedsięwzięciom Exbudu.

Jego szef, jako wielki wizjoner Witold Zaraska lubił choćby samą nazwą wyprzedzać późniejszy sukces, nawet, gdyby miało się nie udać. Szczytem owego nazewniczego zadęcia było zapewne „Światowe Centrum Handlu i Finansów ze Wschodem”, którego Exbud został współzałożycielem w roku 1993, choć o owym centrum dziś już pewnie mało kto pamięta.

Kontrakt libijski dał jednak kieleckiej firmie nie tylko pompe, ale przede wszystkim zastrzyk pieniędzy, a jej szefowi pierwszą nieformalną władzę. Witold Zaraska wprawdzie nie pełnił żadnej znaczącej funkcji politycznej, a nawet często narażał się partyjnym działaczom, ale szybko znalazł na nich haka. A hakiem były właśnie owe zagraniczne kontrakty, bo wszyscy marzyli o wyjeździe.

Pierwszy szok

- Pierwsi, którzy wrócili z kontraktów czy to w Libii, czy w Niemczech, byli zaszokowani. Na budowie w Niemczech zarabiało się średnio około 400 marek niemieckich. W Polsce średnia pensja wynosiła wówczas około 40 marek licząc po kursie czarnorynkowym. 400 marek dla Niemca, stanowiło stawkę głodową i uwłaczającą, ale dla polskiego pracownika, jawiło się jako dar losu - wspominał były przewodniczący Rady Nadzorczej Exbudu i jeden z przyjaciół Witolda Zaraski, Stanisław Pałys.

I właśnie z powodu owych kontraktów miękły serca partyjnych decydentów, a rosła ich tolerancja na coraz większą niezależność Witolda Zaraski, który już wtedy zachowywał się nie jak dyrektor na państwowej posadzie, ale jak prezes prywatnego, dobrze zarządzanego przedsiębiorstwa. Bo partię irytowała czasem zadziorna postawa dyrektora w Kielc, ale któż nie chciał posłać znajomego, albo kogoś z rodziny na zagraniczny kontrakt?

Witolda Zaraski można było nie lubić, ale przynajmniej trzeba było go znosić, bo posady w Niemczech, Libii, na Węgrzech, czy w Czechosłowacji kusiły. I nie dotyczyło to tylko działaczy na szczeblu lokalnym, ale tych warszawskich, do jakich szybko dotarła sława i nieograniczone wręcz zdolności menadżerskie Witolda Zaraski. A on sam również dość szybko zdał sobie sprawę, że aby umocnić swoją pozycję i zbudować firmę z prawdziwego zdarzenia, musi działać globalnie. Przynajmniej w skali kraju. Dlatego już od początku dość słabo integrował się z kieleckim środowiskiem, wybierając zasadniczo dobre kontakty z komunistycznymi ministrami.

2,5 tysiąca pracowników i… palący się grunt pod nogami

A wyniki firmy stale rosły. Jeszcze w 1978 roku Exbud zatrudniał w Polsce ledwie 18 pracowników i 95 zagranicą oraz miał dwanaście kontraktów o łącznej wartości ówczesnych 66 milionów starych złotych. Gdy 1981 roku ówczesny wojewoda kielecki, Włodzimierz Pasternak wydzielił Exbud ze struktur Zjednoczenia i dał ma samodzielność, firma prezesa Zaraski dysponowała już portfelem 106 kontraktów eksportowych, zatrudniała 88 w kraju i prawie 2,5 tysiąca zagranicą.

Rok później szef Exbudu załatwił u ówczesnego Ministra Handlu Zagranicznego uprawnienia do prowadzenia samodzielnego eksportu. Kielecki tygrys nie musiał być już tylko podwykonawcą firm „Pol - Service” i „Budimex”, ale mógł walczyć z nimi o swoje własne kontrakty. Dla obu tych central był to cios, a kieleckie władze coraz bardziej podejrzliwie i zazdrośnie patrzyły na sukces Witolda Zaraski. On sam chyba najwyraźniej czuł, że grunt pali mu się pod nogami i wkrótce przyjdą chętni na jego miejsce, bo posada dyrektorska w firmie – samograju była marzeniem wielu działaczy.

Ale szef Exbudu uprzedził atak. Tak jak najpierw uniezależnił się od central handlu zagranicznego, tak szybko podziękował za dalszą kuratelę lokalnym władzom. Pomógł mu kryzys gospodarczy i ogólna zawierucha polityczna, jaka panowała wówczas w Polsce. Na fali zmian i niepewności Witold Zaraska wyjednał w ówczesnym Ministerstwie Budownictwa i Gospodarki Przestrzennej przejęcie Exbudu od wojewody kieleckiego. Od tej pory, to minister, a nie wojewoda decydował o dalszych losach firmy i ewentualnych roszadach personalnych, więc lokalni partyjni działacze mogli Witoldowi Zarasce najogólniej mówiąc naskoczyć.

„Zachód” w biurowcu „Nidy”

Niezależny, z dala od wielkiej polityki i swojego właściciela, Witold Zaraska rozwija skrzydła. Exbud otwiera biura techniczno - handlowe w Budapeszcie, Pradze i Wiedniu. W 1986 roku powstaje przedstawicielstwo firmy w Kolonii w Niemczech i jest to w ogóle pierwszy tego typu oddział polskiej firmy w RFN. W tym samym czasie zostaje także uruchomione biuro w Berlinie i delegatura w Moskwie. Nie tylko jednak kontrakty są oczkiem w głowie Witolda Zaraski.

Już wtedy zaczyna myśleć on o poszerzeniu działalności poza usługi, a jego firma dostaje na przykład patent na... pustak. Pustak „Exbud”, który jest częścią całego systemu budowlanego. Pustak nie zrobi zawrotnej kariery, ale myśl o tak zwanej dywersyfikacji, czyli różnicowaniu działalności pozostaje w głowie prezesa. W tym czasie jego firma zatrudnia już ponad tysiąc osób w Polsce i prawie trzy tysiące zagranicą. Jest potęgą, perełką w socjalistycznej gospodarce planowej, którą komunistyczne władze mogą chwalić się zagranicznym delegacjom. Zwłaszcza, że Witold Zaraska wprowadza zachodnie standardy nie tylko w zarządzaniu, ale też choćby w warunkach pracy, w zachowaniu ludzi.

- Wtedy jego firma miała już swoją siedzibę w dzisiejszym biurowcu „Nidy” przy ulicy Wesołej i obrastała w legendy. Witek lubi porządek, elegancję i wysoką jakość. Tę jakość rozumie nie tylko poprzez realizację kontraktów na wysokim poziomie. On ją rozumie także jako jakość miejsca pracy swojego i jego podwładnych. Dlatego wnętrza z biurowca „Nidy” w niczym nie przypominały tego, co widać było w innych firmach – wspomina Stanisław Pałys.

Luksusy w PRL – u

I rzeczywiście, w czasach, gdy klienci sklepów mogli w nich podziwiać co najwyżej puste półki, prezes Zaraska sprowadzał do swojej firmy na piątym piętrze muszle klozetowe i kafelki z Niemiec. Firma miała tak nowoczesny sprzęt biurowy, że w niczym nie ustępowała wyposażeniu swoim konkurentom z Zachodu.

- Tam się wkraczało, jak do innego świata. Tam już widziałem Zachód. Te toalety, te meble w pokojach pracowników, ten sprzęt. W dodatku Witek wymagał od pracowników nienagannego stroju. W tamtych czasach nie łatwo się go zdobywało w sklepie. Dobrze skrojony garnitur był jednak jednym rodzajem ubioru, jaki tolerował u swoich pracowników. Zawsze im powtarzał, że są wizytówką firmy, więc muszą być dobrze ubrani. Wielu interesantów widziało to wszystko i przeżywało estetyczny szok - dodaje Stanisław Pałys.

Makieta wieżowca już czekała

Witold Zaraska czuł się w tej swojej namiastce Zachodu, jak ryba w wodzie. Wyglądało to tak, jakby całe życie właśnie o czymś takim marzył. Przyjmował delegacje, odbierał nagrody, zdobywał nowe rynki. Brylował. A po cichu już planował swoją nową siedzibę, szklany pałac, szklaną wieżę, supernowoczesny wieżowiec, jakiego nikt jeszcze w Polsce nie miał. Snuł wizje o swoim wielkim gabinecie z prywatną łazienką i ogrodem na dachu na szczycie służbowej rezydencji.

Mijała dopiero połowa lat osiemdziesiątych. Mieszkańcy naszego regionu, zajęci zdobywaniem w sklepach towarów na kartki, nawet nie przypuszczali, że na biurku prezesa Exbudu, na piątym piętrze biurowca „Nidy” błyszczała już gotowa makieta, obecnego wieżowca przy ulicy Manifestu Lipcowego. I kto wie, czy ów wieżowiec nie powstałby wcześniej, bo to nie pieniądze i braki na rynku materiałów budowlanych przeszkodziły w realizacji tego marzenia. Prezes Zaraska na to wszystko miał sposób. Potknął się na... pracownikach Politechniki Świętokrzyskiej.

Jutro o tym, gdzie pierwotnie miał stanąć biurowiec Exbudu

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia