MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Aktorska para, Barbara i Jacek Bursztynowicz kochają się od 35 lat! Poznaj ich sposób na szczęście

Redakcja
Barbara i Jacek Bursztynowiczowie
Barbara i Jacek Bursztynowiczowie
Poeta i jego muza. On pisze dla niej wiersze, ona czule okrywa go kocem, gdy zaśnie na kanapie. Od 35 lat Barbara i Jacek Bursztynowiczowie są w sobie zakochani.

"Pierwsza dziewczyna, która zbiegnie po tych schodach będzie moją żoną" - powiedział Jacek Bursztynowicz do przyjaciela na korytarzu szkoły teatralnej. Ale tak naprawdę nie zdał się na los, wypatrzył ją już wcześniej i postanowił: "Tylko ta". Barbara Bursztynowicz najpierw zakochała się w jego muzyce. Był dla niej tylko uroczym chłopakiem w skórzanej marynarce z burzą jasnych włosów, który przepięknie grał pianinie w piwnicy szkoły teatralnej.

Ma już pan dla pani Barbary wiersz na walentynki? Daje je pan na różne okazje.

Jacek: Rzeczywiście często w prezencie daję swoje wiersze. Na walentynki jeszcze nie napisałem, ale to dobry pomysł.
Barbara: A my nie jesteśmy za starzy na walentynki?
Jacek: Ja się czuję młodo.
Barbara: Ale wyznawać sobie miłość i sympatię tylko raz w roku? Nie zgadzam się na to.

Jak często wyznajecie sobie miłość?
Barbara: Ciągle. Już od rana, kiedy tylko się obudzimy. Zanim wyjdziemy z łóżka i zaczniemy dzień, dotykamy się, przytulamy. Czułość i miłość okazujemy sobie też w ciągu dnia, kiedy np. idziemy do kawiarni na kawę lub robimy zakupy.
Jacek: Nie zawsze ta nasza miłość wyraża się nawet w słowach. Ot, przytulimy się, weźmiemy na spacerze za rękę.

Ale chyba czasami też się kłócicie?
Jacek: Kłócimy się przede wszystkim w samochodzie. Bo wydaje nam się, że tam nikt nie słyszy. Często powodem jest to, że Basia, która jest pedantką, uważa, że ja powinienem być doskonały we wszystkim. Jeśli zdarzy się więc, że skręcę w niewłaściwą uliczkę, awantura gotowa.
Barbara: Kłócimy się nie tylko w samochodzie. Ale nigdy nie podnosimy na siebie głosu, nie obrażamy się nawzajem, mówimy stanowczo, ale nie agresywnie.

Ciche dni się zdarzają?
Barbara: Nie lubimy ze sobą nie rozmawiać. Zwłaszcza ja muszę natychmiast wyjaśnić nieporozumienie.
Jacek: Dużo rozmawiamy, wyjaśniamy, przedstawiamy swoje racje, oczekiwania, potrzeby. I nie dzielimy włosa na czworo, nie doszukujemy się drugiego, trzeciego czy czwartego dna.

A jak z kryzysami?
Barbara: Chyba każde małżeństwo to spotyka. Nas też nie ominęły. Szczęśliwie, dzięki mądrości Jacka, udało nam się wszystkie pokonać. Tak było na przykład wtedy, kiedy mama Jacka zachorowała na Alzheimera. Mieszkała z nami, a ta choroba obciąża całą rodzinę.
Jacek: Męczyliśmy się w trójkę, a ja byłem wciąż między Basią a mamą. A mama chciała mnie mieć na wyłączność, była bardzo zaborcza. To były dwa lata okropnej walki. Z chorobą, z własnymi uczuciami, często bardzo złymi. Ale zachowaliśmy czułość wobec siebie.

Małżeństwa doskonałe to te, które potrafią po latach zachować wobec siebie czułość i podziw. Wy sięgnęliście absolutu - między wami wciąż iskrzy. Chemia, która zwykle szybko mija, u was trwa 33 lata po ślubie. Jak się z tym czujecie, gdy wokół wszyscy wokół się rozwodzą?
Jacek: Tak naprawdę to żadna nasza zasługa. Po prostu mieliśmy szczęście, że trafiliśmy na siebie. Czasem o szczęściu decyduje przypadek. Wystarczy, że zwiążesz się z niewłaściwą osobą, by mieć zmarnowane życie.
Barbara: Dziś ludzie łatwo się rozstają. Rozwód jest receptą na wszystkie kłopoty. Nie walczą, nie pokonują, tylko odchodzą. Dużo większe jest też przyzwolenie na zdradę, kolejne związki.
Jacek: My jesteśmy w tych sprawach staroświeccy. Nie daliśmy sobie przyzwolenia na zdradę, flirt, skoki w bok, romans. Bo okazje do zdrady zdarzają się w życiu każdego.

I zdarzały się takie okazje?
Barbara: O, tak! Jacka wciąż jakieś kobiety uwodziły.
Jacek: Ależ skąd!
Barbara: Ależ tak!

Jest pani o niego zazdrosna?
Barbara: Na początku byłam. Moja miłość rodziła się powoli, ale gdy się już w nim tak zadurzyłam, przeszkadzały mi nawet jego flirty z innymi dziewczynami. A on zupełnie nie rozumiał, o co mi chodzi.
Jacek: Nie robiłem przecież nic złego. Dopiero po jakimś czasie do mnie dotarło, że mogę sprawiać jej przykrość. Owszem, nie ukrywam, zawsze podobały mi się kobiety. Lubiłem na nie patrzeć, rozmawiać z nimi. Ale one nigdy nie były zagrożeniem dla naszego związku. Bo oprócz wielkiej miłości, była też pewna decyzja. Żadne z nas nigdy nie szukało przygody. Nawet gdy przechodziliśmy kryzys, wsparcia szukaliśmy w sobie, a nie miłosnej przygodzie.

A pan jest zazdrosny?
Jacek: Trochę tak. Mimo że mamy do siebie zaufanie, tli się drobny niepokój, że zawsze coś może się wydarzyć. Basia jest niezwykłą kobietą, widzę, jakie wciąż robi wrażenie na mężczyznach, jak na nią patrzą. Ma niezwykłą osobowość, bo łączy w sobie hardość i twardość góralki z wrażliwością i delikatnością.

Robi wrażenie kruchej laleczki z porcelany...
Jacek: Oj, potrafi tupnąć nogą. Doskonale wie, czego chce i zawsze to osiąga. W dodatku natychmiast. Kiedy uzna, że czas pomalować mieszkanie, musimy to zrobić jeszcze tego samego dnia. Wszystko musi mieć natychmiast. Nic nie może czekać. U Basi nie ma: "Zrobimy to jutro".
Barbara: I bardzo dobrze, bo gdyby nie ja, to na działce mielibyśmy dziś tylko sławojkę.
Jacek: My nie mamy sławojki.
Barbara: Ale moglibyśmy mieć.

Ma jakieś wady?
Jacek: Jest bardzo wymagająca. I to nie tylko wobec siebie.
Barbara: Tak mnie nauczono w domu. Mama wciąż ode mnie czegoś wymagała. W dodatku nie lubiła bylejakości. Rzadko chwaliła. Bardzo czekałam na jej uznanie, więc jak miałam umyć podłogę, to nie tylko ją porządnie umyłam, ale też wypastowałam.
Jacek: I u Basi zasłużyć na pochwałę wcale nie jest łatwo. Muszę nieustannie się starać, choć już mi się nie chce, ale wciąż tego wymaga (śmiech). Lubię, gdy mnie czasem chwali, więc staram się, jak mogę. Sprzątam nawet mieszkanie.

Co jeszcze pan robi, by zasłużyć na ciepłe słowo?
Jacek: Chodzę po zakupy. Zwykle dostaję kartkę, z dokładnym opisem. Kupuję wszystko według tej karteczki, żadna ekspedientka nie sprowadzi mnie na manowce kusząc, lepszą, tańszą, nowszą ofertą. Lubię też prasować. Kiedyś bardzo lubiłem zmywać naczynia, ale odkąd jest zmywarka, nie robię tego.
Barbara: Och, wciąż masz ten nawyk zmywania. W dodatku niezbyt dokładnego. Czasem myjesz talerz tylko z jednej strony (śmiech).
Jacek: Nie mów takich kompromitujących mnie rzeczy. Powiedz, że płacę rachunki, znakomicie pilnuję domowych finansów, zajmuję się samochodem..

Skąd go pani wzięła?
Barbara: Poznałam go na prywatce u kolegi ze szkoły teatralnej. Pamiętam, staliśmy na balkonie w jego mieszkaniu na trzecim piętrze przy ulicy Nowogrodzkiej i długo rozmawialiśmy. Zachwycił mnie swoją delikatnością, wrażliwością i inteligencją. Bardzo miło nam się rozmawiało. Jacek traktował mnie jak partnerkę, a nie jak dziewczynę z prowincji, głupią gęś. Choć tak naprawdę trochę nią byłam.
Jacek: Ja zakochałem się w Basi w jednej chwili, kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy na tym balkonie. Zaprosiłem ją następnego dnia do kawiarni, do "Krokodyla". Spóźniła się dwie godziny. Czekałem i zastanawiałem się: "Na co ja liczę?" I choć przekornie myślałem też: "Na co ona liczy?", czekałem dalej, rozmyślając nad marnością kobiet.
Barbara: Bardzo długo nie mogłam się zdecydować, czy iść. W końcu koleżanka z dziekanki namówiła mnie. Nie liczyłam, że jeszcze go tam zastanę. Ale był. Potem bardzo długo piliśmy coca-colę...
Jacek: Nie mogłem oderwać od Basi oczu. Była w takim białym sweterku...

Naprawdę pamięta pan, jak była ubrana na pierwszej randce?
Jacek: Pamiętam ten biały moherowy sweterek i długą czarną spódnicę.

A gdyby nie przyszła?
Jacek: Na pewno próbowałbym dalej. Bardzo mi się spodobała. Miała w sobie coś takiego takiego, czego nie miały dziewczyny z Warszawy. Urzekła mnie ta jej prowincjonalność. Była nieśmiała, delikatna, szczera, wrażliwa, trochę wycofana. Robiło to na mnie wrażenie. Już wtedy wiedziałem, że będzie moją żoną.

A panią czym zauroczył, że zgodziła się zostać jego żoną?
Barbara: Jacek niezwykle mi imponował, bo grał genialnie na pianinie, pięknie śpiewał i był niezwykle inteligentny. Przy nim uczyłam się też życia wielkiego miasta. Byłam samotną dziewczyną z prowincji, która mieszkała w dziekance i była trochę zagubiona. Jacek się mną zaopiekował, w dodatku w taki nienachalny sposób.
Jacek: Ale nie od razu zostaliśmy małżeństwem. Basia kończyła studia, ja wyjechałem do teatru do Grudziądza. Widywaliśmy się wprawdzie, ale niezbyt często. Nagle uświadomiłem sobie, że mogę ją stracić. Natura nie lubi próżni, a wokół niej zaczęli kręcić się jacyś adoratorzy. Wtedy oświadczyłem się.

Nie ma to jak poczuć oddech konkurencji na plecach? Jak to mobilizuje do deklaracji!
Jacek: Nie mogłem jej stracić. Wtedy zresztą zrozumieliśmy, że nie można się rozstawać na zbyt długo. Zwłaszcza w młodości trudno utrzymać związek na odległość. Za dużo pokus czyha, za dużo niepewności się wkrada.

Wciąż widzi pan w niej tamtą dziewczynę sprzed lat?
Jacek: Jest w niej ta dawna dziewczęcość, naiwność. I to, że wciąż różnymi babskimi sposobami próbuje wymusić na mnie różne rzeczy, zachowania. Pamiętam jeszcze przed ślubem, jak obraziła się na mnie, bo w towarzystwie nie poświęcałem jej wystarczająco dużo uwagi, ale nie chciała się do tego przyznać. Byliśmy nad morzem, nocowaliśmy w namiocie. Nagle czuję, że Basia nie śpi, ma otwarte oczy. Pytam, co się stało. "Nie powiedziałam ci, ale ja jestem śmiertelnie chora. Ja umieram" - słyszę. Przeraziłem się śmiertelnie, bo nie wiedziałem, czy już umiera, czy jeszcze mamy trochę czasu. I ma tak do dziś. Oczywiście nie zawsze jest to umieranie. Czasem nagle choruje, słabnie. Zawsze mnie to bardzo wzrusza. I przypomina tamto umieranie nad morzem. I zawsze osiąga w ten sposób to, co chce. A przy tym pozostaje wciąż taką małą dziewczynką. Ma mnóstwo dziewczęcego wdzięku.

Miłość i przyjaźń w małżeństwie. Niektórzy bardziej cenią tę drugą...
Jacek: Nie wiem, ile jest miłości, a ile przyjaźni między nami. Najważniejsze, że lubimy być ze sobą. Na dobre i na złe.
Barbara: Kiedyś byliśmy może bardziej radośni i swobodni. Trochę się zgarbiliśmy życiem. Przybyło doświadczeń, odpowiedzialności. I tę odpowiedzialność próbujemy dzielić albo zwalać jeden na drugiego.
Jacek: Ta nasza miłość objawia się nie w słowach, a w prostych czynnościach.
Barbara: Przykrywam Jacka kocem, gdy uśnie na kanapie.
Jacek: Ja choć nigdy nie pamiętam, żeby przykryć ją kocem, często przypominam, żeby włożyła czapkę, gdy wychodzi z domu, bo wieje wiatr lub zabrała ze sobą parasolkę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Aktorska para, Barbara i Jacek Bursztynowicz kochają się od 35 lat! Poznaj ich sposób na szczęście - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie