Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

30. rocznica stanu wojennego. Wspomnienia radomian

Janusz PETZ [email protected]
- Scen z zatrzymania mnie na pewno nie zapomnę do końca życia – mówi Zbigniew Dziukasik, wiceszef radomskiej "Solidarności”, internowany 13 grudnia 1981 roku.
- Scen z zatrzymania mnie na pewno nie zapomnę do końca życia – mówi Zbigniew Dziukasik, wiceszef radomskiej "Solidarności”, internowany 13 grudnia 1981 roku. Szymon Wykrota
Jedni zapamiętali chamstwo i upokarzające żarty esbeków i milicjantów, inni brak możliwości poruszania się bez przepustki, jeszcze inni humorystyczne absurdy rzeczywistości. Dla wielu ludzi wojna wydana przez władze komunistyczne "Solidarności" i Polakom była największym doświadczeniem w ich życiu.

W grudniu 1981 roku Zbigniew Dziubasik pracował w pionkowskim Pronicie. 13 grudnia, zaraz po północy, do jego domu zapukali milicjanci. Zagrozili wywaleniem drzwi, jeśli nie zostaną one otwarte. Dziubasik trafił "na dołek" w pionkowskiej komendzie milicji. Z tamtych czasów zapamiętał najbardziej początki internowania, gdy milicjant z nieukrywaną satysfakcją powiedział: "Nareszcie was dorwaliśmy, Już wam k... nie odpuścimy!"

Wcześniej w nocy do celi trafił rolnik, który zaczął straszyć zgromadzonych "białymi niedźwiedziami" i rozstrzelaniami. - Ludzie zaczęli panikować, więc kazaliśmy chłopu zamknąć się. On mógł być nasłany, żeby osłabić nasze morale - mówi Zbigniew Dziubasik.

PRZYKRE WSPOMNIENIA

Zapamiętał też jak wieziono go skutego w kajdanki w więźniarce (gdzie przez zamarznięte szyby nic nie było widać) z postojami trwającymi 15-20 minut. Potem trafił do więzienia w Kielcach, gdzie wszystkich postawiono pod ścianą. - Nikt nic nikomu nie wyjaśniał. Wtedy byliśmy jednak przekonani, że komuna długo nie pociągnie - mówi Zbigniew Dziubasik.

Marek Suski, lider radomskich struktur Prawa i Sprawiedliwości, 13 grudnia 1981 roku służył w wojsku. Miał dyżur w swojej jednostce w warszawskiej Cytadeli. Najbardziej zapamiętał wstrząsającą wypowiedź jednego z oficerów, że "teraz będziemy strzelać do ludzi". Zapamiętał wewnętrzny opór w jednostce. - Jeden z żołnierzy powiedział wprost swojemu przełożonemu, że prędzej go wykastruje niż będzie strzelał. Ze sztabu dochodziły informacje, że buntują się oficerowie i to nawet wyższego szczebla, były ucieczki z wojska - opowiada obecny poseł.

ZATRUTA ŻYWNOŚĆ I PONURE IMIENINY

Sam podpadł, gdy udało mu się wraz z kolegami nadać audycję w wewnętrznym radiowęźle na temat stanu wojennego. Odsunięto go od wykonywania zadać wojskowych, nie dostawał broni, sprawą zajęła się prokuratura wojskowa, ale żadnego wyroku nie było.

- Straszyli nas, że nie możemy przyjmować od ludzi pokarmu, bo może być zatruty, ale żołnierze wracali z patroli "pod wpływem", bo ludzie ich częstowali wódką - opowiada Suski.

Zupełnie inne wspominki ma Zbigniew Banaszkiewicz, lider lokalnych struktur Prawa i Sprawiedliwości. - Z 13 grudnia kojarzą mi się imieniny mojej obecnej żony Łucji. Ona studiowała na Uniwersytecie Warszawskim, ja na WSI. Byliśmy już wtedy razem. To były chyba najsmutniejsze imieniny, było tak ponuro, chociaż powinniśmy się wtedy cieszyć, bo odwołano zajęcia i mogliśmy być ze sobą - mówi Zbigniew Banaszkiewicz.

Zbigniew Dziubasik twierdzi, że dla niego 13 grudzień był zupełnym zaskoczeniem. - Kto mógł przypuszczać, że uda się zgromadzić takie siły, wytoczyć przeciwko ludziom takie armaty i załatwić całą Polskę w kilka godzin? Wtedy to było niewyobrażalne - mówi.

ULICZNA SONDA

Przeprowadziliśmy wśród radomian sondę na temat stanu wojennego. Pytaliśmy z czym kojarzy się im 13 grudnia 1981 roku?

Mieczysław Dański, emeryt: - Pracowałem wtedy w hucie szkła, chyba ze 300 metrów od mojego domu. Nie pamiętam z jakich powodów nie miałem przepustki, ale był z tym problem, bo pracowałem na dwie zmiany. Pamiętam ile emocji kosztowało mnie, aby przebić się z domu do pracy, albo z pracy w czasie godziny milicyjnej. Trzeba było przeskakiwać wzdłuż ścian bloków, od budynku do budynku.

Irena Pawlik, emerytka: - Bardzo dobrze oceniam autorów stanu wojennego. Pracowałam wtedy w pralni na dwie zmiany, miałam przepustkę i pamiętam tą ulgę, gdy całkiem bezpiecznie wracało się w nocy do domu. Na ulicach były pustki, chodziły też patrole, a wcześniej pełno było chuliganów. Niektórzy mówią, że w stanie wojennym zginęło 100 ludzi, ale ja myślę, że w tych nastrojach, które wtedy były, to bez stanu wojennego zginęłoby ze 100 tysięcy.

Stanisław Badowski, emeryt: - Pracowałem wtedy w gospodarce komunalnej. Może ktoś w to nie uwierzyć, ale to było według tamtych realiów miejsce strategiczne. Władza potrzebowała porządku, odśnieżonych ulic. Ciągle kontrolowały nas jakieś wojskowe komisje, a jakiś pułkownik żywo interesował się wszystkim: odśnieżaniem, zapasami piasku i innymi rzeczami. Dyrektorzy przedsiębiorstwa niewiele mieli wtedy do gadania.

Maciej Fic, pracownik prywatnej firmy: - 13 grudnia 1981 roku byłem jeszcze w pieluchach. Pewnie, że z przekazów rodzinnych wiem o wojsku na ulicach, internowanych i tak dalej. Myślę jednak, że z biegiem czasu bardziej patrzymy na te wszystkie okoliczności żartobliwie, jak to było widać w filmie "Rozmowy kontrolowane" niż jak na tragedię narodową. Najśmieszniejsze jest to, że to tej całej kombatanckiej przeszłości przyznają się teraz ci, którzy tak jak ja byli wtedy ludźmi w wieku przedszkolnym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie